9 - Tylko dla Janowskiego 🌱

309 19 10
                                    


🌱

Punkt siedemnasta usłyszałam, jak mój domofon wygrywa znaną mi muzykę. Stałam w kuchni w pełnej gotowości, popijając sok marchewkowy z kartonika. Byłam ubrana w czarną skórzaną spódniczkę, a do tego miałam założony biały golf. Na nogach miałam zaś ciemne buty na koturnie. Dobrałam dodatkowo srebrny wisiorek z jaskółką, z pozłacanymi skrzydłami. Generalnie nigdy nie chodziłam w spodniach, a jeśli już, to naprawdę w drodze wyjątku. Lubiłam być wykwintnie i elegancko ubrana, więc prawie całą moją garderobę zajmowały sukienki i spódniczki. Druga część należała do butów, w której przeważały zdecydowanie wysokie szpilki. Śmiało mogłam się przyznać do tego, że miałam manię kupowania różnych ubrań i butów, a wielu z nich nie założyłam nigdy.

Zamknęłam drzwi na klucz, po czym zjechałam windą w dół. Moim oczom ukazała się iście wiosenna pogoda, bo promienie słoneczne lekko ogrzewały moją skórę, ale wiał też delikatny wietrzyk, rozwiewając włosy na boki. Przeklinałam tę pogodę za to, bo czarne fale latały we wszystkie strony, uniemożliwiając mi ułożenie ich w odpowiedni sposób. W końcu westchnęłam i poddałam się, zostawiajac je na pastwę losu. Granatowy Range Rover stał tuż za bramą na osiedle, a jego właściciel opierał się o karoserię, patrząc intensywnie w przestrzeń. Wbiłam kod, dzięki któremu uliczka przede mną się otwarła, a ja postawiłam pierwszy krok na chodniku poza moim osiedlem.

Chciałabym móc go pocałować, ale to było zbyt ryzykowne, zważając na fakt, że wcale nie byliśmy w zamkniętym pomieszczeniu, a otwartej przestrzeni. On myślał dokładnie o tym samym, bo położył ręce na moich biodrach, chcąc mnie przyciągnąć do siebie. Strzepnęłam szybko jego dłonie ze swojego ciała, dając mu jasno do zrozumienia, że tutaj nie ma mowy o wzajemnych czułościach. Wsiadłam więc do auta, po czym zapięłam pasy, by w razie wypadkowi nie ulec zbyt dużym obrażeniom. Przez całą drogę czułam jego uważny wzrok na sobie, ale nie patrzył na mnie tak, jak wczoraj a zupełnie inaczej. Jakby z troską.

— Jesteśmy — powiedział, parkując na sporym parkingu przed ogromnym obiektem sportowym.

Wokół była masa ludzi, kibice tegoż sportu ściągali na trybuny mrowiami. Dół stadionu był murowany, tak samo jak dosyć wysokie budynki obok. Z ceglanego muru w górę wyrastały masywne, białe słupy, a na nich umieszczony został dach z białej płachty. To tak na wypadek, gdyby padało, chyba. Otworzył mi drzwi, gdy podczas mojego zamyślenia i analizy wszystkiego naokoło, zdążył już wysiąść z auta. Wysiadłam, ujmując delikatnie jego dłoń. Moje koturny głośno zastukały, zwracając na nas większą uwagę. Teraz niektóre kobiety intensywnie świdrowały mnie wzrokiem, a mężczyźni zastanawiali się nad tym, co robię z ich - zapewne - ulubieńcem. Zignorowaliśmy te spojrzenia, ale i tak po drodze musieliśmy się zatrzymać, by napalone fanki mogły zrobić sobie z nim zdjęcia i by mógł podpisać się im na koszulkach. Ja wiedziałam, że jestem ładna i przy tych dziewczynach wyglądam dosłownie jak bóstwo. One tylko zabijały mnie wzrokiem, mierząc mnie od góry do dołu.

Gdy Maćkowi udało się w końcu od nich odpędzić, poprowadził mnie do nieznanego kibicom wejścia, prowadzącego do miejsca, w którym żużlowy przygotowali się do występów. Cokolwiek oni podczas tych przygotowań robili. Ochroniarz przepuścił nas po tym, gdy Magic zaznaczył, iż jestem z nim. Zdążyłam przejść dosłownie pare kroków, a już słyszałam pogwizdywania innych zawodników z parkingu na ich motocykle.

— Magic, pamiętaj, że ty masz dziś jechać w meczu, a nie zaliczać gdzieś po szatniach! — upomniał mężczyznę młody chłopak, co najmniej kilka lat młodszy od niego. Na nosie miał charakterystyczne okulary słoneczne, z okrągłymi oprawkami. — Maksym jestem — powiedział, wyciągając rękę w moją stronę, uśmiechając się szeroko. Uśmiech i głos miał naprawdę czarujący.

— Weronika — powiedziałam słodko, ściskając jego dłoń. Maciej zmierzył za to szatyna morderczym spojrzeniem.

— Młody, nie pozwalaj sobie — upomniał go blondyn, a młodszy tylko uroczo się uśmiechnął. — Maksym Drabik, pseudonim Torres — wyjaśnił, wskazując na brązowowłosego chłopaka.

Czemu oni wszyscy mają jakieś dziwne pseudonimy?

Zmarszczyłam brwi, po czym pokierowałam się za Maćkiem, krok w krok, idąc mu dosłownie po piętach. Zapytany, czy wyjaśni mi, na czym polega jego praca, tylko się uśmiechnął i wpadł w wir wyjaśnień.

— W każdym meczu masz dwie drużyny, które ze sobą rywalizują. W jednym biegu, to jest wyścigu, jedzie czterech zawodników, po dwóch z każdego składu. Ten który przyjeżdża pierwszy przywozi trzy punkty, ten który drugi - przywozi dwa i tak dalej. Wygrywa drużyna, której zawodnicy przywiozą najwięcej punktów — powiedział niemalże na jednym tchu, a ja tylko rozszerzyłam oczy. I dla takiego ścigania i wzajemnych wymijanek tyle ludzi pchało się na stadiony?

— Nadal jest to mało interesujące — trzymałam cały czas się swojego stwierdzenia, że nie interesuje mnie to w żadnym stopniu.

Prychnął pod nosem, prowadząc mnie w stronę swojego miejsca. Później określił to jako boks, a moje zdziwienie i zastanawianie się nad sensem tej dyscypliny tylko się powiększały. Usiadłam na krześle, które stało w najgłębszym miejscu tego zacisznego boksu, gdzie prawie w ogóle nie było mnie widać. Podszedł do mnie po chwili, a jego ręce wylądowały na oparciach od siedziska. Zamknął mnie w swoich ramionach tak, że nie mogłam się teraz ruszyć w jakąkolwiek stronę. Spojrzał głęboko w moje oczy, a później jego wzrok wylądował na moich ustach.

Nie czekałam ani chwili, by złączyć nasze usta w pocałunku, ale cały czas moje oczy były otwarte i lustrowały otoczenie wokół. Nie oddałam się tej sekundzie, ale cały czas byłam w pełni przytomna, aby móc zareagować w czasie, gdyby ktoś miał się pojawić nagle w pobliżu. Oderwaliśmy się od siebie, gdy nasz pocałunek trwał już wystarczająco długo i jego przedłużanie byłoby zbyt ryzykowne. Jak na zawołanie, obok nas pojawili się dość wysocy mężczyźni, a każdy był ubrany w identyczną koszulkę, z napisem Janowski Team.

— Siedź tutaj grzecznie, a później ci to wynagrodzę — powiedział, na dobre oddalając się ode mnie. Poczułam dziwną tęsknotę, jakby właśnie zabrano mi go na naprawdę długi czas.

W głębi wiedziałam, że wróci wtedy, gdy to wszystko się skończy, a ile to będzie trwało - tego już nie wiedziałam. Nadal się zastanawiałam, jakim cudem ta dziwna relacja miała w ogóle prawo egzystować. Nie było tutaj mowy o miłości, bo żadne z nas nie żywiło do siebie jakiegoś wielkiego uczucia. Spotkaliśmy się trzy razy i niemal zawsze kończyło się tak samo. Tylko raz przerwał nam mój natarczywy dzwonek telefonu.

— Nie wyglądasz na zainteresowaną — zauważył Maksym, który jakimś cudem znalazł się obok mnie. W rękach trzymał gogle, a ubrany był w przedziwny kombinezon, przez który przypominał astronautę.

— Bo nie jestem — wzruszyłam ramionami, gdy para Wrocławian testowała tor. Nie wiedziałabym, że właśnie to robią, gdyby komentator nie wykrzyczał tego na głos. — Jestem tutaj ze względu na Maćka.

Przyznałam się właśnie przed jakimś małolatem, że przyszłam na stadion tylko dla Janowskiego. Lekki absurd. A w moim życiu absurdów było jak na razie naprawdę niewiele.

🌱

Heja wam! Ja chciałabym wyjaśnić kwestię jedną - określam Maćka czasem jako tlenionego blondyna, to dlatego, że miał takie włosy dokładnie w tym roku, w którym akcja jest osadzona - 2019r. Także to chciałam wyjaśnić, buzi!

🌱 𝙸'𝚖 𝙽𝚘𝚝 𝙵𝚛𝚎𝚎 ~ Maciej Janowski 🌱 ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz