🌱
— Spóźnia się dwadzieścia minut, to do niego niepodobne — mruknęłam w stronę Eweliny, która siedziała na kanapie w moim mieszkaniu i głaskała Kasandrę, zasypiającą na jej kolanach. Ten kot raczej nie miał w zwyczaju robić niczego innego, niż wylegiwanie się w moim łóżku albo w łazience na dywanie.
— Może są korki? — zapytała rudowłosa, podnosząc brew w górę.
Zagryzłam wargę. Umówiłam się z nim na dziś wieczór i czekałam już ubrana w sukienkę i buty, a jego nadal nie było. Maciek się nie spóźniał. To nie był ten typ człowieka. Lubił być punktualny i zazwyczaj zjawiał się wcześniej, niż powinien. Nie dał znaku życia od wczoraj, kiedy to napisał mi ostatnią wiadomość, że idzie spać i życzy mi dobrej nocy, i że następną spędzimy już razem. Czekałam na to, nie widziałam się z nim od kilku dni i naprawdę zaczynało mi go brakować. Teraz zaczęłam się o niego bać.
Jak na zawołanie usłyszałam dźwięk dzwonka. Nie tyle, że domofonu, ale dzwonka. Stał pod moimi drzwiami, choć miał mnie zabrać do siebie, a nie wpraszać do mnie. Zmarszczyłam brwi i w pierwszej chwili zastanawiałam się, czy może czegoś po prostu nie zapomniał, ale później przestałam o tym myśleć. Chwyciłam za telefon i torebkę, które leżały na blacie i pożegnałam się z Eweliną, kierując się już w stronę drzwi. Otworzyłam je, jednocześnie szukając płaszcza lub kurtki w szafie w przedpokoju, nawet na niego nie patrząc.
— Nie zabierasz mnie do siebie? — zapytałam żartobliwie, wyciągając wieszak ze skórzaną kurtką. Odwróciłam się w jego stronę i ubranie wypadło mi z rąk.
To był mój Maciek, ale w strasznym stanie. Wstrzymałam oddech i spojrzałam na niego przerażonym wzrokiem. Z dolnej wargi, jak i z nosa sączyła się jeszcze krew, a pod okiem malował się sporych rozmiarów siniak. Chwyciłam jego twarz w dłonie, rozchylając nieco usta z przerażenia. Nieważne kto mu to zrobił, ja już szykowałam w mojej głowie plan krwawej zemsty.
— Kto ci to zrobił? — zapytałam, przesuwając dłonie na jego kark. Pochylił się delikatnie do przodu, łącząc nasze czoła, po czym złożył subtelny pocałunek na moich wargach. Nic nie mówił. Było tak cicho i dziwnie.
— Ja nie wiem, Weronika, naprawdę — odezwał się w końcu. Przyciągnął mnie bliżej siebie, łapiąc w talii. — Ich było trzech, ja jeden. Zwiałem.
— I bardzo dobrze — powiedziałam, całując go pomiędzy wypowiadanymi przeze mnie słowami. Chciałam mu pokazać, że mimo wszystko jestem z nim na dobre i na złe. — Porozmawiam z szefem, chociażbym miała wylecieć z hukiem...
— Nic mu nie mów — powiedział stanowczo, odrywając się ode mnie. Odsunął głowę o kilka centymetrów w tył i spojrzał na mnie z góry. Spojrzał wprost w moje czarne oczy, które teraz stały się puste, ale zarazem smutne.
Byłam zła, jednocześnie przerażona i do tego wszystkiego chciało mi się płakać. Nie wiem kto chciał skrzywdzić Maćka, ale chyba nie wiedział, że wszedł prosto w paszczę lwa. Lepiej, szedł na spotkanie z diabłem.
— Gołąbeczki... — zaczęła Ewelina, pojawiając się obok nas. Chwilę później zaniemówiła i zakryła usta dłonią. A my z Maćkiem staliśmy przytuleni do siebie, bojąc się, że ktoś za moment nas rozdzieli. — Chrystusie...
— Nie daruję tego temu, kto ci to zrobił — powiedziałam w końcu, odrywając się od niego na moment.
— Weronika, uspokój się — mruknął, chwytając mnie w talii i prowadząc do salonu. Tam usiadł na kanapie, a moja przyjaciółka podała mi wacik i wodę utlenioną, by odkazić te rany. — Nie będę bał się wychodzić z domu tylko dlatego, że jakichś trzech typków się na mnie uwzięło.
— Tłumaczyłam ci to już pare razy — zaznaczyłam. — To wszystko jest przeze mnie... Maciek, wytłumacz mi, dlaczego ty się ze mną związałeś i dlaczego jeszcze mnie nie zostawiłeś?
— Jak możesz tak mówić? — powiedział, kładąc ręce na moich biodrach i sadzając mnie na swoich kolanach. — Kocham cię, Weronika, kocham... — szepnął tak, bym tylko ja to usłyszała.
— Też cię kocham, wariacie — odparłam, przybliżając moją twarz do jego.
Patrzyłam wprost w jego niebieskie tęczówki, napawając się ich widokiem.
Jakbym już wtedy wiedziała, że to może być ostatni raz...
Odgarnęłam włosy z jego czoła, delikatnie, kosmyk po kosmyku. Ułożyłam moje ręce na jego kościach policzkowych i mogłam tak siedzieć przez cały czas, czuć jego obecność i widzieć te jego idealną twarz, choć trochę poharataną.
Poczułam, jak subtelnie musnął moje usta, od razu to przerywając. I zrobił to drugi raz. I następny... i gdyby nie Ewelina, to zapomnielibyśmy o rzeczywistości i całym świecie, który nas otaczał. A rudowłosa wpadła do salonu, od razu się z niego wycofując. Choć ja i tak byłam w stanie zobaczyć ją kątem oka.
— Może ja już pójdę — odchrząknęła, wskazując ręką na drzwi. Kiwnęłam głową i chwyciłam Maćka, oplatając moje ręce wokół jego szyi. — Poradzicie sobie, prawda?
— Oczywiście, że sobie poradzimy — powiedziałam niewinnie, patrząc to na nią, to na Maćka.
Ta tylko uśmiechnęła się złowieszczo pod nosem i spojrzała na mnie wzrokiem typu tylko bez szaleństw, po czym opuściła moje mieszkanie.
— Maciek, wiesz, że nam nie wolno tak w zasadzie istnieć? — zebrało mi się na filozofie.
— Znowu zaczynasz? — mruknął niezadowolony, składając pocałunki na mojej szyi. Maciek bardzo nie lubił, gdy skupiałam się na naszej przyszłości.
Co ty pieprzysz, Weronika? Nie było żadnej waszej przyszłości.
— Czasem za dużo myślę — przyznałam się do tego bez bicia. — I gadam też za dużo...
— Zdecydowanie za dużo — jęknął, przesuwając swoje dłonie jeszcze niżej. — A teraz, możesz przestać już gadać i pozwolić mi przejść do czynów?
— No nie wiem, zastanowię się — powiedziałam, marszcząc nos. Trzeba się z nim było raz po raz podroczyć.
— Jesteś gotowa na odrobinę magii dzisiejszej nocy? — zapytał, a jego ciepły oddech owiał moją skórę. Poczułam mrowienie w nogach i przyjemne dreszcze w okolicy kręgosłupa.
— Oczywiście, że tak, mój magiku — szepnęłam, przygryzając płatek jego ucha.
Jęknęłam, czując jego dłonie na moich rozgrzanych udach i wzdrygnęłam się, gdy jego zwinne palce dotarły do mojej bielizny. Rozszerzyłam oczy, kiedy poczułam go jeszcze mocniej i wsparłam się na nogach, unosząc lekko w górę. Przywarłam do niego całym ciałem, wbijając moje ostre paznokcie w jego skórę. Rozchyliłam usta, po czym odchyliłam głowę w tył. Musiałam powstrzymywać krzyki i westchnienia, więc po prostu wpiłam się w jego usta najmocniej, jak potrafiłam i adorowałam jego wargi równie mocno, jak on adorował moje ciało.
— Czemu doprowadzasz mnie do szału? — wysapałam, odrywając się od niego na chwilę. Chwilę później krzyknęłam, nie przejmując się zbytnio sąsiadami. — Maciek!
— Bo jestem pieprzonym magikiem — powiedział dobitnie i skończył swoje dzieło. Opadłam w jego ramiona, oddychając ciężko. Moje serce biło w mojej klatce piersiowej w niekontrolowanym tempie i nie miałam siły już nic powiedzieć. — I co, Weroniko? — wypowiedział moje imię, kładąc na nie duży nacisk i dodając akcent.
— Zajebiście — zdołałam mu odpowiedzieć, choć w moim obecnym stanie to było naprawdę trudne. Wzięłam ostatni głęboki oddech i pociągnęłam materiał jego koszulki w górę, by ją ściągnąć. Nawet nie zaprotestował, a już po chwili zajmował się moją sukienką.
Nie pokazujcie mi raju, żeby potem go spalić.
🌱
Ah, jest mi tak w cholerę smutno po tym Grand Prix w Lublinie. Ogólnie się cieszę bo bo Laguta i Dominik zarąbiście, ale Maciek... Boże, jest mi go tak szkoda, ale cały czas trzymam za niego kciuki :)
A i chciałam zauważyć, że jeszcze jeden rozdział i epilog ;)
CZYTASZ
🌱 𝙸'𝚖 𝙽𝚘𝚝 𝙵𝚛𝚎𝚎 ~ Maciej Janowski 🌱 ✔️
Fanfic🌱 ~ Pokazał mi świat, o którym nie miałam pojęcia. Tylko przy nim czułam się wolna. Tylko przy nim czułam, że potrafię kochać. ~ 🌱 I'm yours #1 Cytrusy i bergamotka 🍊🌾