23 - Dawid, zabiłam człowieka 🌱

196 17 3
                                    

🌱

— Czyli dobrze ci z nim? — zapytała Ewelina, gdy po dłuższym czasie niewidzenia się zdążyłam jej opowiedzieć wszystko o Maćku.

Nadal była do tego jakoś sceptycznie nastawiona. Zresztą, ona musiała prześwietlić każdego, kto tylko miał zamiar zakręcić się wokół mnie. Była opiekuńcza i martwiła się o mnie, a to mnie poniekąd cieszyło. Lubiłam, gdy ktoś o mnie dbał.

— Tak — odpowiedziałam, kiwając głową.

Naprawdę tak było. Nie mogłam sobie chyba wymarzyć lepszego życia miłosnego, niż w tamtym momencie. Może i byliśmy skazani na stracenie, może nasz los i przyszłość wisiały na włosku, ale to było naprawdę mało istotne. Nie martwiłam się na zapas, nie myślałam o tym, co będzie później. Mnie obchodziła tylko teraźniejszość.

— A ty masz kogoś na oku? — zapytałam, unosząc obydwie brwi w górę. Ewelina machnęła tylko ręką.

— Jak już stwierdzam, który klient jest najprzystojniejszy, to pojawia się kolejny, który zaburza cały mój ranking — prychnęła, opierając się jedną ręką o blat.

Byłyśmy w barze i czekałyśmy, aż wszystkie dziewczyny będą gotowe na to, by go otworzyć. Rudowłosa była ubrana w czerwoną sukienkę, z wycięciami po bokach. Na nogach miała wysokie szpilki, które powodowały, że była wyższa niemal od naszego szefa. Ja czekałam tylko, żeby klienci wlali się tłumem do środka i bym mogła w spokoju pokierować się w stronę domu. Nie chciałam zostawiać mojej przyjaciółki samej, ale ta rozkazała mi wracać do apartamentu i nie ruszać się z niego za żadne skarby. Opowiedziałam jej o wszystkim, łącznie z tym, że ktoś chce mnie się pozbyć i wyraźnie na mnie poluje.

Usłyszałyśmy charakterystyczny dźwięk, który sygnalizował otwieranie się drzwi, a już po chwili do środka wpadła grupa mężczyzn w podeszłym wieku. Jedni opadli od razu na kanapy, inny pokierowali się wprost do baru, a jeszcze kolejni zajmowali miejsca przy stołach bilardowych. Wzięłam głęboki oddech, ostatni raz zaciągając się świeżym powietrzem, zanim mieszanka perfum i papierosów dotarła do miejsca, w którym teraz stałam. Pożegnałam się z Eweliną, życząc jej powiedzenia dzisiejszej nocy i ruszyłam na wyprawę, przedzierając się przez ludzi ściśniętych na otwartej przestrzeni klubu. Wstrzymywałam oddech najdłużej jak mogłam, by od pojawiającego się zapachu potu mnie nie zemdliło. Byłam niesamowicie szczęśliwa, gdy pchnęłam masywne, metalowe drzwi w przód i znalazłam się na dworze. Wtedy mogłam już poczuć świeże i czyste powietrze, niezmącone przez żadną z nieprzyjemnych woni.

Uśmiechnęłam się do ochroniarza promiennie, a on obdarzył mnie tym samym. Próbowałam wyglądać na zupełnie opanowaną, ale każda podróż z klubu wprost na parking stresowała mnie niezmiernie mocno. Bałam się, choć od incydentu z kartką nie było już żadnej oznaki, wskazującej na to, iż jestem śledzona. Mimo to i tak bałam się panicznie, że ktoś odstrzeli mnie w najmniej spodziewanym momencie i tym razem nie będzie już ratunku. Owszem, miałam ze sobą broń i nie ruszyłam się bez niej z mojego mieszkania, ale co jeśli nie zdążę jej wyciągnąć?

Szłam dosłownie tym samym chodnikiem, na którym prawie zginęłam, z dłonią zaciśniętą kurczowo na mojej torebce. Czułam spluwę przez jej skórzany materiał, a gdy oddaliłam się od bezpiecznego rewiru, moja ręka wylądowała w środku i wyciągnęła parabellum tak, by nie było go na pierwszy rzut oka widać.

Chyba mnie wzięło jakieś przeczucie, bo już po chwili słyszałam za sobą kroki. Mógł to być zwykły mężczyzna, a mógł to być mój niedoszły zabójca. Niestety, okazało się, że to właśnie druga opcja jest prawdziwa. Rozpoznałam sposób, w jaki stawiał kroki na płytach chodnikowych, więc jeszcze mocniej ścisnęłam rączkę pistoletu. Oddychałam głośno, a serce coraz mocniej biło w mojej piersi, tak bardzo, iż miałam wrażenie, że zaraz samo się z niej wyrwie. Brnęłam na przód, a jedynym dźwiękiem, który towarzyszył mi w tamtej chwili, był odgłos moich obcasów, uderzających o beton. Poza tym słyszałam jeszcze jego kroki, bo nie chciał zejść mi z pięt. Nie odważył się podejść bliżej, ale ja wiedziałam, że to właśnie mnie śledzi.

Nikogo innego nie było w okolicy, nikt nie mógł mnie obronić, nic nie było w stanie odwrócić jego uwagi od mojej sylwetki, tak pewnie zmierzającej w stronę swojego auta. Niby odważnie, ale jednak na trzęsących nogach i z drżącymi rękoma, które trzymały teraz ten przestępczy przedmiot. Nie wiedziałam co robić, bo nawet jeśli znajdę się w samochodzie nim mnie dogoni, to i tak trudno będzie mi tak szybko odpalić. Wtedy wpadł mi do głowy jedyny pomysł, który wydawał się nielekkomyślny i rozważny.

Przyspieszyłam nieznacznie swój chód w ten sposób, by nie był w stanie tego wyłapać i moim jedynym celem była uliczka pomiędzy klubem, a jakimś niezamieszkanym budynkiem obok. Jeśli wszystko pójdzie tak, jak sobie zaplanowałam, to wezmę go z zaskoczenia. Nie miałam odwagi na to, by go zabić, ale wiedziałam, że muszę go nastraszyć. Jeśli to był ten sam, który strzelał do mnie jakiś czas temu i zostawił kartkę, to musiał być świadom tego, że mam broń. A skoro na mnie polował, to musiał wiedzieć, że potrafię być naprawdę niebezpieczna.

Znalazłam się za murem klubu i odwróciłam gwałtownie w tył, czekając aż tajemniczy facet znajdzie się w tym miejscu. Wyciągnęłam ręce przed siebie, jeszcze mocniej i zdecydowaniej zaciskając palce na pistolecie. Jeden z nich wylądował na spuście, choć niemal w ogóle nie wyczuwałam metalu pod skórą. Cofnęłam się gwałtownie kilka kroków w tył, by mieć do niego jakąś odległość i tylko czekałam. Szedł w moją stronę, pozostały chwile do tego, by znalazł się w wąskim przejściu, prowadzącym na drugą ulicę. Napięłam mocno mięśnie moich pleców, otwierając ramiona. Starałam się w ten sposób wyglądać na bardziej wyniosłą, niż byłam w rzeczywistości.

Znalazł się za rogiem i od razu zatrzymał się w miejscu. Nie spodziewał się mnie, mierzącej do niego z broni. W ręce trzymał nóż, a nie pistolet. To w pierwszej chwili dało mi do myślenia, bo dlaczego tym razem nie zabrał spluwy, gdy mnie śledził? Uniósł ręce w górę, a ja w tym świetle nie byłam w stanie ujrzeć jego twarzy, która w przygaszeniu i jeszcze do połowy zarzuconym kapturem była niemal czarna. Ramiona mi zadrżały i na chwilę straciłam uwagę, a on już zdążył wyciągnąć pistolet i mierzył teraz do mnie. Momentalnie wyprostowałam dłonie i poczułam, jak strach oblewa moje ciało od góry do dołu.

— No dalej, zrób to — zachęcił. Miał strasznie pusty i gardłowy głos, który aż sam przyprawiał o dreszcze. Widziałam, jak jego ręce nieznacznie poprawiają swoją pozycję, a on celuje idealnie w moje serce. — Tak jak myślałem, nie masz odwagi, żeby...

Nie dane mu było dokończyć, bo mój palec przydusił spust i kula wylądowała w jego brzuchu, powalając go na ziemię. Spanikowałam w pierwszej chwili, ale gdy zorientowałam się, że jeszcze dycha i ma świadomość, podeszłam do niego, kopiąc jego pistolet, który wylądował kilka metrów dalej. Patrzyłam na niego z góry, po czym schowałam ostrożnie moją spluwę do torebki, a następnie próbowałam w niej odnaleźć telefon. Drżącymi rękoma było to zdecydowanie trudniejsze, niż na codzień. W końcu udało mi się odnaleźć urządzenie i z dygotającymi rękoma uniosłam je, przykładając do ucha.

— Dawid, zabiłam człowieka.

🌱

No kryminałów to ja pisać nie będę, ale co tam! Nawet mi się podoba ten rozdział, takie mocne 5/10. Trzymajcie się tam ciepło i w ogóle!

🌱 𝙸'𝚖 𝙽𝚘𝚝 𝙵𝚛𝚎𝚎 ~ Maciej Janowski 🌱 ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz