Rozdział 4 Five

79 15 8
                                    

Seven jako pierwszy stanął stopami na zimnym betonie, który dodatkowo był pokryty kałużami. Patrzył z niecierpliwością na Mono, który był dopiero w połowie swojej drogi na ziemię. Chłopak westchnął zirytowany i spojrzał w stronę, gdzie pobiegła nieznajoma.

- Mono! - krzyknął Seven w stronę towarzysza. - Pobiegnę za nią! Później się spotkamy, okej?!

Ciemnowłosy spojrzał na chłopaka w swetrze. Nie podobał mu się pomysł rozdzielenia się, ale jednocześnie nie chciał się z nim kłócić. Do tego wydawało się, że naprawdę zależy mu na dogonieniu tej dziewczyny i wypytania jej.

- Okej! - odpowiedział krótko. Seven uśmiechnął się na jego odpowiedź i pobiegł w stronę wyjścia.

Mono po kilku minutach stanął na podłożu. Było mu niezwykle zimno. W sumie co się dziwić? Cały teren był wilgotny, a do tego jeszcze panowała tu niezwykle niska temperatura. By nie zamarznąć, zaczął biec w stronę Seven'a, który już dawno zniknął mu z oczu. 

Zanim się obejrzał, stanął w progu wielkiego pomieszczenia, które niemiłosiernie cuchnęło. Było w środku zimno i wilgotno. Po ścianach wspinała się pleść, a prysznice dawno już były zardzewiałe. Pojedyncze krople spadały z niektórych, tym samym uderzając z cichym pluskiem o kałuże.

Mono automatycznie zakrył sobie nos rękawem. Drzwi na przeciwko niego były zamknięte. Zaczął iść w stronę wyjścia. Zauważył przed sobą osłoniętą kanalizację, którą pewnie zleciał w dół Seven i ta nieznajoma.

Niewiele myśląc nabrał powietrza w płuca i skoczył. Zleciał wprost do niewielkiego bajora z wodą, w którym było mnóstwo śmieci - od walizek, aż po zepsute konserwy w puszkach. Przepłynął kawałek, aż w końcu jego stopy spotkały się z płytami na dnie. Nieprzyjemnie było je dotykać gołymi nogami, gdyż w odczuciu były strasznie śliskie, jakby były pokryte czymś w rodzaju szlamu i rdzy w jednym. 

Doszedł do walizki, wspiął się na nią i stanął na górze. Przed nim znajdowało się wejście zabite deskami. A raczej było - dwie z nich były oderwane, a przez powstałą dziurę wdzierało się sztuczne światło. 

Ucieszony, że pewnie to ta nieznajoma i Seven, ukucnął i przeszedł na drugą stronę. Ujrzał jednak tylko Seven'a, który patrzył się na jeden punkt. Jego ręka się trzęsła, co tylko ukazywało światło padające z latarki na powierzchnię ścian. Jednak Mono zwrócił uwagę najpierw na przyjaciela i dotknął jego ramienia. Nawet nie zareagował.

- Seven? - zapytał zmartwiony Mono. Towarzysz wskazał jedną ręką przed siebie. 

Dopiero teraz Mono zauważył na co się patrzył. Otworzył szerzej oczy, kiedy tylko spostrzegł nieznajomą. Coś jednak było nie tak. Stała w prowizorycznym, drewnianym przejściu, na którym widniały czarne odciski dziecięcych dłoni. Chłopak przyjrzał się bliżej dziewczynie. Jej cera była bardzo blada, wręcz anemiczna. Miała długie, kasztanowe włosy, które były spięte w luźnego i zarazem bardzo niechlujnego warkocza. Ubrania również nie powalały. Biała sukienka na ramiączka była przemoknięta. Na dolnej części znajdowały się niewielkie plamy krwi i czarnej mazi. Oczy o brązowych tęczówkach wyraźnie kiedyś zasłonięte prostą grzywką, teraz były odsłonięte i spoglądała na dwójkę chłopców. Pod oczodołami znajdowały się czarne sińce, a twarz, na której powinien być uśmiech, spowijał smutek.

- Jak masz na imię? - postąpił jeden krok Mono. Była na oko odrobinę młodsza od nich. Może o rok czy dwa. Dziewczyna nie wydawała się bać nieznajomych. Po prostu stała spokojnie, choć wydawała się nie chcieć by chłopak do niej podchodził. 

- Five - odpowiedziała krótko i przyglądała się jak ciemnowłosy postępuje w jej stronę kolejne dwa kroki, tak jakby bał się od razu do niej podejść. Wskazała palcem na Seven'a, który pod wpływem tego wzdrygnął się. - Używaj jej mądrze.

Darkest Under The Lantern - [Little Nightmares]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz