Prolog

43.9K 1.8K 575
                                    

Usiadłem, wpatrując się w białe kawałki lodu, pływające po tafli oceanu.

- To już jutro - usłyszałem kobiecy głos. Nie musiałem się oglądać, aby wiedzieć, że należy on do mojej o rok młodszej siostry.

- Tak… - westchnąłem, próbując pozbyć się zdenerwowania. - Wiem, że to nic takiego, ale dalej się stresuję.

Dziewczyna zachichotała cicho i siadając obok, położyła mi rękę na ramieniu.

- To tak jak każdy. Nie martw się, pewnie i tak, jak większość, zostaniesz w Aquem.

- Nie wiem, czy mnie to cieszy, czy wręcz przeciwnie.

- Już o tym rozmawialiśmy, Araelu - spojrzała na mnie karcącym wzrokiem.

 - Tak, wiem, że muszę tu zostać, ale ja tego nie chcę. Kocham ciebie i mamę, ale wiesz jak mi ciężko. Nie mogę cały czas siedzieć w domu tylko dlatego, że nikt nie może się dowiedzieć.

 - Przykro mi. Ale z takim poziomem mocy, nie możesz ot tak chodzić sobie po ulicach. Aqurin mógłby uznać cię za zagrożenie.

- Wiem. Ale mimo to, chciałbym normalnie żyć. A nie będzie to możliwe w Aquem. Nie chcę tej mocy, a pewnie przez nią będę musiał tu zostać, do końca życia sam. Chyba, że się zdarzy jakiś cud i zrobią ze mnie transfera.

- Nie jesteś sam. Masz mnie i mamę.

- Wiesz o czym mówię - spojrzałem na nią z wyrzutem.

- No dobra, przepraszam, ale nie rób sobie zbyt dużych nadziei.

Naszą rozmowę przerwał kobiecy krzyk.

- Rachel, Arael, wejdźcie do środka! Nie możecie być jutro chorzy, szczególnie ty, Araelu.

- Dobrze, mamo! - odpowiedzieliśmy chórem i ruszyliśmy w stronę domu.

Za drzwiami przywitał nas zapach smażonej ryby. Rozebraliśmy się z grubych płaszczy i ruszyliśmy w stronę kuchni.

- Znowu ryba? - jęknąłem cicho, ale moja rodzicielka i tak mnie usłyszała.

- Wiem, że jej nie lubisz, ale nie ma nic innego. Jest zima, więc ciężko dostać choćby rybę, a co dopiero mięso.

- Jakoś przeżyję - podszedłem do mamy i pocałowałem ją w policzek.

- Dobrze - kobieta uśmiechnęła się do nas wesoło - Siadajcie do stołu.

Usiadłem na niewygodnym krześle i zaczekałem, aż mama zajmie swoje miejsce. Po kolacji, jak zwykle, udałem się do swojego pokoju.

Nieduże pomieszczenie w kształcie kwadratu pomalowane było na kolor ciemno zielony. Przy niedużym oknie, z którego rozchodził się widok na ocean, znajdowało się łóżko. Oprócz niego, jedynymi meblami w pokoju była szafa na ubrania i małe biurko, przy którym stało stare drewniane krzesło. Może nie był to królewski pokój, ale i tak spędziłem w nim ponad połowę mojego życia.

Położyłem się na łóżku rozmyślając o jutrzejszej uroczystości. Co roku był to jedyny dzień, kiedy mogłem pójść do miasta. Uroczystość Wyboru była jedynym obowiązkowym świętem w Aquem i chociaż wszyscy musieli na niej być, tylko osoby kończące osiemnaście lat brały w niej udział.

Ułożyłem się wygodniej na łóżku starając się o tym nie myśleć. Nie chciałem robić sobie nadziei na opuszczenie tego miasta. Nic nie mogłem jednak poradzić na to, że gdzieś w środku miałem przeczucie, że jutro wszystko się zmieni.

Walcząc z marzeniami, odpłynąłem do krainy Morfeusza.

Opowiadanie Yaoi (slash) - Ogień i wodaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz