Rozdział III

22.1K 1.5K 1.4K
                                    

W południe staliśmy z Max’em i Angeliką przed czekającymi powozami, żegnając się z rodziną. Kiedy wszyscy odeszli pożegnaliśmy się ze sobą, życząc powodzenia i wsiedliśmy do osobnych powozów. Mimo, że znałem ich niecały dzień, smutno było zostawiać kogoś, kto jak dotąd był mi najbliższy przyjaciela.

Nie musiałem długo czekać, gdy do powozu wszedł Elin wraz ze swoim podręcznym bagażem. Skinąłem mu głową na przywitanie, na co on po prostu mnie zignorował. Coś we mnie zawrzało, ale postanowiłem nie zwracać na to uwagi. Jeśli on chce udawać, że mnie nie ma, ja będę udawał, że on nie istnieje.

Ruszyliśmy z lekkim opóźnieniem. Przez pierwsze dwie godziny podróży trwałem w swoim postanowieniu i usilnie ignorowałem spojrzenia swojego towarzysza. W końcu jednak nie wytrzymałem.

- No co? - burknąłem przyłapując go po raz kolejny na wpatrywaniu się we mnie.

- Nic - odpowiedział tym samym tonem, kierując wzrok za okno. Po chwili jednak kontynuował. - Gdzie ona jest?

- Kto? - w pierwszej chwili nie miałem pojęcia o czym mówi. - Ave? Tutaj - sięgnąłem ręką do kaptura, wyciągając z niego oburzoną wiewiórkę. Rudowłosa szybko zeskoczyła na moje kolana, układając się wygodnie do snu.

Na jej widok mężczyzna się uśmiechnął. Z bliska dostrzegłem dołeczki, które pojawiły mu się w policzkach. Elin był przystojnym, brązowookim mężczyzną, wyższym ode mnie o jakieś dziesięć centymetrów. Jego ciało, w przeciwieństwie do mojego, było umięśnione i wysportowane. Włosy związane miał w kucyk tuż nad karkiem.

- Dlaczego masz długie włosy, Rybko? - zapytał, tracąc zainteresowanie zwierzątkiem.

- Nie mów do mnie “Rybko” - warknąłem wytrącony z równowagi. - Nie twoja sprawa.

- Nie widziałem, żeby ktoś inny miał długie włosy, a wprost przeciwnie, można by was wziąć za jakichś mnichów. Zastanawiam się dlaczego, Rybko? - na jego twarzy pojawił się złośliwy uśmieszek.

- Taka tradycja. - odburknąłem odwracając twarz w stronę okna i tym samym ucinając rozmowę. Elin jednak dalej się nie poddawał.

- Więc czemu nosisz ze sobą wiewiórkę? Kolejna tradycja?

- Ave nie jest zwykłą wiewiórką. To moja przyjaciółka. I bardzo nie lubi, gdy się ją lekceważy - na potwierdzenie moich słów zwierzątko cicho prychnęło i popatrzyło ze złością na towarzysza naszej podróży.

- To lepiej się zamknę, zanim załaskota mnie swoją kitką na śmierć - powiedział kpiąco, znów wlepiając swoje spojrzenie w wiewiórkę. Ta najwyraźniej wkurzona, także utkwiła w nim swoje ślepka. pogłaskałem ją uspokajająco. Jeśli ten debil jeszcze raz obrazi ją lub mnie, nie dość, że pozwolę jej się na niego rzucić, to jeszcze przez przypadek obleje go lodowatą wodą.

Pochyliłem się do przodu, zbliżając swoją twarz do jego.

- Może Ave jest wiewiórką, ale pod żadnym pozorem nie waż się jej obrażać. Jest mądrzejsza niż ci się zdaje i tak jak ja z chęcią dowaliłaby pewnemu bufonowi.

- Posłuchaj - nasze twarze dzieliło jakieś pięć centymetrów.- Nie obchodzi mnie ten twój futrzak. Jeśli choćby się do mnie zbliży na obiad zjemy przepyszny gulasz z upieczonej wiewiórki. A ty sobie nie pozwalaj. Może i nie padłeś podczas tej udawanej walki, ale nie myśl sobie, że masz jakąś szanse mnie pokonać. Nie użyłem nawet ćwiartki swoich umiejętności.

“To tak jak ja” pomyślałem, unosząc kąciki ust. Może i Elin jest silny, ale nie ma pojęcia, że ja też nie jestem początkujący.

- Spróbuj ją tknąć, a przypadkiem utopisz się pod prysznicem. - zmrużyłem gniewnie oczy i cofnąłem się na oparcie, zerkając za okno.

Opowiadanie Yaoi (slash) - Ogień i wodaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz