Rozdział XVIII

14.2K 993 352
                                    

- To już koniec bitwy. Wracajmy do pałacu - powiedział do mnie ojciec, w dalszym ciągu nie zmieniając postaci. Przekazałem wiadomość Igne i ruszyłem w stronę pałacu. Elin nie odstępował mnie na krok, nie warcząc jedynie na Smoka i jego braci.

- Elin, oni nic nam nie zrobią. Są po naszej stronie - powiedziałem do wilka, a on od razu zamilkł.

- Więc kim oni są? - szczeknął, a ja właśnie prawie nie dostałem zawału.

- Ty mówisz! - krzyknąłem, a Alen, który właśnie przechodził obok popatrzył się na mnie jak na idiotę.

- On nie mówi. On szczeka - powiedział, unosząc wysoko brwi. Igne coś do niego krzyknął, więc oddalił się pospiesznie w jego stronę.

- Super więc teraz jeszcze gadam po wilczemu? - zapytałem retorycznie, jednak odpowiedź padła z ust Diolowa, a raczej z jego pyska. Salamandra razem z nami kierowała się w stronę pałacu.

- Mówisz w każdym języku. Masz prawie wszystkie zdolności swojego ojca. Najpierw zaczniesz rozumieć zwierzęta zbliżone do ludzi i ptaków, później gady i płazy. Na końcu inne małe zwierzęta, takie jak na przykład Ave. Widocznie poziom wilka już przeszedłeś. W tym wszystkim chodzi o otwarty umysł. Jeżeli zrozumiesz intencje stworzenia, zrozumiesz też jego mowę. Dziwne, że jeszcze nie rozumiesz Najeźdźców.

- Więc mam teraz chodzić z otwartym umysłem? A co jeśli ktoś będzie chciał zaatakować? Jeśli właśnie któryś Najeźdźca to potrafi?

- Nie potrafi. Pamiętasz, jak pierwszy raz któryś z moich braci wszedł ci do głowy?

- Pamiętam, było mi strasznie gorąco.

- Dla słabego Ignisa, lub osoby, która w ogóle nie włada ogniem, ból jest nie do zniesienia. Umysł osoby, która wbrew twej woli będzie chciała się z tobą połączyć, może ulec, jakby to powiedzieć...przegrzaniu. Chociaż nie, ugotowaniu będzie bardziej obrazowe - byliśmy już niedaleko od pałacu, kiedy Elin ponownie zaczął warczeć na wszystkich mijanych żołnierzy. Jakby krocząca obok, gigantyczna, a na dodatek płonąca jaszczurka nie odstraszała ich aż za nadto.

W końcu dotarliśmy na dziedziniec, na którym było pełno ludzkich prochów. Dopiero teraz zaczęło mnie to trochę obrzydzać. Elin zmarszczył nos.

- Śmierdzi tu - wyszczekał, ale ruszył za mną dalej. Diulow wypuścił z pyska ogień i spalił cały leżący na ziemi popiół. Nawet nie wiedziałem, że jest to możliwe.

Weszliśmy do pałacu. Był w miarę dobrym stanie. Niektóre meble były przewrócone, obrazy pospadały ze ścian, ale jak na to, co się zdarzyło, wyglądało w miarę dobrze. Diulow został w tyle, przed wejściem zmieniając postać.

- Całkiem tu ładnie - mruknął i nas dogonił.

- Gdzie jesteśmy? - zapytał Elin, pociągając nosem.

- W naszym domu. Niedawno się tu wprowadziłem, pamiętasz? - znałem odpowiedź, ale mimo to chciałem się upewnić. Elin zrobił minę, która po wilczemu znaczyła "nie". Westchnąłem ze smutkiem.

- Arael! - usłyszałem krzyk Ariel i spojrzałem w prawo. Wybiegała razem z Arią z bocznego korytarza.

- Nie warcz na nie, to twoja rodzina - powiedziałem, nie chcąc aby Elin sprawił im przykrość.

- Jesteś pewny? - popatrzył na mnie, całkowicie ufając.

- Tak, nie chciałbyś ich zranić - uśmiechnąłem się smutno i pogłaskałem go po łbie.

Kobiety właśnie do nas dobiegły, zatrzymując się w pewnej odległości. Zachciało mi się płakać na myśl o tym, że będę im musiał powiedzieć o tym, że ich syn i brat już nigdy nie będzie człowiekiem.

Opowiadanie Yaoi (slash) - Ogień i wodaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz