Rozdział 27: Bogini Śniegu Poznaje Królową Potworów [Cylia]

112 9 1
                                    

Leo twierdził, że ukrycie potwora rozmiarów krowy na pokładzie Argo ll było najbardziej szaloną rzeczą jaką kiedykolwiek zrobiłam. Jak widać, mało mnie znał. Zostawienie Caramelli w Wenecji, gdy patrzyła na mnie swoimi słodkimi oczami spod szarej grzywy, byłoby czystym okrucieństwem. Nie przeszkadzało mu to jednak w zostaniu moim wspólnikiem w zbrodni. Chociaż nie wiedziałam co w tym miało być takiego złego. Percy miał brata cyklopa, którego rówież wziął kiedyś na misję i dosłownie nikt oprócz Annabeth nie miał z tym najmniejszego problemu. Brak umiejętności używania ludzkiej mowy nikogo nie umniejszał. Mój katoblepas był przynajmniej inteligentnym stworzeniem w przeciwieństwie do niektórych członków tej załogi.

Wprowadzenie jej na statek było łatwe jak zabranie dziecku lizaka. Frank i Hazel poczas powrotu na statek byli zbyt zajęci sobą, aby cokolwiek zauważyć. Wystarczyło tylko trzymać ją w kajucie Percy'ego i czasami karmić specjalnym jedzeniem, które załatwiał mi Valdez podczas postojów. W ten sposób udało nam się wytrzymać dwa tygodnie bez najmniejszych podejrzeń. Przynajmniej do czasu kiedy przez przypadek nie wybuchłam Argo ll.

Wszystko zaczęło się dość niepozornie. Leżałam na łóżku przytulając się do poduszki, a Leo znowu coś składał. Szczerze mówiąc jego zwyczaje zaczęły mi coraz bardziej przeszkadzać. Każdy miał swoje dziwactwa, ale to była zdecydowana przesada. Przez dźwięki wytwarzane przez jego narzędzia nie mogliśmy nawet normalnie rozmawiać tylko do siebie krzyczeć. Z każdą kolejną sekundą czułam, że moje bębenki tego nie wytrzymają i będę musiała zainwestować w aparat słuchowy.

- Mógłbyś na chwilę przestać, skarbie? - Zapytałam błagalnie starając się być miła. - Dla odmiany porobilibyśmy coś razem.

- Przepraszam, coś mówiłaś? - Wydarł się.

Jęknęłam cicho całkowicie załamana. Najchętniej wyrzuciłabym ten jego niebezpieczny złom prosto w otchłań morza, aby zwrócił na mnie uwagę. Niestety, byłoby to dość nieekologiczne. Czasami przez głowę przechodziła mi natrętna myśl, że znacznie bardziej woli swoje zabawki niż własną dziewczynę. Nie zdziwiłabym się, gdyby pewnego dnia rzuciłby mnie dla Festusa.

Postanowiłam do tego nie dopuścić. Dlatego z pełną satysfakcją wystrzeliłam w kierunku maszyny dość spory ładunek energii. Zaczęły z niej wytryskiwać iskry, a następnie przepalona zaczęła dymić. Trochę przesadziłam, ale w końcu wywowałam jakąś reakcję u Valdeza. Spojrzał na mnie takim wzrokiem jakbym właśnie zabiła mu chomika.

- Jak mogłaś? To było potrzebne do naprawienia Festusa! Pracowałem nad tym ciężko cały miesiąc, a ty to rozwaliłaś jednym samolubnym machnięciem ręki! - zdenerwował się omal nie podpalając palcami podłogi. - Tak mi się odwdzięczasz za pomoc z twoim potworem?

- Nie nazywaj tak Caramelli! - Oburzyłam się. - Ona przynajmniej jest żywym i czującym stworzeniem w przeciwieństwie do tego głupiego smoka, który po paru kliknięciach na pilocie chętnie by cię pożarł!

- On nawet nie jest na pilota! To mój najlepszy przyjaciel, nie zrobiłby tego.

- Wiesz co? Mam cię już dość. Na początku śliniłeś się na mój widok, a jak już dopiąłeś swego to wolisz się kąpać w swoich brudach oraz oleju niż się mną zainteresować!

- Bardzo przepraszam, że mam swoje życie i pracę - wstał z podłogi. - Przynajmniej nie lenię się cały dzień w swojej kajucie poprawiając sobie makijaż. Nawet Liw jest bardziej pomocną istotą od ciebie.

- To dlaczego ze mną jesteś skoro tak mną gardzisz? - Wytknęłam mu ostro patrząc mu prosto w twarz.

- Sam nie wiem. Chyba mnie to kręci, chica.

Przekleństwo Olimpu: Córka Morfeusza [Nico Di Angelo] ✔️|| ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz