Rozdział 33: Zastanawiam Się Jak Złożyć Rezygnację [Cylia]

87 6 30
                                    

- Nico, wiem że trudne, ale czasami trzeba pogodzić się z nieuniknionymi zmianami. Takie jest życie.

- Nawet o tym nie myśl.

- Dobra, chociaż próbowałam być miła. Oddawaj mi to bez dyskusji!

Zaczęłam szarpać się z moim bratem ku uciesze Liwii. Miło było wiedzieć, że jesteśmy jej prywatnym cyrkiem na kółkach. Oboje byliśmy przemęczeni ostatnim dość dużym skokiem i potrzebowaliśmy odpoczynku. Jednak nie miałam zamiaru tak łatwo się poddać. Ta kurtka już od dawna powinna znajdować się w śmietniku, a po naszej ostatniej przygodzie stało się to nieodwołalnym faktem. Uśmiechnęłam się szatańsko, gdy udało mi się w końcu zedrzeć z niego tą szmatę zwaną kurtką pilotką. Zanim zdążył mnie powstrzymać wylądowała w najbliższym kontenerze.

- Wygrałam! - Odtańczyłam krótki taniec zwycięstwa.

Chłopak nie podzielał mojego entuzjazmu. Musiał stać w samym podkoszulku w czaszki, który wcale nie był w lepszym stanie. Pomimo to wspaniałomyślnie postanowiłam oszczędzić mu wstydu paradowania z gołą klatą w środku centrum miasta. Nie byłam znowu aż tak okrutna. Choć trochę mnie kusiło, aby się z nim trochę podroczyć.

Trzeba przyznać, że sługusy Gai naprawdę się na nas uwzięli. Najpierw piaszczyste zombie Rzymian, a dwa dni temu wilkołaki. Mogliśmy tam wszyscy zginąć, gdyby nie bohaterska postawa Nico. Zmierzył się w pojedynkę z ich przywódcą. Na razie woleliśmy nie rozmyślać nad tym co będzie następne.

Na jego ramionach zostały po tym starciu paskudne ślady po pazurach. W tym wydaniu przypominał trochę Frankensteina. Co prawda Liwia je opatrzyła, ale i tak się martwiłam. W końcu mogło się wdać zakażenie znając jej wspaniałe umiejętności lecznicze. Zapewniała mnie, że likantropia przenosi się tylko przez ugryzienia. Raczej nie kłamałaby w tak ważnej sprawie. Nie zmieniało to faktu, że czułam ukłucie w sercu na samą myśl o takiej możliwości. Zdążyłam na swój sposób polubić tego wiecznego marudę.

- To jakaś restauracja w San Juan. - Córka Morfeusza przeczytała tabliczkę na budynku. - Nie mogliście wybrać miejsca w którym byłoby mniej ludzi? Mam dość ciekawskich turystów oblegających Atenę Partenos. Miejscowych w sumie też.

Sama nie wiedziałam dlaczego wylądowaliśmy akurat w tym mieście. Nie było nawet po drodze do Long Island. Spojrzałam na brata pytająco, ale on również nie zdawał sobie sprawy z jakiego powodu tak wyszło. Ostatecznie nie miało to zbyt wielkiego znaczenia, do pierwszego sierpnia został jeszcze tydzień, czyli mieliśmy mnóstwo czasu w zapasie. Oczywiście jeśli zignorowało się stwierdzenia córki Morfeusza o prześladującym nas przez całą drogę pechu, który nigdy nie pozwoli nam zdążyć na czas. Kochałam ten jej pozytywny ton w głosie, kiedy skazywała naszą misję na klęskę.

Już bez większych kłótni wszyscy jednogłośnie stwierdziliśmy, że po tym wszystkim co nas spotkało należy nam się porządny posiłek w restauacji. Docenialiśmy starania trenera, ale nie był o najlepszym szefem kuchni. Jedyny problem stanowiły nasze puste kieszenie, który Liwia miała bardzo szybko załatwić. Przynajmniej tak było w teorii.

- Serio? Musi być akurat dzisiaj zamknięte? - westchnął Nico z irytacją przyglądając się wywieszonemu ogłoszeniu na drzwiach. - Prywatna imprezka? Co to ma być za skrót? HDŚ?

- Nie patrz tak na mnie. - Jasnowłosa podniosła ręce do góry. - Brak dyslekcji nie sprawia, że znam wszystkie skróty świata.

- Przestaniesz się tymś kiedyś przechwalać? - warknął nadal rozdrażniony swoją przegraną walką. - Wszyscy już wiemy, że potrafisz czytać! Wielkie mi osiągnięcie. Normalnie nagrodę Nobla zaraz za to dostaniesz.

Przekleństwo Olimpu: Córka Morfeusza [Nico Di Angelo] ✔️|| ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz