Rozdział 29: Dzieci Podziemia [Nico]

125 10 7
                                    

- Ufacie mi?

Nie spodziewałem się wybuchu entuzjazmu moich towarzyszy na te słowa, ale i tak grobowa cisza mnie trochę uraziła. Kompletnie tego nie rozumiałem. Kto nie chciałby wypić śmiertelnej trucizny prosto z rąk syna Hadesa, której sam spróbował? W zasadzie jak o tym głębiej pomyśleć to jednak wcale nie byli aż tak głupi.

- Serio? Naprawdę nikt? - Westchnąłem z wyrzutem. - Liwio nawet ty wbijasz mi sztylet w plecy?

- To nie tak. Jesteś moim przyjacielem i po prostu znam już ten twój chwyt po którym ledwo uchodzisz z życiem - uśmiechnęła się figlarnie po czym bez większych oporów przyjęła kielich ledwo wyczuwalnie przesuwając palcami po mojej dłoni. - Tylko się z tobą droczę. I tak nie dałbyś nam wielkiego wyboru, a poza tym żadna trucizna nie jest w stanie mnie wykończyć.

Z uwagą jej się przyglądałem na wypadek, gdyby ciasteczka od Triptolemosa nie zadziałały tak jak powinny. Na szczęście nie zostałem mordercą. Skrzywiła się tylko lekko bo płyn był ekstremalnie niedobry w smaku. Sam ledwo powstrzymywałem się od odruchów wymiotnych nie chcąc jeszcze bardziej zniechęcać reszty do pójścia w moje ślady.

Kolejna przemogła się Hazel, a dalej już poszło z górki. Potrzeba odzyskania obozowych cerebrytów Percy'ego Jacksona i Annabeth Chase była silniejsza od niechęci do społecznego wyrzutka cuchnącego śmiercią. Tak wiem, nie ma to jak zdrowe podejście do własnej osoby. Mogłem odetchnąć z ulgą, nie przepłynęliśmy wzburzonego morza pełnego potworów na marne. Dzieliło mnie już tak mało do spełnienia obietnicy danej synowi Posejdona.

- Hazel, prowadź. Znasz się na podziemnych korytarzach znacznie lepiej niż ja - poprosiłem siostrę o drobną przysługę.

Podniosłem berło Dioklecjana, aby chociaż odrobinę rozświetlić jej drogę fioletową poświatą. Dom Hadesa był gorszą wersją domu strachu w wesołym miasteczku. Malunki skalne i pomniki przedstawiały tak makabryczne rodzaje śmierci oraz tortur, które nawet mnie przyprawiały o dreszcze. Tylko Cylia nie odwracała od nich wzroku, przez cały czas opierając się o ramię wyraźnie niezadowolonego z tego faktu Valdeza.

- Coś tak myślę, że zanim stąd wyjdziemy będę musiała ją pocieszać - wyszeptała mi do ucha Liwia.

Nie znałem się zbytnio na tych sprawach, ale w duchu musiałem przyznać jej rację. To nie wyglądało zbyt dobrze. Już kiedy przybyliśmy na wyspę po Leo, chłopak wydawał się jakoś dziwnie zmieniony. Córka Prozerpiny rzuciła mu się w ramiona oraz wyściskała, a on przez cały ten czas miał grobową minę. To nie było w jego stylu.

Na statku natomiast był tak cichy, że zacząłbym się martwić o jego stan psychiczny, gdybym nie znał takiego wyrazu twarzy. Zakochał się w kimś, przez co nie miał odwagi powiedzieć tego swojej dziewczynie. Wszyscy to zauważyliśmy, a pomimo to nikt nie miał odwagi jej tego uświadamiać. Za bardzo była szczęśliwa z powodu, że wrócił cały i zdrowy.

- Nie obchodzi cię, że twoja siostra będzie mieć złamane serce? To znaczy twoja przyrodnia siostra. Nie zapominajmy, że jest córką twojej macochy - poprawiła się, gdy dotarł do niej sens wypowiedzianych przez siebie słów. - Przyznaj się, że gdzieś na dnie twojego mrocznego serduszka tli się chociaż szczypta sympatii.

- Nie nazywaj jej tak. Mam teraz tylko jedną siostrę i jest nią Hazel - nachyliłem się do niej. - A na pewno nie jest nią wysłanniczka Gai chcąca nas wszystkich zabić. Ciekawe czy mogę ją odesłać do Tartaru dzięki nowej zabawce.

Liwia skrzywiła się najwyraźniej nie zadowolona moją postawą. Jednak zdania nie miałem zamiaru zmienić, wręcz przeciwnie, według mnie Cylia doskonale spełniała się w roli ofiary. Doskonale zdawałem sobie sprawę, że zniszczyła nasz statek specjalnie. Jej ostatnie nadmierne wesołe usposobienie wcale nie było reakcją obronną na zimne przywitanie przez Leo, a desperacką próbą odwrócenia od siebie uwagi. Prawdziwa mistrzyni zbrodni.

Przekleństwo Olimpu: Córka Morfeusza [Nico Di Angelo] ✔️|| ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz