Rozdział 24: Przygarniam Słodkie Bezdomne Pieski [Cylia]

134 14 8
                                    

Jeszcze nigdy nie zdarzyło się, abym przeglądając się w lustrze szukała w swojej twarzy jakichś defektów. Dbałam o swój wygląd częściej niż inne heroski i byłam całkowicie pewna własnej wartości. Jednak od kiedy moja współlokatorka zaczęła patrzeć się na mnie jakbym w jej oczach wyglądała jak wiedźma, zaczęłam podejrzewać, że coś zdecydowanie jest ze mną nie w porządku. A przynajmniej z moim kamuflarzem, który dała mi Hekate.

Doskonale zdawałam sobie sprawę, że pod otoczką zaklęć nadal ukrywał się mój normalny wygląd. Oliwkową skórę, masę piegów i drobniejszą budowę ciała zniekształciła mgła. Po prostu zrobiła ze mnie lepszą wersję dawnej Bianki di Angelo. Pomimo to z każdym dniem magia stawała się coraz słabsza jakby ojciec dawał mi jasno do zrozumienia, że kończy mu się cierpliwość i mam w końcu zacząć traktować swoje zadanie poważnie.

Nie robiłam tego specjalnie, ale moje starania chronienia Liwii mogły się wydawać dość marne, biorąc pod uwagę wydarzenia z Rzymu. Trzeba przyznać, nie popisałam się. Zamiast zostać na statku aby jej pilnować, wolałam wybrać się na przechadzkę z Leo, Frankiem i Hazel w poszukiwaniu Nica. Po piersze to mój brat, więc czułam się za niego odrobineczkę odpowiedzialna, a po drugie chciałam spędzić więcej czasu z Leo. Do głowy mi nie przyszło, że zostaniemy złapani. Drugi raz nie mogłam popełnić tego błędu. Najpierw misja, a dopiero potem przyjemności.

- Cylio, co ty tam tak długo robisz? - Hazel wpadła do kajuty. - Musimy się już zbierać.

Z westchnieniem odłożyłam lusterko całkowicie pewna, że makijaż w niczym tu nie pomoże. Chociaż zawsze mogło być gorzej. Levesque przynajmniej nie znała dawnej mnie, więc nie byłaby w stanie mnie rozszyfrować. Gorzej, gdyby to Nico niespodziewanie został uczniem Hekate. Wtedy nie byłoby ratunku. Jednak na moje szczęście był zbyt zajęty płakaniem, aby przejmować się takimi drobnostkami jak migocąca się twarz.

- A tak właściwie to dokąd idziemy? - Zapytałam obojętnie. - Przykro mi, ale średnio obchodzi mnie ta cała misja pokonania Gai. Nie za bardzo słuchałam.

Tym razem nawet nie kłamałam. Akurat wtedy kiedy o tym gadali byłam zbyt zajęta przyglądaniem się ukradkiem uśmiechowi Valdeza zarezerwowanego tylko dla mnie. Cieszyłam się, że mi wybaczył po naszej rozmowie kilka dni wcześniej. Nigdy nie był taki poważny mówiąc jak bardzo mu na mnie zależy i chciałby poznać moją przeszłość. Dlatego z bólem serca musiałam go na początku odtrącić. Tego najbardziej nienawidziłam w swojej sytuacji. Braku możliwości podejmowania własnych decyzji i zmierzenia się z ich konsekwencjami. Pomimo to chłopak nie zniechęcił się tak szybko. Zapytał mi się czy zmieniłabym zdanie gdybym została jego dziewczyną.

Nie mogąc się oprzeć wizji chodzenia z Leo Valdezem natychmiast się zgodziłam. Jak zapewne się spodziewacie sprzedałam mu jakąś historyjkę wymyśloną na poczekaniu. Nie chciałam go okłamywać, ale sam się o to prosił. Nie było mi składać propozycji nie do odrzucenia. Uwierzył w to o wiele łatwiej niż mogłabym się spodziewać. Nawet Liwia byłaby dumna z moich postępów w oszukiwaniu.

Zapewne pocałowałabym go, gdybym akurat wtedy nie usłyszała płaczu Nica pod drzwiami. Zdecydowałam, że się nad nim zlituję bo raczej nie chciałabym mieć takiej ścieżki dźwiękowej w jednej z najważniejszych chwil mojego życia. Dlatego pożegnałam się z Leo i pomogłam bratu wydostać się z pułapki w którą sam się wpakował. Trzeba być prawdziwym idiotą, aby w takim stanie podróżować cieniem. Przez niego przez całą następną noc czułam się tak zmęczona jakbym wyciągała z cienia słonia, a głowa płonęła od gorączki. Jakby tego jeszcze było mało, nawet nie podziękował mi za pomoc. Kolejnym razem po prostu go tak zostawię, niech sobie radzi sam.

- I co o nim myślisz? - Zapytała entuzjastycznie Hazel wyciągając mnie z zamyślenia. - Nico mówił, że jest znośne. Byłaś kiedyś w tym mieście?

Przekleństwo Olimpu: Córka Morfeusza [Nico Di Angelo] ✔️|| ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz