Rozdział 5: Typowe Święta Rzymianina [Oktawian]

261 14 1
                                    

Około pięć lat wcześniej, 24 grudnia

Święta w Nowym Rzymie nigdy nie były zbyt ciekawe. Tym bardziej z moją mamą, która najzwyczajniej w świecie ich nie obchodziła. Twierdziła, że po co skoro jesteśmy potomkami bogów. Jednak ja zawsze uważałem inaczej, miały niepowtarzalny klimat. Prezenty, kolędy i oglądanie Kevina samego w domu.
Po tym jak tata puścić mi go pierwszy raz podziwiałem tego bohatera. Jego sposoby tortur były dość imponujące.

Moje policzki były całe czerwone ze wstydu, gdy moi rówieśnicy śmiali się z mojej walizki. W zasadzie zawsze był powodem do śmiechu. Dla nich byłem cykorem i beztalenciem. Codziennie powstrzymywałem się przed zabiciem ich gołymi rękami. Jedyne co mnie uspokajało to miś, którego miałem od kołyski. Mój jedyny i najlepszy przyjaciel August.

- Ej, Oktawian fajny miś. Prezent gwiazdkowy dla twojej młodszej siostry? - Zaszydził mój największy wróg Bryce Lawrence, potomek Orkusa.

W szkole zawsze walczyliśmy o przywództwo. Oboje mieliśmy w sobie przywódczą ikrę. Chłopak miał kędzierzawe włosy i zielone oczy, które przywodziły na myśl glony. Znał go lepiej od innych mieszkańców Nowego Rzymu. On tak samo jak ja został wybrany na noszenie ducha Przekleństwa Olimpu, i oboje zawiedliśmy. Nasze ciała i umysły były za słabe. Jednak Bryce i tak uważał się za lepszego bo wytrzymał pięć minut dłużej. Wielka różnica.

- Nie twoja sprawa głupku - warknąłem, przyciskając Augusta do piersi.

- Jak ona miała Lavinia? - Dodał Michael Kahale, syn Wenus [gr. Afrodyta] . - Nie, poczekaj... - Zamyślił się.

- Liwia, kretynie - wytknął mu Bryce. - To prawda, że jest gorszą wariatką od ciebie? Matka nawet jej do przedszkola nie puściła.

- Jeszcze raz ją obraź a skończysz jako prezent gwiazdkowy dla Plutona[gr. Hades] - zagroziłem całkowicie przekonany, że jestem w stanie spełnić groźbę.

Może nie dogadywałem się z młodszą siostrą najlepiej, ale była jedyną bliską mi osobą. Oczywiście nie licząc Augusta, którego ciężko byłoby podciągnąć pod kategorię istot żywych. Tata miał mnie gdzieś, a mama uważała za największą życiową porażkę. Liwia natomiast za każdym razem jak przychodziłem do jej domu, wybuchała entuzjazmem. Nie potrafiłem odpowiadać tym samym bo to przez nią cała moja rodzina się rozpadła. Jednak, gdy słyszałem jak Bryce ją obrażał, nie byłem w stanie przejść obok tego obojętnie.

- Mam pomysł Oktawianie. Widziałem jak twoja mama gdzieś wyszła z jakimś mężczyzną. To oznacza, że twoja siostra siedzi sama w domu. Może przekonamy się jaka jest naprawdę? - Zasugerował z niewinnym uśmiechem.

Najgorze w tym wszystkim było, że Michael też entuzjastycznie potrząsnął głową zachwycony pomysłem. Z jednej strony nie mogłem mu odmówić bo uznałby, że Liwia jest chora psychicznie. Z drugiej strony jeśli bym ich wpuścił, mama później by mnie zabiła. Miałem tylko jedną równie niebezpieczną opcję.

- Zaraz po nią pójdę - westchnąłem zrezygnowany.

- Tylko nie ucieknij, widzimy się przy jeziorze!

Pięć minut później ze strachem wyjąłem klucze i weszłem do domu. Jak się spodziewałem córka Morfeusza siedziała na kanapie i rysowała nie wiadomo co. Jej płowe włosy były wyjątkowo zaplecione w dwa słodkie warkoczyki związane czerwonymi kokardkami. Na sobie miała zimowy sweterek w śnieżynki. Jak widać mama próbowała sprawić chociaż wrażenie, że obchodzimy święta.

- Oktawian przyszłeś! Myślałam, że wolisz spędzić święta ze swoim tatą! - Pięciolatka od razu zerwała się, aby mnie uściskać.

Miała zupełną rację, nie chciałem tu przychodzić. Jednak nie miałem zbytnio wyboru bo tata miał randkę
z córką Wenus. Raczej wolałem nie być świadkiem jego spektakularnej klęski miłosnej.

Przekleństwo Olimpu: Córka Morfeusza [Nico Di Angelo] ✔️|| ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz