Grzeszny List do Laury nr 14

1K 26 25
                                    

Cygaro z '78-go

Witaj Lauro!

Dziękuję ci za przypomnienie mi co działo się po naszym wyjściu z klubu. Czytałam twój list z poczuciem podniecenia i ekscytacji, bo nie spodziewałam się, że ten wieczór tak się zakończył. Żałuję, że nie pamiętam, ale wiem, że niebawem mi przypomnisz jak tylko się spotkamy.

Wiesz, że uwielbiam twoje zajęcia praktyczne z przypominania mi naszych najfajniejszych wspomnień.

Co do twojego kolegi Filipa, hmm no cóż, chyba ci się nie pochwalił, ale o zgrozo pisał do mnie, co wskazuje na fakt, że dałam mój swój numer telefonu. Chyba będę musiała go zmienić albo wyjechać na Madagaskar, żeby Filip przestał do mnie pisać i dzwonić (telefonów nie odbieram, SMS-y staram się ignorować).

Nie żałuje tego piątkowego szaleństwa, co to, to nie. Żałuję tylko że nie pamiętam dalszej części wieczoru. Ot co…

Obawiałam się, że temat Krystiana Walickiego (swoją drogą nazwisko do niego pasuje) wypłynie i będziesz chciała wiedzieć co się stało.

Powiem ci, że sama nie wiem co się wydarzyło te parę miesięcy temu…

Może nie tak.

Wiem co się wydarzyło, tylko nie rozumiem, dlaczego i w jaki sposób dałam się zbałamucić własnemu szefowi?

Ale może zacznę od początku, żebyś łatwiej mogła zrozumieć, dlaczego Krystian dostał ksywkę „Cygaro z ’78-go” i jak to się stało, że ja dostał?

Miłego czytania…

Kilka miesięcy temu z mojej firmy odchodził jej długoletni pracownik pan Sławek. Nazywaliśmy go pan Słowik, bo z kim by nie pracował na zmianie to każdego zmuszał do słuchania o jego pasji jaką były ptaki i ornitologia w ogólnym tego słowa znaczeniu. Pan Słowik był sympatycznym starszym panem, i choć w tamtym czasie nie lubiłam nigdzie wychodzić ze współpracownikami z powodu niedawnego rozwodu, to dla pana Sławka zrobiłam wyjątek.

Kupiłam mu atlas ornitologiczny z ptakami egzotycznymi. Firma rzuciła kasą na porządne pożegnanie pracownika, który z nią był dwadzieścia lat. Impreza odbywała się w restauracji hotelu Hilton. Musiałam się wystroić jak szczur na otwarcie kanału w śródmieściu (dress code był opisany na zaproszeniu), co nie było dla mnie niczym trudnym, znasz mnie.

O umówionej godzinie zjawiłam się pod hotelem. Miałam na sobie dopasowaną czerwoną sukienkę, wiesz tą bez żadnych rękawów i ramiączek, a na nią miałam zarzuconą czarna Ramoneskę, wszak nie byłabym sobą gdybym nie zaszalała z czymś drapieżnym i w naszym stylu. Na nogach miałam mega wysokie, złote sandałki na szpilce i do tego złota kopertówka.

Długie złote kolczyki i makijaż, który sprawiał ze wyglądałam jak famme fatale, oczywiście czerwona szminka. Moje długie blond włosy pofalowałam.

  Kiedy wysiadłam z taksówki pod wejściem do hotelu stało kilku mężczyzn z mojej pracy między innymi Krzysztof palący papierosa u uśmiechający się do mnie. Obok niego stal jakiś starszy facet, lekko już siwiejący oraz szef mojej filii. Wszyscy palili papierosy tylko siwiejący facet palił cygaro.

Przywitałam się skinieniem głowy z szefem i Krzysiem, a przystojnego nieznajomego potraktowałam delikatnym uśmiechem.

Kiedy chciałam ich minąć, szef zatrzymał mnie słowami:

- Pani Kasiu to jest Pan Krystian – nie dokończył, bo pan Krystian się wtrącił i wysunął do mnie dłoń.

- Krystian po prostu Krystian, jestem z centrali w Warszawie – podałam mu swoja dłoń przelotnie i szybko weszłam przez automatyczne drzwi hotelu do środka. Zostawiłam kurtkę w szatni i ruszyłam w kierunku Sali bankietowej. Pan Słowik już tam był, a kelnerki roznosiły szampana.

Grzeszne ListyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz