*Pov Suga*
Oczywiście, że nic nie może pójść po mojej myśli. Totalnie straciłem rachubę czasu i wyszedłem z domu za dziesięć. Jeżeli spóźnię się do tego metra to przysięgam, że pójdę na pieszo. Ugh... Dlaczego to wszystko jest takie męczące. Gdybym mógł to spał bym w tej chwili nawet na stojąco. Biegłem jak szalony, przez co wpadłbym dwa razy pod czyiś samochód, a ludzie patrzyli się na mnie jakbym zwariował. W sumie racja. Zwariowałem z miłości. Dosłownie brakowało mi minuty, żeby zdążyć na wagon metra. Odjechał mi w zasadzie sprzed nosa. Myślałem, że się załamię. Następny miał być za pół godziny. Pewnie, że czekałem na miejscu. W końcu żartowałem z tym, że pójdę na piechotę. Dodatkowo, żeby tylko uprzykrzyć mi życie, metro spóźniło się ponad dwadzieścia minut i tak szczerze to z buta byłbym szybciej na miejscu. Podczas jazdy kilka gwałtownych hamowań i zakrętów wystarczyło, żeby mnie kompletnie obudzić. Aż nie wierzę, że tyle cierpię dla swojego chłopaka, żeby się spotkać... W końcu dojechałem na miejsce i po kilku minutach byłem już koło akademika kiedy to znowu trafił mi się pech. Nawet nie wiem skąd samochód przejeżdżający obok oblał mnie wodą. Przynajmniej mam nadzieję, że to jest woda... Czy to jest jeden z nie wielu dni kiedy mam strasznego pecha!? Chociaż może jakieś szczęście mam. Tylko bluza jest mokra... Wszedłem po schodach na piętro i odnalazłem pokój z numer 38. Zapukałem, a zaraz po tym usłyszałem "wejdź!". Tak jak mi kazano wszedłem do środka.- Sug... Czemu jesteś mokry?
- Czyli tak się witamy? Dobrze wiedzieć... Szczerze to nie wiem... Byłbym szybciej, ale spóźniłem się na metro. Potem metro się spóźniło, a na koniec przed chwilą przejeżdżający samochód oblał mnie (chyba) wodą...- brunet zaczął się śmiać.- Przestań no!
- W-wybacz hahah.
- Dasz mi coś do przebrania czy mam tak siedzieć?- zapytałem lekko podirytowany
- Już, chwilka.- powiedział i podszedł do szafy wyciągając jedną ze swoich bluz. Ja nie wiem czy on zdaje sobie sprawę, że już jej nie odzyska...- Proszę.- podał mi ją.
- Idę do łazienki...- mruknąłem. Nie ciężko było się domyślić gdzie się znajduje. Wszedłem do środka i ściągnąłem przemoczoną bluzę. Nagle do pomieszczenia wszedł Daichi.- C-Co Ty robisz!?
- Ojej zapomniałem.- odpowiedział.
- "Zapomniałeś"!?
- No...- podszedł bliżej mnie.- Może zrobiłem to specjalnie?
- Wiedziałem.- odparłem, a on złączył nasze usta ze sobą. W końcu! Ostatnio już chciałem to zrobić, ale był przy nas Daisuke. Brunet wepchnął swój język i przez chwilę walczyliśmy o dominację, którą i tak było wiadomo, że wygra Daichi. W międzyczasie poczułem na swoich biodrach ręce chłopaka, które zaczęły później zjeżdżać coraz niżej. Założyłem ręce za jego szyję, a on podniósł mnie na tyle, że oplotłem nogi wokół jego pasa. Brunet wyszedł z łazienki i podszedł jedynie, żeby zamknąć drzwi na klucz, po czym przeszliśmy na łóżko. Tam dopiero zaczął zjeżdżać z pocałunkami na szyję, zostawiając tam malinowe ślady, po czym znowu złączył nasze usta ze sobą. W międzyczasie ściągnąłem mu bluzkę i znowu męczyłem się z tym cholernym paskiem. Jeżeli następnym razem też go będzie miał to najpierw będę kazał mu go ściągnąć. Chłopak jednym ruchem pozbył się moich dolnych ubrań. Czuję się tak samo podekscytowany jak za pierwszym razem... Nie, chwila. To źle brzmi.
~~~
- Naprawdę się cieszę, że jesteś tutaj ze mną.- powiedział głaskać mnie po głowie.
- Ja też. I to bardzo.- uśmiechnąłem się.- Nie wiedziałem, że takie zwykłe wyznanie sprawia, że serce bije Ci dwa razy szybciej.- zaśmiałem się.
CZYTASZ
°~Na odległość~°
Romance! Jest to druga część mojej Daisugi pt. °~Szczęśliwe trudy~°, więc zapraszam najpierw przeczytać pierwszą ¡ Dachi, razem z Sugawarą skończyli już liceum. Kōshi zostaje w Miyagi, ponieważ chce się uczyć na nauczyciela. Niby wszystko fajnie, ale jeszc...