Usłyszałam pukanie do drzwi i poszłam sprawdzić kto się dobija. Oczywiście, tym kimś był Jack.
- Mógłbym Cię gdzieś zabrać, moja droga?
Podałam mu dłoń, a on prowadził mnie korytarzem dla pracowników.
- Gdzie idziemy?
- Załatwiłem nam podwójną randkę.
- Naprawdę?! Z kim? i gdzie?
- Mój przyjaciel sobie kogoś znalazł. Sam jeszcze jej na oczy nie widziałem, ale mamy się spotkać w kuchni.
- A czemu akurat tam?
- Nie wiem. Oni wybierali miejsce, ja się nie wtrącałem.
Podobno po dwudziestej kuchnia jest już pusta. Nie wiem skąd oni to wiedzą, ale możemy się im zapytać.
- Po dwudziestej?
Jack wskazuje na niebo za oknem, które przybrało odcień ciemnego granatu. Zaśmiałam się delikatnie, próbując ukryć zawstydzenie, jednak czułam, że moje policzki robią się gorące.Weszliśmy do kuchni pokładowej, dość schludnej, jak na moje oko. Wszystko było posprzątane, wszystkie sprzęty pochowane, a jeden z blatów był przykryty białym obrusem ze świeczką po środku i czterema krzesłami na przeciw siebie. Na pierwszych dwóch już siedziała jakaś para.
Po paru minutach dowiedziałam się, że chłopak to Fabrizo - przyjaciel Jacka, którego już poznałam, a blondynka to Isa Baldwin.
- Myślałam, że jako arystokratka będziesz bardziej nieznośna.
- Ja z kolei nawet nie wiedziałam o waszej obecności tu, ale spodziewałabym się mniej miłej osoby, gdybym była poinformowana.
Po tych słowach złożyłyśmy sobie uścisk i stałyśmy się przyjaciółkami.- Słyszałem, że poszukują pracowników na stanowisko marynarzy. - oznajmił Fabrizo.
- A co się stało z poprzednimi?- zapytał Jack, któremu zaistniała sytuacja wydawała się podejrzana.
- Nie jestem pewien. Niby jeden miał zawał, a drugi wczoraj został ojcem.
- I ty pewnie chcesz, żebyśmy się tam zatrudnili.
- To nasza szansa, by w końcu przestać się zamartwiać o przeżycie następnego dnia.
- Ale co rejs będziemy musieli wypływać nie wiadomo dokąd!Spanikowałam na dźwięk jego słów. Wiedziałam że sama nigdy nie ucieknę sprzed ołtarza i do śmierci będę posłuszna matce.
Jednak nie chce być kulą u nogi dla mężczyzny, który odmienił moje życie. Jednak nie chce być dla niego ograniczeniem i pozwolić by przeze mnie zaprzepaścił swoją szanse.- Nie będziemy musieli. Jakbyś chciał w każdej chwili mógłbyś się zwolnić, ale oczywiście wtedy już bez możliwości powrotu.
- Narazie moim celem jest Ameryka i nic więcej.
- No to chociaż dopóki nie dopłyniemy do Stanów. Na te dwa tygodnie, półtora właściwie. - wyciągnął na stół ofertę pracy. - Zgódź się. Nie chcę pracować sam.
Jack westchnął głęboko:
- Niech będzie.***
Cały następny dzień piekielnie się nudziłam. Musiałam od rana do wieczora spędzać czas ze śmietanką towarzyską Tytanica i wysłuchiwać ich pustych rozmów lub samej w nich uczestniczyć.
To było okropne! Nic nie robić, tylko wychwalać byle rzeczy i nie wprowadzać żadnych ważnych tematów do rozmowy.
Teraz dzień chyli się ku końcowi, a na szczęście już siedzę u siebie, tylko May i Bridget zostały, bo przygotowują mi kąpiel. Nagle usłyszałam trzykrotne pukanie do drzwi. Podeszłam do nich i lekko je uchyliłam, stał tam drogi memu sercu Jack. Gdy go zobaczyłam łzy cisnęły mi się na oczy. Był cały poobijany, kuśtykał, miał fioletowe oko, a z wargi leciała mu krew, z trudem trzymał się na nogach. Musiałam podprowadzić go na kanapę w salonie.
Niestety, wtedy Briget wychyliła się zza drzwi i wszystko widziała. Na szczęście nie byliśmy w jakiejś niezręcznej pozycji. On siedział na kanapie ze skórzanym odbiciem i lekko dyszał, a ja stałam jakiś metr od niego.
- Dziewczyny, przynieście bandaże i coś na opuchliznę naszemu gościowi.
- Tak jest panienko - odpowiedziała May, biorąc siostrę pod rekę (nie rozumiem czemu non stop mi się kłaniają).
Kiedy wyszły dosunełam sobie krzesło z czarnym obiciem i drewnem w białym kolorze.- No, a teraz mi wszystko wyśpiewasz, kto Cię tak urządził?
Przecież miałeś być w pracy!- To długa historia, ale istotnie, byłem. Razem z Fabrizo, jednak oboje z niej rezygnujemy.
- Zaraz po pierwszym dniu!? Dlaczego?!
- Jak Ci powiem i tak poprzesz moją decyzję.
- W takim razie opowiadaj bym mogła ją poprzeć. - powiedziałam zakładając nogę na nogę.
- Wysłali nas z Fabrizo do sprawdzenia, czy nikt nie kręci się w luku bagażowym. Oczywiście z latarkami. Kiedy przeszukiwaliśmy tamto miejsce
Fabrizo usłyszał jak ktoś idzie, a ja zobaczyłem jakiś cień.
Poszliśmy w odpowiednim kierunku, a tam był meżczyzna z brodą i czarnymi włosami. Rzucił się na nas z pięściami, dlatego musieliśmy się bronić.- On Ci to zrobił? - pokiwał twierdząco głową. Nie wachałam się i natychmiast objełam jego głowę ramionami.
- A najgorsze jest to, że zdołał nam uciec! - wykrzyknął zbulwersowany.
Właśnie wtedy zjawiły się moje pomocnice.
- Mamy bandarze! - pierwsza pojawiła się Bridget.
- I maść na opuchliznę! - za nią przyszła May.- To świetnie dziewczyny. Zajmijcie się tym panem.
Natychmiast zabrały się za wykonanie mojego polecenia.- Jack, przygotować Ci kawę?
Kiwnął twierdząco głową, więc podeszłam do młynka i zaczęłam parzyć ziarna.
Kiedy dziewczyny skończyły podałam mu napój..
- Panienko... - zaczęła Bridget.
Uciszyłam ją i zawołałam obie do siebie.- O co chodzi?
Tym razem wyjątkowo to May zebrała się na odwagę i zabrała głos, a było widać, że to dość niezręczny temat.
- Co tu robi ten mężczyzna?
- Jack? To mój przyjaciel i ma pełne prawo tu przychodzić.
- Ależ droga Rose, dlaczego po prostu nie zerwiesz z panem Hockley'em? - spytała nadzwyczaj sprytna Bridget, która od razu się wszystkiego domysliła.
- Ty myślisz, że to takie proste! Nie jesteś arystokratką i nic o mnie nie wiesz!
Starsza siostra aż zaniemówiła z wrażenia, młodsza natomiast szybko odparła:
- Kąpiel już przygotowana, więc my może już pójdziemy.
- W takim razie wyjdźcie.
May pociągnęła siostrę za sobą i znikneły mi z oczu.Wróciłam do Jacka, który jak się okazało tylko przy dziewczynach udawał sen i właśnie siedział na kanapie.
- Uu.., szefowa się zdenerwowała.
Lekko się uśmiechnęłam.
- One nic nie wiedzą. Nie wiedzą, że jestem bezradna. Nie zdają sobie sprawy, że stoi nade mną matka, która tylko przed ludźmi udaje poczciwą, starszą kobiecinę, a prawda jest taka, że to wybitna intrygantka, za wszelką cenę pragnąca utrzymać swoją pozycję społeczną. A w ogóle to jak się czujesz? - poszłam do sypialni rozczesać włosy przed spaniem, a Jack poszedł za mną. Opierał się o jedną z czterech balustrad łóżka, na których był zawieszony baldachim.
- Szczerze? - przewrócił mnie na nie kiedy się nie spodziewałam i przygwoździł mnie swoim ciałem do pościeli. - Czuję się cudownie ozdrowiony. - Złorzył delikatny i szybki pocałunek na mych wargach. - To ty jesteś moim lekarstwem Rose. - oddałam całus.
- W takim razie pozwól, że całkowicie Cię wyleczę. - ściągneliśmy buty, on jakieś z brązowej skóry, a ja swoje czerwone szpilki. Weszliśmy pod kołdrę i zaczeliśmy się rozbierać aż rozpoczęła się faza namiętności.W ramach rekompensaty, że są wakację, a ja ani trochę częściej nie wstawiam rozdziałów, wyszedł mi taki co ponad tysiąc słów nie licząc pogróbionej czcionki. (Pobiłam swój rekord), ale tej wielkości spróbuję się trzymać.
CZYTASZ
Titanic: Dopłyniemy do brzegu?
FanfictionCo jeśli udało by się wyminąć górę lodową? Myślicie, że wszystko byłoby łatwiejsze? Nic bardziej mylnego. Przecież ta słynna katastrofa morska z 14 kwietnia 1912r. ułatwiła Rose odłączenie się od rodziny i porzucenie narzeczonego, więc co się stani...