Rozdział 15

78 3 9
                                    

Jeszcze tego samego popołudnia po niecałych 2 godzinach Harry stał pod kamienicą sióstr Chessman i rozmawiał z Bridget, bo niestety jego wybranki nie było w domu.
- Nie wiem po co, ale wyszła do biblioteki.
- Aaa.. dobrze wiedzieć. Na razie - rzucił na odchodne.

***
May rzeczywiście była w bibliotece. Spacerowała między regałami, najwidoczniej czegoś szukając.
- Dzień dobry, czy mógłbym być pani przewodnikiem w tym labiryncie?
- Witaj Harry się, tak, przyda mi się dodatkowa para oczu.
- A czego pani szuka?
- Dostałam dzisiaj pewien list, w którym został wspomniany jakiś wiersz. Chcę sprawdzić co to było konkretnie.
- Dlaczego nie założysz, że został wymyślony przez nadawcę?
- Bo już to kiedyś czytałam.
Harry doskonale wiedział gdzie powinna szukać dziewczyna, gdyż na co dzień lubił czytać pracę polskich pisarzy. Tamten tekst jest jego wersją jednego z wierszy Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego.
- A ten list to jeden z tych, które poprawiają humor czy pogarszają? - Dwudziestojednolatek doskonale pamiętał, że musi udawać, że nie ma o niczym pojęcia. Czuł, że musi znać odpowiedź na to pytanie.
- Raczej ten co poprawia. - Kamień spadł mu z serca.                                                                                             - Może tutaj to będzie. - Podał czarnowłosej trzy zbiory wierszy. - Myślę, że warto to sprawdzić.

***

Harry poszedł do biura znajdującego się w budynku Banku Nowojorskiego, w celu podania odpowiednim ludziom swojego aktualnego adresu zamieszkania. Tam otrzymał informację od pracownika organizacji, której był częścią, że w czwartkowe popołudnie (czyli dzisiaj) do miasta przyjeżdża jego dawny znajomy, z którym ma współpracować.

***

Młody Bukater obserwował przyjazd statku pasażerskiego, z którego  wychodził Philippe.
- Witaj Harry.
- Cześć, o co chodzi? Dlaczego przyjechałeś?
- Nie tutaj, opowiem Ci wszystko później. Chodźmy może do jakiejś kawiarni czy gdzieś.

***
Po kilku minutach obaj mężczyźni siedzieli nad kawą z mlekiem w kawiarni "Sweet Biscuits".
- To co Cię przywiało na ten kontynent?
- Jestem pracownikiem na dworze królowej Marii i króla Jerzego.
- Jako kto, stajenny?
- Bardzo śmieszne. Jako doradca.
- A ty w ogóle masz odpowiednie wykształcenie? Zresztą po co Ci ta praca?
- Działam na rzecz naszej organizacji. Powiedziałem o niej królowej, dzięki czemu, gdybyśmy zostali nakryci, nas nie wsadzą, bo działamy legalnie.
- To jeszcze raz, po co przyjechałeś? Królowa Cię wysłała, tak? - Harry zaczął snuć podejrzenia, że Philippe go okłamuje, a to wszystko to jedna, wielka pułapka.
- Mam odwiedzić kilka miast i zobaczyć jak wygląda życie w byłej kolonii brytyjskiej, a potem wrócić i złożyć raport. Ty po prostu pojedziesz ze mną, a potem, jeśli starczy czasu, osobiście wprowadzę Cię w szeregi Amerykańskiej Męskiej Organizacji (AMO).
- Na jak długo musimy jechać?
- Podejrzewam, że gdybyśmy wyjechali dziś wieczorem, a spali tylko w pociągu, to zdążymy wrócić pojutrze rano.
- Niech będzie, skoro i tak nie mam wyboru.
- Rozchmuż się, przecież nic Cię tu nie trzyma, ani praca ani rodzina. - Młody Bukater miał spytać skąd jego rozmówca posiada takie informacje, ale skojarzył, że pewnie przed wypłynięciem musiał przejrzeć akta.
Patrzył na Philippa spojrzeniem mówiącym, że nic nie rozumie.
- Aaa.. jakaś dziewczyna.
- Nie baw się w detektywa. Sam na dworze na pewno masz mnóstwo wpływowych panienek. Może jeszcze do księżniczki Wiktorii startujesz, co? - Właściciel piwnych oczu wyraźnie się zmieszał. - Nie wierzę. Ty naprawdę podrywasz księżniczkę! Ona ma dopiero piętnaście lat, chłopie!!
- To tylko osiem lat różnicy, czy nie przesadzasz?
- Ale ona jest, do jasnej choinki, księżniczką! A co jak ktoś was nakryje? Powieszą Cię! Kto wtedy zajmie się organizacją?
- Ty mnie zastąpisz.
- Philippe, przemyśl to jeszcze. Właściwie dobrze, że przejechałeś do Stanów, przynajmniej to Cię odciągnę od niejakiej Wiktorii Teck.
- Przestań. My wiemy, że na dłuższą metę nam to nie wyjdzie, ale nie rezygnujemy. Ona tłumaczy, że po prostu ją przygotowuje na życie małżeńskie. I zanim się wtrącisz: Nie przeszkadza mi, że mogę być tylko zabawką. Dla niej mógłbym robić nawet za podnóżek.
- Cóż, może Cię nie wsadzą, to zależy, jakie masz relacje z teściem.
- Nie zwraca na mnie szczególnej uwagi.
- A książęta? W razie czego może, któryś się za tobą wstawi.
- Przesadzasz. Zamknijmy już ten temat, dobrze? - W skrytości ducha właściciel piwnych oczu obawiał się, że jego ukochana księżniczka zostanie wydana za mąż w czasie jego nieobecności. Choć rozum podpowiadał mu, że piętnastolatka jest na to za młoda. - To widzimy się wieczorem przyjacielu.
- Do zobaczenia, nie zrób czegoś głupiego.
- Mógłbym powiedzieć dokładnie to samo.

***

Harry błyskawicznie poinformował proboszcza o swoim wyjeździe i o dwudziestej już czekał na dworcu za przyjacielem.
Philippe pojawił się niemal w tej samej chwili co nadjeżdżający pociągu.
Mężczyźni błyskawicznie zajęli miejsca w wagonie drugiej klasy i udali się do innych miast. Sekundę po gwizdku konduktora, Harry gwałtownie się zerwał do wyjścia, jednak Philippe go zatrzymał, łapiąc za poły płaszcza.
- Zapomniałem powiedzieć May, że wyjeżdżam.
- Trudno, ale przecież do weekendu zdążymy wrócić.
- Masz rację.
- To co to za May?
- Czarnowłosa piękność i pokojówka z Titanica.
- Twoja prywatna.
- Co? Nie, nawet ją o coś takiego nie podejrzewaj. Ona jest taką delikatna i wrażliwa jak kwiatek. Ciekaw jestem czy będzie o mnie myśleć.
- Jeśli nie ma nikogo innego to na pewno o tobie myśli.
- Skąd wiesz?
- Rozejrzyj się. Jesteś tak atrakcyjny, że wszystkie wolne panny się za tobą oglądają.
Harry delikatnie się zarumienił.
- Swoją drogą, nadal nie rozumiem co z tym wyjazdem ma wspólnego organizacja.
- Nic a nic, po prostu się stęskniłem.

Titanic: Dopłyniemy do brzegu?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz