Rozdział 25

68 3 21
                                    

- Cieszę się, że Pan zainterweniował. My jako ludzie cywilizowani rozumiemy taki termin jak przepisy. Nie to, co te kukułki, w amerykańskim gnieździe orłów.
- Proszę nie obrażać Indian w mojej obecności. Robię to tylko i wyłącznie po to, żeby dano im spokój, więc przejdźmy już do konkretów. Skoro moi przyjaciele nielegalnie wycinają drzewa oznacza to, że nie mają na wycinkę pozwolenia. Chciałbym je w takim razie dla nich otrzymać.

***

Tymczasem Rose w towarzystwie kobiet z rodziny jej narzeczonego próbowała swoich sił w gotowaniu.  Wspólnie przyrządzały potrawkę na świeżym powietrzu, kiedy do Anny podszedł jakiś młody chłopak o indiańskich rysach, z pewnością mieszkaniec wioski.  Przybliżył się, zniżył głos do szeptu i zaczął z nią rozmawiać. Po ich postawie i zachowaniu dało się wywnioskować, że to nie jest ich pierwsze spotkanie. Po niecałym kwadransie od rozpoczęcia dialogu dziewczyna wybiegła z płaczem w stronę domu. Przyszła pani Dowson  ruszyła za kuzynką Jacka.

- Anno, co się stało? - złapała dziewczynę za ramiona, by ją uspokoić - Tamten chłopak Ci coś zrobił, Tak?
- Nie. To znaczy tak. To... skomplikowane.
- Może jak mi opowiesz będzie Ci łatwiej.
- Inuk chce odejść z wioski,  zaszyć się w dziczy i prowadzić życie samotnika razem ze mną. Ja go kocham i nie chcę,  żeby mnie opuścił, ale boję się takiego życia tylko we dwójkę. Zresztą nie chcę stracić kontaktu z rodziną, jednak nie mam wyboru albo oni albo Inuk.

- A dlaczego ten chłopak w ogóle chce stąd uciec?
- Ze względu na brzemię przywódców. Jego ojciec jest w wiosce wodzem, więc jak umrze to on zostałby przywódcą. Chyba, że ucieknie i  kiedy go nie będzie obowiązki przejdą na kogoś innego.
- Czy nie mógłby od razu jakoś uzgodnić, by go pominięto przy przekazywaniu władzy.
- Ojciec Inuka się nie zgodzi, a mój nie pozwoli mi odejść. Chociaż go kocham bywa niezwykle nadopiekuńczy, a przez to okropny.

- Jeżeli wujek Gideon  jest straszny, mnie spłodził prawdziwy sługa szatana - w pewnym momencie z krzaków wyszedł Jack. - To nie ściany  Twojego domu co wieczór dudniły od awantur. To nie Ty przez swojego ojca popadłaś w uzależnienie, z przyczyny którego doprowadziłaś do śmierci osobę, którą kochałaś i kochasz do dziś. To nie Ciebie dręczą od tamtego momentu przeraźliwe wyrzuty sumienia. To nie Ty... - chciał powiedzieć "zawiodłaś rodzinę" lecz zmiarkował, że biorąc pod uwagę zasłyszany fragment rozmowy lepiej będzie tego nie robić. 

Wielu zastanawiałoby się dlaczego Rose w ogóle nie jest wściekła ze względu na słowa Jacka. Przecież wyraźnie powiedział, że kochał i do dziś kocha inną. Dziewczyna wiedziała iż mówił o swojej zmarłej siostrze, Clary. Opowiedział jej kiedyś o niej. Ukochany pomimo dobrych chęci, doprowadził do katastrofy, ponieważ za bardzo zaufał własnemu szczęściu. Kiedy matka wysłała bo po chleb, postanowił spróbować spieniężyć te pieniądze w ruletce, jednak mu się nie powiodło. O ile wtedy on i matka, bo ojciec przepadał często na cały dzień, więc nie spędzał czasu z rodziną. O ile oni, starsi byli w stanie wytrzymać kolejne dwadzieścia cztery godziny bez jedzenia, ponieważ matka miała czterdzieści pare, a ona wtedy piętnaście. Niestety tak maleńka, kilkuletnia dziewczynka, która potrzebuje określonej dziennej dawki pierwiastków już nie. Dlatego Clary Dawnson umarła z niedożywienia. W pewnym sensie odpowiedzialność za jej śmierć ponosi właśnie Jack. Córeczka była oczkiem w głowie mamusi i kiedy siostry zabrakło, syn nie mógł znieść smutku w oczach rodzicielki. Wiedział, że to jego czyny są matczynych łez przyczyną. Poczucie winy za mocno  przygniatało go i musiał odejść. Gdyby nie ojciec dziedzic nieistniejącego majątku Dawnsonów nie popadłby w nałóg hazardzisty. Chciał pomnożyć  te marne resztki rodzinnej pensji, które zostawiał ojciec po wzięciu większości dla siebie na alkohol.

- U mnie nie było aż tak tragicznie, ale również nieprzyjemnie - zaczęła De Witt Bukater. - Ja swojego prawie nie znałam. Ciągle siedział w firmie i zdradzał matkę. Był właścicielem, ale nie potrafił zarządzać, nawet się nie starał. Po prostu doprowadził  firmę do bankructwa, a wraz z nią naszą rodzinę. Mylił nawet moje imię. W dodatku był uległy i strasznie łatwowierny, co również przyczyniło się do upadku naszej działalności farmaceutycznej. To przez niego zmuszali mnie do ślubu ze złym człowiekiem, którego nawet nie kochałam.
- Chyba wszyscy mamy grzesznych ojców, bardziej lub mniej, ale jednak - stwierdziła Anna.
Dopiero po jej słowach narzeczeństwo zrozumiało ile mają ze sobą wspólnego. Niezbyt szczęśliwe dzieciństwo, brak miłości ojcowskiej, ucieczka z domu to tylko niektóre czynniki sprawiające, że serce żal ściska. Zdali sobie sprawę z własnego nieszczęścia i spletli ciała w uścisku pocieszenia, by zmniejszyć smutek swojej miłości.

- Kuzynko, ja uciekłem od matki - Jack spojrzał Annie głęboko w oczy -  i chociaż poznałem Rose, która osłodziła jak nikt inny mój żywot - westchnął głęboko poruszony emocjami. - Pomimo tego wciąż żałuję swoich czynów. Jestem przekonany, że więcej bym tak nie zrobił - złapał członkinię rodziny za ramiona. - Ja nadal tęsknię za matką. Ty za wujkiem, ciocią i Willem też na pewno będziesz - blondynowi zaszkliły się oczy. - Proszę, nie popełniaj mojego błędu.
- Nie zdawałam sobie sprawy, że było Tobie aż tak ciężko, kuzynie. Jeszcze nie podjęłam decyzji w tej kwestii, ale rozważę twoje słowa.
- Dziękuję.

Jack odszedł w stronę domu, a do niepewnej swojego postępowania dziewczyny zagadała Rose.
- Anno, nie ważne jakie podejmiesz działanie, będę Cię wspierać. W przeciwieństwie do niego- wskazała głową na budynek, do którego poszedł Dawnson - ja nigdy w żaden sposób nie chciałam wrócić do domu i matki. Nawet kiedy spędzaliśmy noc na ulicy.  Jeśli masz miłość u boku łatwiej Ci będzie przemierzać życie.

Tym akcentem kończymy ten rozdział. Mam nadzieję że się podobało.

Titanic: Dopłyniemy do brzegu?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz