Rozdział 19

72 5 20
                                    

We wtorek około godziny dziesiątej do bursztynowej willi przyszedł mężczyzna z czarną torbą.
Drzwi otworzył mu Charlie, który że swoim zwykłym profesjonalizmem spytał:
- Pan do kogo?
- Ramzes Newton - uchylił czarny cylinder - notariusz świętej pamięci pani Brown. Przychodzę w sprawie testamentu.
- Zapraszam, prosze się rozgościć w salonie, a ja zaraz zwołam domowników.

- Charlie, kto przyszedł? - Rose właśnie schodziła z piętra, a zaraz za nią Jack.
- Notariusz twojej cioci.
Przed dziewczyna ukazał się mężczyzna w kwiecie wieku z czekoladowymi włosami zrobionymi na żel, w okrągłych okularach.
- To ja się może ponownie przedstawię, Ramzes Newton.
- Rose DeWitt Bukater, a to jest mój towarzysz, pan Jack Downson.
Panowie skineli głowami na
przywitanie. Jednak Rose Ramzes wolał uraczyć pocałunkiem na dłoni.
- Mogę spytać: kim pani była dla zmarłej? O panu Sienbecku wiem, że dzielił z panią Brown swe serce, a co z panią?
- Jestem jej siostrzenicą.
- A czy pozwoli mi pani to sprawdzić?
- Oczywiście, cioteczka Molly i moja matka Ruth DeWitt Bukater są siostrami.
- Faktycznie takie jest też nazwisko panieńskie mojej klientki. Przejdźmy zatem do testamentu Molly Brown, która niechaj spoczywa w pokoju.

Cała posiadłość zapisuje swojej siostrzenicy: Rose DeWitt Bukater, która mam nadzieję, wyjdzie w końcu spod klosza swej matki.

Moje konto bankowe ze wszystkimi pieniędzmi daje Charliemu Sienbeckiem, który się mną przez lata opiekował.

Każdą moją działkę zapisuje Cressidzie Finch, mojej przyszłej synowej. Mam nadzieję, że zacznie mnie miło wspominać.

- Kim jest ta Cressida?
- Ukochaną twojego kuzyna Gedeona. Gdzieś na górze powinny być listy, z których dowiesz się więcej, Rose. - odrzekł Charlie.
- To ja dziękuję za miłe przyjęcie.
- Miło było pana gościć. - powiedziała jedyna w tym domu kobieta.

***

Jack po obiedzie poszedł na popołudniowy spacer. Stwierdził, że na miejscu Rose wolałby mieć chwilę dla siebie. W końcu ruda nie miała pojęcia o dziewczynie kuzyna, a prawdę poznała od osób trzecich.

Nagle usłyszał jak ktoś za nim wola:
- Panie Jack! Panie Jack!
W mgnieniu oka przed oczami Downsona stanął Carl, chłopak którego uratował przed bandą chuliganów.
- Co słychać młody?
- Przyszedłem się przywitać.
- Czy tamci dali Ci już spokój?
- Dawno. Porządnie ich Pan nastraszył.
- Mówiłem, żebyś mówił mi po imieniu.
- Dobrze Jack.
Chwilę razem przeszli, a chłopak miał minę jakby toczył w sercu wewnętrzną walkę; lepiej mówić czy milczeć, jednak w końcu się przemógł:
- Od tamtych mam spokój, ale co innego mnie dręczy.
- W takim razie powiedz, co to jest?
Przysiedli na jakimś niskim murku.
- Czy byłeś kiedyś zakochany?
- Nie.
- To nie zrozumiesz - zaczął schodzić że smutną miną na twarzy. Naprawdę miał nadzieję, że dorosły przyjaciel mu coś poradzi.
- Nie byłem, bo wciąż jestem.
- Dobrze, więc jest taka Julietta i ona mi się podoba, choć jeszcze o tym nie wie. Co byś mi radził?
- Musisz jej zaimponować. Sprawić, że zostaniesz najciekawszą opcja dla tej dziewczyny.
- Coś wymyślę. Może jutro o tej samej porze powiem Ci jak poszło.
- Świetny pomysł.

Następnego dnia Carl wnikliwie opowiedział Jackowi o tym, co zrobił.
- Na początek napisałem wiadomość i zrobiłem z niej papierowy samolot. Wybrałem pierwszaka, który wydawał się najbardziej uroczy i zawarłem z nim interes. Zaniósł wiadomość Juliettcie
w zamian za dwie krówki. Poza kartką dostała jeszcze wycięte litery; dwie c i po jednym ę, h oraz i wraz z poleceniem, że ma je mieć przy sobie.
- A co na niej napisałeś?
- Twój przyjaciel proponuje grę, a może wcale nie...
- Tego nie rozumiem.
- Miałem na myśli, a może wcale nie przyjaciel tylko ktoś bliższy.
- Trochę mało sensownie napisałeś.
- Celowo, bo to ona miała się tego domyślić. W końcu nie na darmo jest taka mądra.
- A co było dalej w tekście?
- Przy ulicznych ruinach wskazówek szukaj. W zasięgu wzroku miejsce odnajdziesz lecz tylko czterdzieści siedem poprawnie ułożonych cegieł tam znajdziesz.
- Czyli o co dalej chodziło?
- Prawie przy samej szkole mamy taki opuszczony dom i większość dziewczyn boi się tam wchodzić, więc przy okazji mogłem sprawdzić czy jest odważna.
- A jest?
- Jasne, że tak. Jak lew. Weszła tam sama i to o zmierzchu.
- A ty się nie bałeś?
- Dla miłości trzeba być gotowym do poświęceń.
- Romantyk - prychnal - Ale dokończ.
- Był tam taki mały kawałek murku z czterdziestu ośmiu cegieł. Jedna była źle włożona i za tą źle włączoną miała dalsze instrukcje. Że za murkiem ma taśmę i pozostałe litery; a, k, m, o. Na odwrocie kartki znajdowały się wskazówki jak ma przykleić litery na pewną, w całości zachowaną ścianę. Po wszystkim wychodził napis: "Kocham Cię" i wtedy zacząłem śpiewać refren "Proszę, zechciej uczynić mnie swoim księciem".
 
W tym momencie Jack wyobraził sobie dwunastoletniego Carla próbującego zauroczyć dziewczynę operowym tenorem. Było to tak komiczne, że nie mógł powstrzymać śmiechu.

- Julietta zareagowała tak samo, dlatego dodatkowo przyklękłem na prawe kolano i wykonałem rycerski ukłon. Wtedy ona do mnie podeszła i obdarzyła najcudowniejszym pierwszym pocałunkiem na świecie.
- Czyli ty jeszcze nigdy się nie całowałeś?
- Nie.
- Wow, ja pierwszy raz pocałowałem dziewczynę będąc co najmniej dwa lata młodszym od ciebie. - zaczął wspominać - Taką Arawis. Kiedy przyjechał do nas mój wuja z Wisconsin zabrał mnie niedaleko wybrzeża Morza Północnego swoim kutrem rybackim. Spytałem się czy Arawis może jechać z nami, a on się zgodził. Tego dnia było na tyle gorąco, że uciołem sobie drzemkę, chociaż mieliśmy łowić ryby. Kiedy wuj nie patrzył  Arawis włożyła mi do wiadra jedna ze swoich zdobyczy ratując mi skórę, bo nie zostałem zbesztany za lenistwo. No i w podzięce ją pocałowałem.
- I co było dalej?
- Byliśmy ze sobą przez prawie pięć lata, ale potem moja mama umarła i wyjechałem z przyjacielem.
- Na co umarła?
- Miała zawał, przeze mnie. Musisz wiedzieć, że ja nie byłem dobrym synem. Ciągle przysparzałem jej powodów do zmartwień aż w końcu to ja zabiło. Zawsze była zbyt troskliwą, a ja nie zasługiwałem na tak wspaniałą matkę.
- Wiesz jakbyś chciał to mogę Ci pożyczyć swoją. - Mocno przytulił blondyna.
- Dziękuję, ale przynajmniej mam Rose.
- Czy to twoja dziewczyna?
- Chyba można to tak nazwać. Powinienem iść. Będzie się o mnie martwić. Zauważy kiedy wrócę, bo razem mieszkamy.
- A oświadczyłeś się jej chociaż?
- Jeszcze nie.
- To na co czekasz? W razie czego, możesz skorzystać z mojego pomysłu.
- Chcę sam coś wymyślić. Coś wyjątkowego, tylko jeszcze nie wiem co.
- To życzę powodzenia.
- Ja tobie również z Juliettą.

Titanic: Dopłyniemy do brzegu?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz