Uczucie, które chyba w zasadzie nigdy mnie nie opuszczało, to uczucie wewnętrznego rozdarcia. Sprzeczności, potęgowane słowami, sprzecznymi z czynami. Miałam tak wiele lęków, że czasami najdrobniejsze zdarzenie, niedotyczące mojej osoby, budziło to wewnętrzne dziecko, uciszane przeze mnie za wszelką cenę.
Dlatego będąc świadkiem matki, ciągnącej płaczącego spazmatycznie kilkulatka, musiałam, albo błyskawicznie nakładać słuchawki, lub odejść daleko, by samej się nie rozkleić.
To było koszmarne, z jednej strony czuć... sentyment i ten... wymuszony obowiązek bycia im posłusznym, nie ranienia ich, a z drugiej wiedzieć, że to mnie niszczy i nie mają racji narzucając mi swój model, swoją wolę.
To było koszmarne z jednej strony nie chcąc być samotną, bo... nie wyobrażałam sobie tego. Zazdrościłam parom tulącym się na ławce, nawet trzymającym się za rękę. Chciałam kogoś, kto ocierałby moje łzy i pokazywał, że świat nie jest zły, że jeśli przypaliłam kartofle, to nie koniec świata... Dla kogo chciałabym dalej oddychać oraz stąpać po tym świecie, ponieważ wiedziałabym, że mu na mnie zależy. I cokolwiek się nie stanie, nie opuści mnie i będzie wspierał.
Z drugiej... Ten cudowny obraz niezwykle szybko zderzał się z rzeczywistością, a konkretniej przykładem moich rodziców. Choć kochałam tatę, wiedziałam, że życie z mężem o jego charakterze byłoby dla mnie czymś potwornym i nie poradziłabym sobie z tym, a tym bardziej nie zaakceptowała jak Ewa. Dlatego zawsze powtarzałam sobie, że będę żyła sama.- O czym tak nieustannie myślisz? - zagadała nagle Ewa, gdy kończyłam obierać ziemniaki do obiadu.
- Powtarzam sobie w głowie, to czego wczoraj uczyłam się do egzaminu - odparłam cicho.
- Uczyłaś się wczoraj? - Zdziwiła się. - Wróciliśmy do domu po dwudziestej drugiej, a ty ledwie stałaś na nogach po pracy w ogrodzie!
- Rozłożyłam sobie powtarzanie materiału na kilka dni. Trochę tego jest, więc muszę każdego dnia przerobić co najmniej piętnaście zagadnień, ale to na szczęście ostatni egzamin - powiedziałam, po czym wstałam, aby wypłukać kartofle i je nastawić.
- W nocy powinnaś spać, wykończysz mi się, skarbie. - Pogłaskała mnie po plecach.
- Nic mi nie jest, a na szczęście niedługo mam wakacje, więc trochę odpocznę - stwierdziłam, choć zaraz uśmiechnęłam się krzywo.
Mogłam jedynie o tym śnić. Gdybym nie chodziła do pracy, zapewne dosłownie zaoraliby mnie pracami domowymi. Tak przynajmniej w drodze powrotnej mogłam nieco odpocząć, bo potem i tak musiałam zawsze pomagać w domu. W końcu wszystkim praca kelnerki wydawała się urlopem, a nie prawdziwą pracą.
- Powinnaś więcej odpoczywać Korneliuś. To wyjaśnia, czemu znów mam wrażenie, że schudłaś. To bardzo nie zdrowe.
Na te słowa uśmiechnęłam się szeroka, starając się wyciągnąć jak najwięcej z tej chwili okazanej mi troski. Żałowałam, że nie mogłam mieć prawdziwej, dobrej relacji ze swoimi rodzicami.
Chciałam jak moje koleżanki jeździć na zakupy z mamą, plotkować o chłopakach, mieć w niej taką zaufaną przyjaciółkę. I o ile dawniej jeszcze jakoś to działało, tak teraz to nie było już to samo. Zwłaszcza, że byłyśmy rozliczane z każdej złotówki, nawet jeśli należała ona do nas.
Umyłam nóż i już zamierzałam schować resztę ziemniaków, której nie użyłam, gdy poczułam jak coś ciekło mi ciurkiem z nosa. Instynktownie potarłam go ręką, a następnie wzięłam głęboki wdech na widok krwi.
- Matko święta! - Mama od razu podała mi chusteczkę, aby zaraz zrobić mi chłodny okład na kark i odsunęła mi krzesło.
- Nic mi nie jest. Zaraz mi przejdzie - powiedziałam bardziej do siebie, żeby samej się uspokoić niż do Ewy.
Od kiedy pamiętała widok krwi ją przerażał. Choć zwykle bardziej działał na nią widok rany, z której wypływała. Nie przepadała za widokami przepełnionymi brutalnością.
- Już chyba przestało - stwierdziłam, odejmując na moment chusteczkę od nosa i kontrolnie przyłożyłam świeżą. - Czysta.
- Może połóż się na moment. Nie jest ci słabo? Nie kręci ci się w głowie? - zapytała, po czym pomogła mi się podnieść, pomimo, że nie potrzebowałam pomocy.
- Może na chwilę, ale zaraz wrócę - zapewniłam, a następnie położyłam się na kanapie, zamykając na moment oczy.
Byłam już naprawdę zmęczona. Najchętniej poszłabym do siebie, ale wiedziałam, że czekał na mnie stos książek i nie mogłam sobie pozwolić, na tę drzemkę, która pewnie z kilkuminutowej zmieniłaby się w kilkugodzinną. Pocieszałam się jedynie tym, że jak przyjdą wakacje, to nie będę musiała zarywać nocek.
Kiedy drzwi się otworzyły, Ewa od razu poszła przywitać się z Adamem. Czasami się zastanawiałam, czy nie widział tej sztuczności, którą już całkiem dobrze kryła, byle tylko nie mógł się przyczepić, że nie cieszymy się z powodu jego powrotu.
- A ty co się wylegujesz?! - Zwrócił się do mnie, gdy tylko spostrzegł mnie na kanapie. - Matka zapierdala przy garach, a ty sobie leżakowanie urządzasz!? - Krzyczał, na co mama chciała go uspokoić i wyjaśnić wszystko, ale nawet nie dał jej dojść do słowa. - Pozwoliłem ci się odezwać? - warknął do niej.
Od razu umilkła i w gruncie rzeczy nie miałam do niej o to żalu. Obie się bałyśmy. Poza tym wiedziałyśmy, że dyskusja nie miała najmniejszego sensu.
Bez słowa, wróciłam do pomagania, pospiesznie nakrywając do stołu, a jednocześnie próbowałam się nie rozpłakać. Mimo wszystko było krzywdzące, gdy wszystko co robiłam, a nigdy nie unikałam prac domowych, kiedy traktowano mnie jak jakiegoś pasożyta, który tylko brał, nie dając od siebie nic w zamian.
- Widzę, że będziemy sobie musieli znów porozmawiać o obowiązkach kobiety. Już tak niewiele od was wymagamy, a jednak wciąż dla was jest to nie do pojęcia. Tak jak ta pizda z inspekcji pracy, która dziś przyszła. Kurwa! Wielka pani inspektor. Dziećmi by się zajęła, albo mężowi w nocy dała, to byłby z niej większy pożytek, albo chociaż nie byłaby taką pizdą ęąę.
Spojrzałam ukradkiem na Ewę, ale jedyne co dojrzałam to tylko chwilowe zmieszanie oraz złość. Najwyraźniej jakaś cząstka je, walczyła jeszcze... Może gdyby tak genialnie nie uzależnił jej od siebie, postawiłaby mu się. W obecnej sytuacji niestety, nie miałaby się nawet gdzie podziać.
Ciszę, która zapanowała przerwał płacz, dopiero obudzonego Konrada, więc mama natychmiast wytarła ręce i poszła go uspokoić. W tym czasie ja dokończyłam podanie obiadu, aby za chwilę usiąść grzecznie przy stole. Prosto, z rękami schowanymi pod stołem, ukrywając oburzenie i wszystko co czułam.
Kiedy Ewa wróciła z moim bratem, który tulił się jeszcze wyraźnie zaspany, ojciec zmierzył nas nieprzyjaznym spojrzeniem, a następnie poruszył się niespokojnie na krześle.
- W niedzielę są chrzciny u Chrzanowskich. W sobotę pojedziemy na zakupy, żebyście kupiły sobie coś porządnego.
CZYTASZ
(Nie)zakochałam się!
RomanceOkładkę wykonała @_Al0es_ za co bardzo serdecznie dziękuję ❤ Dwudziestotrzyletnia Kornelia to bohaterka, która zamieszkuje jedno z polskich miast. Decyzje jakie podejmuje jak i w zasadzie całe jej życie podlega nieustannej krytyce rodziców, którzy n...