Rozdział 29

430 25 0
                                    

W pierwszej chwili poczułam ulgę, bo Gabriele wyglądał na całego i zdrowego. Jednak moja radość nie trwała długo, ponieważ zaraz zwróciłam uwagę na kogoś leżącego nieruchomo na ziemi... a to Gabriele trzymał w rękach broń.

Nasze spojrzenia skrzyżowały się, a ja byłam tak skołowana, że nie miałam w ogóle pojęcia co powinnam była zrobić. Słyszałam jedynie jak serce tłukło mi się w piersiach oraz tę uporczywą myśl, że Gabriele zastrzelił człowieka.

Nachylił się, żeby sprawdzić puls, przy czym odezwał się gniewnie:

- Miałaś zostać w samochodzie!

Po tych słowach wyciągnął telefon i zadzwonił gdzieś. Jak się potem okazało... na pogotowie. Następnie ruszył pewnym krokiem w moim kierunku, a ja spanikowana odwróciłam się i ruszyłam biegiem przed siebie.

- Kora! Zaczekaj! - zawołał, ale wcale nie miałam zamiaru się zatrzymać.

Biegłam ile sił w nogach, zastanawiając się dokąd biec i... co powiem Emi. Od razu pomyślałam, że powinnam była zawiadomić policję, ale teraz najważniejsze było, aby gdzieś się schować, bo po minie Gabriele'a nie sądziłam, żeby miał wobec mnie dobre zamiary zważywszy na to, czego byłam świadkiem.

Moja ucieczka nie trwała jednak zbyt długo, bo zaraz poczułam szarpnięcie, a następnie Gabriele podniósł mnie i przerzucił sobie przez ramię.

- Puszczaj! - Zaczęłam się szarpać, miotać, okładać go rękami, ale na nim nie robiło to żadnego wrażenia.

Czułam się trochę jak szmaciana lalka, która była zdana na jego łaskę, a z bezsilności i tego czego się obawiałam, że zrobi, abym nikomu nie powiedziała, co widziałam, zaczęłam płakać.

- Nie ja strzelałem - rzucił, idąc szybko w kierunku, gdzie zostawiliśmy samochód.

- Pomocy! - Spróbowałam krzyknąć, ale naprawdę wątpiłam, że ktoś postanowi mi pomóc.

Okolica była pusta, a w żadnym oknie nie świeciło się światło, jakby od dawna nikt nie mieszkał w tej dzielnicy.

Kiedy dotarliśmy do samochodu, Gabriele chciał wsadzić mnie na jego tył, ale ja znów zaczęłam się miotać. Widziałam tysiąc filmów z takim wątkiem i doskonale wiedziałam, że jeśli mu się uda, to będzie po mnie.

- Ciii! Kora! To nie ja go postrzeliłem! - Powtórzył wściekły, że wciąż stawiałam opór, ale za bardzo się bałam.

Widziałam tylko jego z bronią i tego człowieka, który leżał bezwładnie na ziemi. A jeśli nie on? To kto?!

W końcu chwycił mocno moją twarz i pocałował mnie. Próbowałam go odepchnąć, bo to zmieniało wszystko. Nie ważne było to jak bardzo był przystojny i wyrozumiały... do cholery! Strzelił do człowieka, a ja nie mogłam być z kimś takim!

Pomimo mojego szarpania, które na nic się nie zdawało, wymuszał ode mnie pocałunek, który przerwał dopiero, kiedy przestałam go okładać rękami, a gdy je obezwładnił, przestałam się odsuwać i go odpychać.

Byłam oszołomiona i załamana tym, co zobaczyłam, że kiedy ode mnie odstąpił, nawet nie zdążyłam w żaden sposób zaprotestować, kiedy zatrzasnął drzwi, a sam usiadł za kierownicą od razu ruszając.

Szarpnęłam klamką, choć nawet nie wiedziałam, czy zbiorę się na odwagę, żeby wyskoczyć z jadącego samochodu, ale drzwi nawet nie drgnęły.

Gabriele jedynie na moment zerknął na mnie w lusterku, ale nic nie powiedział.

Znów zesztywniałam, próbując wcisnąć się w fotel i dalej tworzyłam w głowie scenariusze, jak uratować się z tej beznadziejnej sytuacji. 

Patrzyłam przez okno i starałam się zapamiętać trasę, żeby w razie konieczności wiedzieć, gdzie mnie wywiózł.

(Nie)zakochałam się!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz