Rozdział 7

596 32 1
                                    

Pomimo tego, że Emilia zapewniła mi schronienie, czułam się dziwnie zestresowana oraz bałam się o swoją przyszłość. Dotychczas zwykle odsuwałam od siebie myśli o samodzielności, bo nawet w wieku dwudziestu trzech lat, nie mogłam wychodzić z domu bez zgody rodziców. To było takie głupie, że wymagali ode mnie umiejętności podejmowania decyzji i brania za nie odpowiedzialności, a jednocześnie skutecznie tego oduczali.

Choć było późno, ja nie czułam się zmęczona ani trochę. Adrenalina wciąż buzowała w moich żyłach, a myśli, podążały do przystojnego Włocha, który miał czekać na peronie. Ogarniało mnie dziwne ciepło, emanujące gdzieś od brzucha na całe ciało. 

Pomimo tego, że postanawiałam sobie, że nie będę nigdy posiadała partnera, jakaś cząstka mojej jestestwa, pragnęła wypaść najlepiej jak się dało, aby oczarować go swoją osobą.

Próbowałam przewidzieć różne scenariusze oraz ułożyć sobie w głowie jakieś odpowiedzi, ale i tak wciąż uciekałam myślami do wyobrażeń na temat Gabriele.

Typowy Włoch... Tak zwykle mówiła o nim Emilia. Poza tym ponoć był ideałem, więc wciąż powtarzało się pytanie: "Dlaczego był samotny?"

Pogrążając się w rozmyślaniach, nawet nie zorientowałam się, gdy dotarłam na miejsce, na co moje serce mało nie wyskoczyło z piersi. Z jakiegoś powodu dopiero teraz wyrzuty do samej siebie, nabrały na sile, przez to, że zawracałam głowę Emilii i jej rodzinie. W dodatku nie mogłam uwierzyć, że miał mnie odebrać właśnie Gabriele? Podejrzewałam, że wbrew jej zapewnieniom, nie zrezygnowała z roli swatki.

Na drżących nogach, już naprawdę zmęczona, bo drzemka w wagonie była zdecydowanie niewystarczająca na to wszystko, co się ostatnio stało, wysiadłam z wagonu, rozglądając się dookoła za mężczyzną, który miał być "typowym Włochem".

Gabriele na pewno nie wiedział jak wyglądałam, dlatego też to na ja musiałam go jakoś odnaleźć.

Moim sprzymierzeńcem była z pewnością pora, ponieważ nie panował tłok, a zatem poszukiwania wydawały się o wiele łatwiejsze. Odczekałam chwilę aż większość osób się rozejdzie i dopiero po chwili znów opatrzyłam wzrokiem wszystkich, którzy zostali.

Wtedy moją uwagę przykuł wysoki brunet w przeciwsłonecznych okularach, z kilkudniowym zarostem, w opinającej go czarnej koszuli. Opierał się, wyraźnie znudzony o ścianę poczekalni i wpatrywał w koniec swoich butów.

Przełknęłam ciężko ślinę oraz starałam się ignorować ciepło, trawiące coraz mocniej moje policzki.

Co jak co, ale Emilia naprawdę nie kłamała, gdy nazywała go ciachem, a nawet, gdy mówiła, że zapieprzyłaby go na śmierć, gdyby tylko nie stał się jej bratem.

Wyglądał niesamowicie przystojnie i męsko. To tylko pogarszało mój stan. Zaczynałam stresować się jeszcze bardziej, w dodatku ręce pociły mi się jak nigdy dotąd.

Z racji, że jako jedyny pasował do opisu oraz wyraźnie na kogoś czekał, powoli zaczęłam się do niego zbliżać, uspokajając powoli oddech.

Kiedy dzieliło nas kilka metrów, mężczyzna podniósł głowę, na co po całym ciele przeszedł mi dreszcz, ale starałam się nie dać po sobie poznać, jak bardzo mnie oczarował.

- Ty jesteś Gabriele? Prawda? - zapytałam i dopiero, gdy na jego twarzy pojawił się lekki półuśmiech, uświadomiłam sobie, że przecież nie rozumiał polskiego.

Moim jedynym zadaniem było się nie skompromitować, a zaczynałam jak zwykle świetnie.

- Przepraszam - powiedziałam już po angielsku i zaśmiałam się nieznacznie, chcąc wyjść na spokojną. - Jesteś Gabriele? Tak?

- Sì Bella - odparł, po czym odbił się od ściany. - Ty zatem musisz być, Kornelia - stwierdził, na co zrobiło mi się jeszcze goręcej niż chwilę temu.

Miał taki spokojny i inny głos, a moje imię brzmiało w jego ustach... Niezwykle oraz melodyjnie. Skinęłam głową, bo nie byłam w stanie wykrztusić z siebie żadnego słowa.

- Pozwól, że wezmę twoją walizkę. Samochód stoi na parkingu. Kawałek drogi przed nami - rzucił, biorąc ode mnie rączkę bagażu, a następnie ruszył w kierunku auta.

- Kawałek drogi? Daleko mieszkacie od dworca? - zapytałam, bo o ile dobrze pamiętałam, Emilia kilkukrotnie zapewniała, że na stację ma dwa kroki.

- Zasadniczo nie, ale Cristiano zabrał dziewczyny do Kołobrzegu, z zamiarem zostania tam na dłużej - odparł, ale nie zatrzymał się nawet na moment.

- Do Kołobrzegu? - Zdziwiłam się bardzo. - Proszę, nie mów, że jechałeś po mnie aż stamtąd? Nie chciałam sprawiać problemu - jęknęłam i wściekłam się na Emilię.

Zatem jednak może ta sytuacja nie była częścią jej planu, swatania z Gabrielem, z czym już nie zamierzałam się kłócić, ale dlaczego mi nie powiedziała? Nie chciałam, żeby któreś z nich musiało zmieniać plany, tylko dlatego, że nagle, pod wpływem chwili postanowiłam przyjechać.

- Spokojnie. - Zaśmiał się, wyciągając kluczyki z kieszeni. - To żaden problem, bo i tak miałem dołączyć do nich, dopiero dzisiaj - powiedział, po czym zamigały światła czarnego audi, do którego zaraz włożył walizkę.

Zatrzasnął bagażnik i posłał mi cudowny uśmiech.

- Dziękuję, że po mnie przyjechałeś. Nie mam pojęcia jak bym się tu odnalazła. - Machnęłam ręką, wskazując na okolicę.

- To drobiazg - rzucił skromnie, po czym kiwnął głową w kierunku samochodu i dodał: - Wsiadaj! Mamy kawałek drogi do przejechania.


(Nie)zakochałam się!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz