Rozdział 23

486 30 1
                                    

Przez moje wyznanie, przez pewien czas panowała między nami dziwna niezręczność, która z coraz większą ilością ubywającego wina, coraz bardziej malała.
W końcu na pewien czas zapomnieliśmy o tym, śmiejąc się z jakichś mało ważnych rzeczy i cieszyliśmy się, że mogliśmy spędzić odrobinę czasu sami.

Refleksyjny nastrój powrócił, dopiero, gdy przysiedliśmy bliżej krawędzi tarasu i podziwialiśmy morze, w którym tonęło pomarańczowe słońce, żegnając nas ostatnimi promykami.

- Piękny widok - westchnęłam rozmarzona.

Poczułam delikatny dotyk na ramieniu, a następnie pocałunek. Delikatny, czuły, łechtający zmysły...
Mój oddech stał się nierówny w sekundę. Spojrzałam w oczy Gabriele'a i nawet nie wiedziałam jak to się stało, że zaraz się całowaliśmy. Choć raczej to on całował mnie, bo kompletnie oddałam mu inicjatywę. Za bardzo bałam się, że znów wszystko zepsuję. Kiedy jednak przysunął się bardziej i objął stanowczo, poczułam, że muszę to przerwać.
Nie chciałam tracić nad sobą kontroli. Poza tym... dopiero zaczęliśmy chodzić i nie zdążyłam się z tym wszystkim oswoić, żeby teraz obściskiwać się i całować, tak jakby to miała być gra wstępna.

Wpatrzył się we mnie pytająco, jakby niemo zadał pytanie: ,,Dlaczego przerwałaś?".

Znów zrobiło mi się głupio oraz poczułam się winna.

- Przepraszam, ja... nie mam doświadczenia i... za szybko... - Starałam się jakoś ubrać w słowa swoje obawy, bo nie chciałam, żeby źle to odebrał.

Znów zaczęłam drżeć ze stresu, bo nie miałam pewności, czy to zrozumie.
Dla niego całowanie wydawało się być czymś normalnym. Zachowywał się swobodnie i pewnie nie zastanawiał się w przeciwieństwie do mnie: czy wyglądał w tej chwili dobrze, albo czy robił to dobrze... A ja? Która nie miałam doświadczenia? Przejmowałam się wszystkim, bo nie chciałam go stracić.

Gabriele jakby, widząc moje skołowanie, przygarnął mnie do siebie i zaczął uspokajająco lulać.

- Spokojnie Kora. Rozumiem. Nie chcę, żebyś była w moim towarzystwie taka spięta i rozumiem, że to dla ciebie coś nowego. Do wszystkiego dojdziemy małymi kroczkami, jeśli tylko będziesz chciała.

- Do wszystkiego?

- Wiem, że wcześniej nie byłaś w poważnym związku. W dodatku masz za sobą jakiś niemiły incydent z mężczyzną... Ja to rozumiem - mruknął, niezwykle opanowanym tonem. - Możesz powiedzieć mi wszystko. I jestem ci naprawdę wdzięczny, że mówisz mi wprost, dlaczego czasem tak, a nie inaczej reagujesz. Żyliśmy w różnych światach, według różnych zasad. Wiem, że boisz się, ale mi naprawdę możesz zaufać. Bo w pierwszej chwili, gdy powiedziałaś o wynajmowaniu pokoju, pomyślałem, że jednak chcesz odejść i... nie potraktowałaś poważnie mojej propozycji.

- To nie tak...

- Wiem. Dobrze, że rozwinęłaś temat. W taki sposób uniknęliśmy pewnych niedomówień i wiem, jakie głupoty mogę wybić ci z głowy.

- To nie głupoty!

- Mówienie o sobie jak o pasożycie, to nie głupota?

- To, że nie chcę żyć na wasz koszt, nie dając nic od siebie, to głupota?

- Głupotą jest to, że masz o sobie takie straszne mniemanie i nie dopuszczasz do siebie myśli, że złamałabyś mi serce, wyprowadzając się.

- Mówisz tak, bo chcesz mnie podnieść na duchu - rzuciłam, a wtedy Gabriele chwycił moją brodę i złożył pocałunek na moich ustach.

- Zapamiętaj jedno. Nigdy nie okłamuję bliskich i też nie życzę sobie tego względem siebie - powiedział stanowczo. - Wolę usłyszeć najgorszą prawdę, niż żyć w fałszywym przeświadczeniu.

- Bliskich? Innych już tak?

- Są sytuacje, w których tylko kłamstwo jest rozwiązaniem.

- Tak? Na przykład?

- Na przykład... - Zamyślił się. - Ciężko jest wymyślić coś na poczekaniu. Po prostu czasem są takie sytuacje.

- Brzmi jak hipokryzja.

- Nie zupełnie. Bliskich nie okłamuję. Takie mam zasady i tego również oczekuję od nich.

- A w wyjątkowych sytuacjach?

- W przypadku bliskich, rodzaj sytuacji nie ma znaczenia. Poza tym, nie zmieniaj tematu. Jesteś moją dziewczyną, więc wiedz, że nigdy nie kłamię i możesz mi ufać, powiedzieć o wszystkim. Nawet o tym, dlaczego, gdy cię całuję, cała się spinasz.

- Bo nie umiem całować i...

- I?

- Nie umiem całować...

- To nie problem - zaśmiał się. - Nawet poniekąd mi sie to podoba, że nauczę cię wszystkiego ja - dodał z wyczuwalną dumą w głosie.

Uśmiechnęłam się lekko, wywracajac oczami. Z jednej strony mnie to cieszyło, a z drugiej od razu włączała mi się lampka ostrzegająca przed facetem z pojęciem, z którym niestety miała niegdyś styczność.

On... mógł mieć kobiet ile chciał, ale ona... musiała zachować czystość do ślubu, żeby on mógł się szczycić, żoną dziewicą. - Taki schemat czystości rodziny przed ślubem w tym środowisku najczęściej widziałam. W końcu to na kobiecie spoczywała największa hańba, jeśli nie była dziewicą przed ślubem. Świadczyły o tym chociażby stare tradycje, jak pokazywanie prześcieradła po nocy poślubnej. I biada kobiecie, jeśli nie było na nim krwi, oznaczającej, że dopiero wtedy straciła dziewictwo.
To on - mąż jako jedyny mógł szczycić się, że nie miał jej nikt przed nim.

- Kora?

- Tak? - Otrząsnęłam się, znów spoglądając w oczy Gabriele'a.

- O czym myślałaś?

- Ja nie potrafię... - Znów poczułam w oczach łzy, bo dotarło do mnie, że nie potrafiłam wyzbyć się złych myśli.

Cholernie bałam się, że skończę jak mama, że... będę udawała szczęśliwą, ledwie zipiąc pod butem męża.

- Kora?

- Przepraszam Gabriele, ale... ja nie mogę przestać myśleć o tym z jakimi mężczyznami niegdyś miałam doczynienia. Z ojcem, który traktował kobiety jak istoty gorsze, nadające się tylko do zadowalania męża, zajmowania się domem oraz rodzenia, a potem partnerem ze studniówki, który schlał się, aby potem próbować mnie zgwałcić i jeszcze potem gadać, że powinnam uznać to za komplement! Nie dam ci szczęścia, na które zasługujesz, bo cały czas boję się, że skończę w schemacie, z którego uciekłam. Choć nie robisz nic złego. - Podniosłam się z miejsca. - Przepraszam, że zmarnowałam twój czas - rzuciłam i zaraz ruszyłam do wyjścia.

- Kora! Poczekaj! - Gabriele poszedł za mną i zaraz dopadł mnie przy wyjściu na taras.

I choć do tej chwili powstrzymałam łzy, tak teraz już nie potrafiłam tego zrobić. Był moim wymarzonym ideałem, a mój uraz do mężczyzn sprawiał, że nie potrafiłam przestać myśleć, że może okazać się taki, jak ci, których znałam... którzy mnie rozczarowali. W końcu niewiele o sobie wiedzieliśmy, a moje tchórzostwo, lęki sprawiły, że wolałam się wycofać, niż próbować walczyć, zmienić to! Zwłaszcza, że Emi miała rację. Gabriele był inny niż mężczyźni z Polski.

- Kora - wymamrotał. - To nie powód do wstydu, że trafiłaś na złych ludzi. To naturalne, że katowany kot, boi się, gdy jakiś człowiek wyciągnie do niego rękę, ale stopniowo, można pokazać mu, że może ci zaufać i może być szczęśliwy. Nie twierdzę, że kobiety...

- Wiem... - przerwałam mu. - Wiem, że ty tak nie myślisz.

- To czemu nie chcesz nawet spróbować dać się do siebie zbliżyć? Chodzenie to nie małżeństwo. I nigdy w żaden sposób nie zrobiłbym ci krzywdy, bo do cholery nie jestem jak oni! I skoro o tym wiesz, to dlaczego uciekasz?

- Bo się boję... - wymamrotałam, na co Gabriele bardzo powoli, jakby sprawdzając, czy go nie odtrące, przygarnął mnie do siebie, a ja mocno go ścisnęłam, czując jak stopniowo ucisk w klatce piersiowej znikał, a zastępowało je błogie ciepło.

Ogarniała mnie dziwna ulga, poczucie, że jestem bezpieczna, że rozumiał mój ból.

__________________
Wybaczcie taki dziwny... kolejny rozdział...

(Nie)zakochałam się!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz