Wendeline zjawiła się w bibliotece już o świcie, jedynie po to, by upewnić się, że będzie tam pierwsza. Z niesmakiem podeszła do Josepha, który popatrzył na nią uśmiechniętymi, lecz zmęczonymi oczami.
- Chciałaś być przede mną, nieprawdaż? - zaśmiał się - dlatego ja siedziałem tu całą noc.
Zdenerwowana kobieta rzuciła literaturę i zeszyty na swoje miejsce, po czym usiadła na obitym krześle z założonymi na piersiach rękami.
- Coś pan wymyślił, lordzie Bridgeman?
- Wiele rzeczy - przyjrzał się swoim paznokciom - lecz nic, o czym mógłbym pani powiedzieć. - Dziewczyna prychnęła głośno.
- Doprawdy? - zapytała - to świetnie, ponieważ ja już sformułowałam szczegółowy plan projektu. - Uniosła przed siebie stos kartek, na widok których brunet wytrzeszczył oczy.
- Świetnie - bąknął - tak... Ja też.
Położyła papiery na stole, jednak, zanim zdążyła choćby mrugnąć, Joseph rzucił się na pracę i zabrał pierwszą stronę, cofając się poza zasięg rąk Wendy. Przejrzał treść pod nieufnym okiem towarzyszki, na koniec kiwając głową. Podał jej kartkę, którą szybko wyrwała.
- Co myślisz? - zapytała cicho po namyśle.
- Niegłupie - odpowiedział z uśmiechem.
Zerknął na nią i przez przypadek ich spojrzenia się spotkały. Trwali tak przez chwilę, oboje nie do końca wiedząc, co zrobić. W końcu dama lekko potrząsnęła głową i wstała od stołu.
- Pójdę po inne artykuły - bąknęła, kierując się w stronę półek. Joseph lekko pokiwał głową, niemal zapominając o sytuacji sprzed kilku sekund. Najwyraźniej przyszedł czas na jego ulubione zajęcie.
Wstał po cichu i skierował się bezszelestnie za plecami Wendeline, starając się nie wyglądać podejrzanie.
- Bezmyślna idiotko! - dziewczyna warknęła sama do siebie, ku uciesze chłopaka - dobrze, teraz staraj się udawać, iż nic się nie stało. Bo przecież nic się nie stało, prawda?
Nagle Bridgeman po raz pierwszy od dawna poczuł, że podsłuchiwanie jej monologów nie jest wobec niej sprawiedliwe. Cicho zawrócił i zajął miejsce przy biurku, zostawiając kobietę samą między półkami. Wziął pierwszy z brzegu podręcznik i począł przeglądać stronice w poszukiwaniu jakiejkolwiek przydatnej informacji. Po chwili lady Auntley dołączyła do niego, taszcząc na rękach stos okrytych zielonym papierem książek.
Siedzieli tam przez niemal cały dzień, niewiele mówiąc, lecz co chwila spoglądając na siebie ukradkiem. Dzięki wprawie Josh był dużo szybszy w obliczeniach, lecz Wendeline, jakby znając treść każdej książki, znajdowała błyskawicznie potrzebne informacje.
Wieczorem kobieta zamknęła zeszyt i spojrzała zdecydowanym wzrokiem na bruneta, który też po chwili podniósł wzrok. Uśmiechnęła się przebiegle, na co on zareagował zmarszczeniem brwi. Wstała i podeszła do kredowej tablicy, wywołując jeszcze większe zdziwienie na twarzy towarzysza. Wzięła do ręki kawałek kredy i napisała na zielonej powierzchni wzór, na co Joseph się uśmiechnął.
Ruszył w jej stronę. Oparł dłoń o ścianę nad dziewczyną, niemalże muskając jej twarz ustami, wywołując mimowolny rumieniec Wendeline. Dziewczyna wstrzymała powietrze, dopiero po chwili uświadamiając sobie, że brunet odebrał kredę z jej rąk i skreślił jedną ze zmiennych. Ze śmiechem oddalił się i ponownie zajął, jak gdyby nigdy nic, swoje miejsce. Oszołomiona kobieta dopiero po chwili wydusiła:
- Literówka.
- Oczywiście - przytaknął jej z zadowoleniem towarzysz.
Cornelia założyła jedną ze swoich ulubionych kreacji i spojrzała w duże lustro, powieszone na ścianie sypialni. Wsunęła za uszy włosy, splątane w skomplikowane loki i warkocze, których tak nie cierpiała. Jednak, mimo bólu związanego z uczestniczeniem w nich, brunetka uwielbiała przyjęcia. Było w nich coś zarazem tajemniczego, jak i ekscytującego. Godziny nadwornych plotek, minuty poświęcone tańcom, wyśmienite przekąski i drinki zostały jej powodami, by na chwilę oderwać się od szarej codzienności.
CZYTASZ
Pocałunek Ognia
أدب تاريخي• I CZĘŚĆ SAGI PŁOMIENI• Gdy lady Wendeline Auntley rozpoczyna naukę na jednej z prestiżowych uczelni w Wielkiej Brytanii, mając u boku ukochanego i marzenia, kiełkujące w niej od najmłodszych lat, wydaje się, że nic nie może zamącić przynajmniej po...