- Och, panienko - westchnęła Edith, zarzucając na ramiona Wendy kolejny koc - dalej nie rozumiem, jak mogła pani wpaść przypadkiem do głębokiej wody na tak płytkiej plaży. Lecz dobrze, już... Proszę, gorąca herbata. - Podała jej kubek.
- Ach tak, lady Auntley jest fanką wilgoci wszelkiego rodzaju - odparł z uśmiechem Joseph, wchodząc do kuchni i zabierając ze stołu drugą filiżankę.
Dama zarumieniła się i bez słowa schyliła głowę do napoju, starając się nie patrzeć na jego szelmowsko rozpiętą koszulę i jeszcze wilgotne, zaczesane do tyłu włosy.
- Jo! - zganiła go gospodyni, zbliżając się do chłopaka - niech się panicz jak człowiek ubierze, bo aż wstyd patrzeć. Gdyby pana matka to widziała... Ach, zresztą szkoda gadać. Tam, proszę! Tam są koce - pogoniła go, na co lord jęknął i udał się po płachtę - i załatw młodej damie jakiś suchy kostium, bo przecie ten cały przemoczony... No szybciej! Do garderoby! - popchnęła figlarnie bruneta, na co on ze śmiechem złapał lady Auntley pod ramię i wyprowadził z kuchni.
- I pomyśleć, że ta jędza mnie wychowała - pokręcił głową, szczerząc się - aż dziwne, że wyrosłem na człowieka do zniesienia, w odróżnieniu do tej tamtej! - krzyknął głośno, a z zaplecza dobiegło ich kilka uwag Edith.
Przeszli korytarz w ciszy, spoglądając na siebie ukradkiem. Wendy obserwowała rozwieszone na ścianach obrazy, przedstawiające wiejskie panoramy, pola i okoliczne jeziora. Wiedziała, że dalej nie dokończyli najważniejszej w tej chwili rozmowy - w jakim celu tu przyjechała, lecz najwyraźniej Joshowi również nie spieszyło się z tą kwestią, za co w głębi duszy mu dziękowała.
- Oto ona - odparł chłopak, wprowadzając ją do niewielkiego pomieszczenia wypełnionego skromnymi tkaninami w stonowanych kolorach.
- Nie powinniśmy zapytać o zgodę twej... - zawiesiła głos i zerknęła przepraszająco w stronę Bridgemana, ale on stał odwrócony tyłem przy wieszakach z żakietami.
- Nie, nie - odparł w zamyśleniu - z pewnością nie ma nic przeciwko. Chociaż zapewne lepiej pomogłaby ci dobrać zestawy, ponieważ ja... Ha! - wyciągnął ze sterty ubrań kanarkowy żakiet - pasuje? - zapytał z udawaną powagą, a Wendy roześmiała się.
Po jakimś czasie udało jej się wyłuskać kilka przydatnych kostiumów, które przy pomocy Josepha przeniosła do skromnej sypialni, najwyraźniej jednej z niewielu jeszcze wolnych. Miętowe ściany ozdobione były tylko jednym malutkim obrazkiem.
- Jo? - Wendeline powstrzymała przed wyjściem mężczyznę - czy to...?
- Ach, tak - lekko zmieszał się i podszedł bliżej.
Wspólnie wpatrywali się w milczeniu malunkowi, w którego rogu ktoś napisał cienkim pędzelkiem "Gwen - Wojownica Nieustraszona". Na tle ciemnego lasu zarysowała się filigranowa sylwetka młodej dziewczyny w zwiewnej białej sukience, taszcząca ogromny stalowy miecz.
- To moja dawna sypialnia - kontynuował ściszonym głosem brunet - matka podarowała mi ten obraz z okazji piątych urodzin. Na początku Gwen przypominała mi ją, a teraz... No cóż, chyba zmieniłem zdanie. - Dama zaróżowiła się i zerknęła w jego stronę, ale on wbijał wzrok w dziewczynę na grafice.
- Jest piękna - szepnęła lady.
- Tak, Gwen jest piękna - stwierdził, po czym zaczerwienił się i zerknął na roześmianą towarzyszkę.
Cornelia uchyliła powieki, słysząc stukanie w drzwi. Leżała w ubraniu na zwolnionym po Josephie łóżku w sypialni towarzyszy.
- Olly? - mruknęła zachrypniętym głosem w stronę Olivera, na co on jęknął - Olly!
CZYTASZ
Pocałunek Ognia
Historická literatura• I CZĘŚĆ SAGI PŁOMIENI• Gdy lady Wendeline Auntley rozpoczyna naukę na jednej z prestiżowych uczelni w Wielkiej Brytanii, mając u boku ukochanego i marzenia, kiełkujące w niej od najmłodszych lat, wydaje się, że nic nie może zamącić przynajmniej po...