- Herbaty? - zapytała Cornelia, wyciągając w stronę Josepha dzbanek, na co on ochoczo pokiwał głową - Oliver powinien być lada chwila.
Przytulny ogródek przy domostwie Armstrongów napawał lorda Bridgemana spokojem, a przyjazd przyjaciela tylko poprawił mu humor.
Minęły dwa tygodnie od balu wiosennego. Cornelia na stałe udomowiła się w rezydencji przyszłych teściów, gdzie z zamiłowaniem oddawała się robótkom domowym i nauczaniu w okolicznych wsiach podstaw czytania. Jo z zadowoleniem przyznał, iż wydawała się szczęśliwa, z zapałem nakładając ciastka na tace, ustawione schludnie przy stoliku.
Po wizycie w Southam wrócił do francuskiej posiadłości i spędził niemal cały pobyt na rozmyślaniu, w jakim celu przyjechał tamtego wieczoru na uniwersytet. Zdarzenia podczas balu wytrąciły go na tyle mocno z równowagi, iż przez dwa dni po powrocie niemal nie ruszył się ze swojej sypialni, przeglądając zmięte kartki listów do jednej szczególnej osoby, niepotrzebnie napełniając swoje serce jeszcze większą melancholią.
W głębi duszy wiedział, że tak będzie. Iż gdy zawita w progi uczelni, nie osiągnie tego, co zamierzał, mało tego - zdołał dowiedzieć się o spisku prowadzonym już nie tylko przeciwko Wendy, lecz i niemu samemu. Właśnie, Wendeline...
Westchnął cicho, sięgając po filiżankę i gapiąc się na odległą dróżkę. Zapewne teraz kobieta siedziała w bibliotece, ślęcząc nad kolejną matematyczną teorią. Doszły go słuchy, iż z pomocą wspólnej pracy semestralnej zdołała dostać się na wydział i półtora tygodnia temu rozpoczęła naukę jako pierwsza studentka matematyki Uniwersytetu Southam. Mimo ukłucia bólu zdołał uśmiechnąć się na myśl o tym jednym wyrazie twarzy, który oznaczał zwycięstwo, ilekroć rozwiązywała zadanie.
- Wendy? - zapytał Armstrong, kiedy zbliżali się na miejsce. Kobieta siedziała wyprostowana z twarzą bezwiednie wpatrzoną w przesuwające się krajobrazy za oknem - już dojeżdżamy.
Cornelia kątem oka spostrzegła zbliżający się do dworku wóz i poderwała się z miejsca.
- Muszę zadbać o potrawy - oznajmiła, zacierając ręcę - czy byłbyś tak miły i powitał Olivera w drzwiach?
- Naturalnie - odparł z uśmiechem Jo i podążył w stronę wejścia.
- Wejdź, proszę, do środka - odparł Armstrong, podając wciąż zamyślonej damie rękę, gdy wysiadali - muszę zamienić kilka słów ze stajennym. Cornelia już nas oczekuje.
Wendeline pokiwała głową i ruszyła w stronę wejścia. Blondyn niemal podskoczył z ekscytacji i popędził do kuchennego wejścia, gdzie czekała na niego narzeczona.
- Udało się? - zapytała z podnieceniem lady Bocquel.
- Moja droga, żartujesz? - odrzekł z zadowoleniem, po czym złapał ją w ramiona i pocałował delikatnie w czoło - moje plany zawsze się udają. Zapraszam na spacer. - Podjął ją za rękę i razem podążyli niespiesznym krokiem w stronę alejki u wyjścia z posiadłości.
- Cornelio? - zawołała Wendy, kiedy przekroczyła otwarte drzwi wejściowe.
Osłupiała i momentalnie zatrzymała się, widząc na jej drodze Josepha, równie zszokowanego, co ona.
- Lady Auntley? - bąknął wreszcie pierwszy.
Stał przygarbiony, ze zmarszczonym czołem, a jego twarz wydawała się jeszcze bardziej zmęczona, niż ostatnio.
- Lordzie Bridgeman - odparła blada Wendy i ukłoniła się niezgrabnie, na co on odpowiedział tym samym.
Stali z konsternacją wypisaną na twarzach, nie mogąc odważyć się, by spojrzeć sobie w oczy.
CZYTASZ
Pocałunek Ognia
Ficção Histórica• I CZĘŚĆ SAGI PŁOMIENI• Gdy lady Wendeline Auntley rozpoczyna naukę na jednej z prestiżowych uczelni w Wielkiej Brytanii, mając u boku ukochanego i marzenia, kiełkujące w niej od najmłodszych lat, wydaje się, że nic nie może zamącić przynajmniej po...