Przez ostatnią towarzyszącą jej chandrę, Wendeline niemal zapomniała o zbliżającym się dużymi krokami balu wiosennym. Mimo, iż minęły tygodnie od jej wizyty w domostwie Bridgemanów, wciąż miała nadzieję, że na balu zjawi się pewien lord...
Wybiła sobie tę myśl z głowy. Wciąż miała wyrzuty sumienia z powodu bezmyślnej ucieczki. Były najwyraźniej słuszne, skoro Joseph rzeczywiście odciął się od niej, najwidoczniej na zawsze...
Przemyślenia przerwała jej zaróżowiona Cornelia, która wpadła zdyszana do pokoju.
- Władze uczelni pozwoliły zostać mi jeszcze jedną noc w sypialni. Jednak jutro po balu muszę wyjechać - stwierdziła.
- Będzie mi ciebie brakować, Cornelio - rzekła Wendy. Zawsze uważała takie stwierdzenia za tani banał, jednak teraz szczerze tak uważała.
- Droga Winnie, jak ty sobie tutaj poradzisz? - brunetka pochyliła się nad przyjaciółką - najwyraźniej będę zmuszona przysyłać ci wiejskie ciasteczka przez najbliższe lata. Olly powiedział, że w tamtych okolicach brakuje guwernantek. Może dla uboższych rodzin brak wyższego wykształcenia nie byłby problemem... Winnie, po prostu wyrzuć to z siebie.
- Słucham?
- Widzę, iż czymś się zamartwiasz. Znowu - odwróciła się i podeszła do szafy Wendy - lepiej, żebyś powiedziała to głośno.
- To nic takiego, po prostu mam wciąż nadzieję...
- Masz nadzieję, że lord Joseph Bridgeman wtargnie tu podczas balu i oświadczy ci się na oczach setek gości? Doprawdy, oświadczyny w jego stylu, na miarę męskiej Austen dwudziestego wieku!
- Nie to chciałam rzec!
- W takim razie co, Winnie? - odparła współlokatorka, przeglądając wieszaki z wieczorowymi sukniami - jego rodzina stara się was rozdzielić. Obecnie tylko od was zależy, czy im się to uda.
Spojrzała triumfalnie na miętową suknię o dość skromnym, lecz lekkim kroju.
- Idealna - skwitowała pod nosem.
- Paniczu?!
Joseph niepewnie zamknął drzwi i ruszył w stronę dobiegającego go głosu rozpaczy.
Wpadł do sypialni matki i jednym susem pokonał drogę między drzwiami a łóżkiem chorej, której smętne kosmyki włosów ocierały się o ciemny parkiet, gdy kobieta leżała na boku materaca z nieobecnym wyrazem twarzy.
- Mamo? - zapytał cicho z niedowierzaniem i ujął jej twarz między palce.
- Jo? - zapytała niemal niedosłyszalnie.
Lord ciężko oparł się na pościeli, chowając dłonie matki w swoje ręce.
Jej cera stała się na tyle ażurowa, że prześwitujące pod cerą żyłki zdawały się aż pulsować od nadmiaru życia w porównaniu z wątłą skórą. Nieobecne oczy wodziły ociężale wzrokiem po pokoju, nawet nie zatrzymując się na widok syna, ani parobka, który wciąż z przerażeniem stał pod ścianą, gorączkowo ściskając w rękach zestaw do rozpalania kominka.
Bridgeman nie miał odwagi choćby zerknąć na portret matki, stojącego w tej samej pokruszonej ramce od lat. Wiedział, że widok pulchnej matki, ściskającej młodego panicza byłby nie do zniesienia.
Była tak młoda. Pamiętał dokładnie dzień, kiedy zachorowała. Jego ojciec znów wyjechał, a Jo samotnie bawił się drewnianymi klockami w małej sypialni, co jakiś czas z rozmarzeniem spoglądał na obraz Gwen. W pewnym momencie za oknem spostrzegł motyla. Potraktował to jako dobry zwiastun lata i z radością podbiegł do parapetu, bez trudu wspinając się na wyściełaną miękką poduchą deskę.
Powiódł spojrzeniem za motylem, który w jego mniemaniu przybrał nader gigantyczne jak na motyla rozmiary. Owad zaczął zlatywać w dół, a za nim pikował wzrok chłopca, który zatrzymał się dopiero na widoku matki, leżącej bezwiednie na środku skromnego trawnika przed wejściem do dworu. Joseph mógł przyrzec, iż jeszcze przed chwilą beztrosko przechadzała się po ogródku, z uwielbieniem oglądając zielone liście dębów, rosnących w alei prowadzącej do miasta.
Do kobiety podbiegła służba, delikatnie ujmując kobietę i próbując przywrócić przytomność. W tamtym momencie synek był niemal pewien, że mama poległa tam już na zawsze i wszelkie próby ratunku nie pomogą.
- Dlaczego? - zapytał kilka dni później, gdy matka odpoczywała w łóżku. Na jej twarzy tlił się uśmiech, ale wyglądała na wyczerpaną.
- Jo?
- Dlaczego chorujesz? Wiesz, że nie możesz ot tak, po prostu, zostawiać mnie i taty.
- Edith dobrze się tobą zaopiekuje, synku.
- Nie odpowiesz na moje pytanie?
Panicz założył rączki na piersiach i łzawym spojrzeniem na kobietę, która głęboko odetchnęła i zacisnęła usta.
- Czasem ludzie chorują i czują się bardzo źle. Czasami nawet umierają...
- Ale ty nie umrzesz!
- Nie, jeszcze nie - zaśmiała się pod nosem - ale, synu, musisz zrozumieć jedno. Każda choroba, zły czas i nędza uczą nas jednego - pokory. Tak - odetchnęła i oparła się o poduszki - pewnego dnia dobrze zrozumiesz me słowa. Dopiero kiedy Bóg zabiera nam to, co mieliśmy, możemy w pełni docenić to, co mamy.
Łzy spływały po policzkach chłopca, gdy przysunął się trochę bliżej łóżka.
- Ale... Czy poradzisz sobie beze mnie? Jak już pójdziesz? - wyłkał, a dama roześmiała się gromkim śmiechem. Po raz ostatni w życiu.
- Przepraszam... - wydusiła półzjawa szeptem, a mężczyzna pochylił się, tłumiąc płacz.
- Za co, mamo, za co? - zapytał, przyciskając wychudłe dłonie matki do swojego czoła.
Lecz ona już nie odpowiedziała. Jej wzrok zatrzymał się na twarzy Bridgemana, a usta zacisnęły się mocno.
Joseph chciał jak najdłużej zatrzymać resztki życia w rękach, które podtrzymywał. Pragnął tak mocno, by mogła spojrzeć na niego ostatni raz tak, jak zawsze.
Trwał w bezruchu przez następną minutę, próbując zapamiętać ostatnie spojrzenie kobiety, która była dla niego wszystkim.
- Bastienie - odparł cicho do dalej stojącego w pokoiku chłopaka - przekaż służbie, że lady Josephina Brigdeman odeszła - w tym momencie głos doszczętnie mu się załamał, lecz zdążył jeszcze wydusić - niech... Niech przygotują wszystko.
Jakby w transie wstał od łóżka, z bólem puszczając matkę.
"Dopiero kiedy Bóg zabiera nam to, co mieliśmy, możemy w pełni docenić to, co mamy."
Obrócił się i zerknął na białe jak kwiat ciało, skulone w, mogłoby się zdawać, ogromnym łóżku.
"Każda choroba, zły czas i nędza uczą nas jednego - pokory. Pewnego dnia dobrze zrozumiesz me słowa."
Otarł dłońmi twarz i wyszedł za próg.
"Przepraszam..."
- Ja też przepraszam, mamo - szepnął, nie próbując powstrzymać łez - tak bardzo przepraszam...
![](https://img.wattpad.com/cover/270186297-288-k635658.jpg)
CZYTASZ
Pocałunek Ognia
Ficción histórica• I CZĘŚĆ SAGI PŁOMIENI• Gdy lady Wendeline Auntley rozpoczyna naukę na jednej z prestiżowych uczelni w Wielkiej Brytanii, mając u boku ukochanego i marzenia, kiełkujące w niej od najmłodszych lat, wydaje się, że nic nie może zamącić przynajmniej po...