14 • Dzięki, panno Harris

34 1 0
                                    

Wendeline zmarszczyła brwi, stojąc przed straganami, rozciągniętymi między uliczkami Calais. Dopiero teraz dotarło do niej, jak bezmyślnego aktu dokonała, wyjeżdżając do innego kraju bez pieniędzy, bagaży i znajomości języka. Mimo, że rodzice usilnie próbowali nauczyć jej posługiwania się płynnie francuskim, notorycznie przysypiała na lekcjach i po kolejnych poprawkach testów zrezygnowali ze starań.

Podeszła do pierwszego ze straganów, gdzie kilka skromnie ubranych kobiet dyskutowało o czymś zażarcie, wymachując przy tym rękami. Na jej widok momentalnie przestały rozmawiać i zmierzyły ją podejrzliwym wzrokiem. 

- Przepraszam - powiedziała powoli i bardzo wyraźnie po angielsku - szukam lorda Josepha Bridgemana... - przerwała, spoglądając na mrużące oczy gospodynie. Kilka z nich uniosło lekko brody - znam adres, lecz nie wiem, jak dostać się do jego posiadłości... Domu - dodała po chwili namysłu, by mogły łatwiej zrozumieć - nazywam się lady Wendeline Auntley...

W tym momencie trzy służące zaśmiały się głośno, wyrzucając w górę ramiona.

- Panienka Wendeline - staruszka o śniadej twarzy wzięła ją w ramiona i przemówiła płynną angielszczyzną - wiele o pani słyszałyśmy. Gdy skończymy zakupy, chętnie zaprowadzimy panienkę do panicza Josepha.

Dama nie wiedziała, czy bardziej dziwić się temu, że kobiety wiele o niej słyszały, czy iż lord Bridgeman jest nazywany na własnym dworze paniczem. Wydawało jej się, że jego ojciec zmarł kilka lat temu, a gospodynie zachowywały się, jakby wciąż był przy życiu.

- Niesamowite spotkanie. Dlaczego postanowiła pani osobiście tu przyjechać? - zagadnęła z ciekawością najmłodsza służka, gdy pozostałe zniknęły między stosami włoszczyzny - i nie ma pani bagażu... - stwierdziła ze świecącymi tęczówkami.

- Spieszyłam się... - bąknęła w odpowiedzi dziewczyna.

Po zakupach Wendy wsiadła do wozu z roztrajkotanymi gospodyniami, które, pomiędzy komplementami jej włosów i "ogólnej urody", zdawały sprawozdanie z ostatnich dni pobytu lorda Bridgemana w willi, dodając po namyśle, że w tym czasie one same pracowały bardzo rzetelnie, a informacje pozyskały z drugiej ręki.

- Mówiłyście, że panicz Joseph wspominał o mnie dość często - rzekła lady, gdy kobiety na chwilę zamilkły, wysiadając z powozu - co dokładnie mówił? 

- Och... - zaczerwieniły się, a najmłodsza powiedziała ze zmieszaniem - panicz nie pozwolił nam pisnąć ni słówka. Po prostu bardzo ceni swoją prywatność - bąknęła, szukając ratunku u towarzyszek, jednak te były równie speszone. Dama uśmiechnęła się. 

 - Gdzie mogę go znaleźć? 

 - O tej porze zwykł jest brać kąpiel w jeziorze. Zanim wróci, zaprowadzimy panią do pięknego zimowego ogrodu..

- Przepraszam, lecz muszę się z nim zobaczyć teraz - stwierdziła stanowczo i z wdzięcznością pokiwała głową w stronę kobiet, które powiodły zdziwionym wzrokiem za jej pędzącą w stronę klifów figurą.

Wendy niemal jednym susem pokonała wykute w skale schody, prowadzące do niewielkiej plaży. Kiedy podeszwy jej pantofli dotknęły piasku, dostrzegła w oddali unoszącą się na wodzie męską sylwetkę.

- Lordzie Bridgeman! - wrzasnęła w jego stronę, na co brunet odwrócił się w jej stronę.

- Lady Auntley! - Machnął ręką.

- Czy mógłby pan wyjść? Muszę z panem porozma...

- Nic nie słyszę! - odkrzyknął, lecz kobieta mogła przyrzec, że na jego twarzy pojawił się wyszczerzony uśmiech.

Pocałunek OgniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz