8 • Do widzenia, lordzie Armstrong

38 1 0
                                    

Blondyn nie miał siły zapytać, skąd Bridgeman zna numer pokoju Wendeline. Błyskawicznie podbiegli do sypialni kobiety. Brunet mocno uderzył w drzwi, nie zważając na dobre maniery.

- Tak? - mruknęła zaspana Wendy, uchylając drzwi. Kiedy spostrzegła, kto jest jej gościem, zaczerwieniła się i zaczęła szybko je zamykać, jednak Josh zatrzymał je ręką.

- Gwen - powiedział, prawie nie onieśmielając się, widząc ją w koszuli nocnej - mam pomysł.

- Teraz?! - krzyknęła z pretensją z pokoju.

- Tak. Chodź.

- Lordzie Bridgeman...

- Chodź!

Zdenerwowana dziewczyna zarzuciła na siebie szeroką chustę i podążyła za chłopakiem.

- Lady Auntley - przywitał się Oliver, ale szybko zamilkł, widząc wyraz jej twarzy.

Dotarli do biblioteki, zabierając po drodze zgrupowane przy wejściu stosy notatek. Joseph rzucił je na podłogę, wziął do ręki pierwszy lepszy kawałek kredy i począł zamaszystymi ruchami zapisywać wspólne wywody. Spojrzał na kobietę, która z niechęcią pokiwała głową. W końcu objął wielkim okręgiem kilka linijek i dodał.

- Złożymy te zbiory.

Mężczyźni w wyczekiwaniu patrzyli na Wendy, która zmrużyła oczy, przybliżając się do tablicy. W końcu westchnęła i wbiła w bruneta pełen dezaprobaty wzrok.

- Nie, lordzie Bridgeman.

- Ale... Jak to? - bąknął, zbliżając się do znajomej.

- Złóżmy te zbiory - odparła z uśmiechem, poprawiając zakreślenie, na co Joseph odetchnął głęboko.

Armstrong pokiwał z zadowoleniem głową, po czym ruszył przez korytarze uczelni, zostawiając za sobą przekomarzającą się dwójkę. Powoli minął świeżo malowane ściany żeńskiej części akademika, na których wisiały kopie znanych malowideł. Stanął u szczytu schodów, prowadzących na parter, kiedy usłyszał na dole przewracające się bagaże. Z zainteresowaniem ruszył po schodach, starając się odszukać źródło dźwięków. Ujrzał dziewczynę próbującą nieporadnie przytrzymać torby. Bezszelestnie podszedł i uchylił fragment kapelusza, spod którego wypadło kilka ciemnych kosmków.

- Lady Bocquel - przywitał kobietę, pochylając się nisko i chcąc złapać rękę, którą odsunęła. Jego bezmiarowa radość na twarzy została zastąpiona przez grymas zdezorientowania.

- Lordzie Armstrong - wyartykułowała twardo, nie podnosząc wyżej głowy. Oliver poderwał się do pionu, będąc jeszcze bardziej zszokowanym przez dziwną oficjalność jej wypowiedzi.

- Cornelio? - zapytał cicho po chwili - coś się stało?

- Lordzie Armstrong - kontynuowała bezemocjonalnie brunetka - obawiam się, iż nie możemy kontynuować naszej znajomości.

- Słucham? - wydusił po chwili prawie szeptem, a Cornelia złapała mocniej bagaże i zaczęła kroczyć po schodach, zostawiając zagubionego blondyna za sobą.

- Słyszał pan - odpowiedziała, a głos pod koniec wypowiedzi załamał się. Tak bardzo nie chciała płakać, lecz łzy same zaczęły spływać po jej policzkach. Łzy, których za nic w świecie nie mogła powstrzymać - do widzenia, lordzie Armstrong - wydusiła przez zaciśnięte gardło, do końca się rozklejając.

Joseph zerknął na Wendeline, która w pełnym skupieniu przepisywała treść tablicy. Możliwe, że zatrzymał wzrok na jej twarzy zbyt długo, bo przez chwilę wydała mu się piękną kobietą. Dziwiło go, że ostatnio jego spojrzenie zostawało tam coraz częściej i dłużej. Lecz przecież mógł i powinien to przewidzieć. Z zamyślenia wyrwała go dopiero uniesiona brew towarzyszki, która zerknęła na niego pytająco. Powrócił wzrokiem do własnych zapisków.

Pocałunek OgniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz