VII - Chwała Bogu za idiotyzm Pottera

222 15 158
                                    

Sierpień 1999

Harry James Potter był totalnym idiotą.

To wcale nie tak, że Draco dopiero teraz doznał olśnienia. O tym, że z głową Pottera jest coś nie tak, wiedział doskonale już od czasów szkolnych, a przez ostatnie tygodnie jedynie się w tej pewności utwierdzał. Przez cały swój pobyt w Hogwarcie żywił do byłego Gryfona nienawiść wywołaną przez chore uprzedzenia i bzdurne idee, w które kazał wierzyć mu jego ojciec. Wielokrotnie słyszał, że powinien udowodnić, że jest lepszy od Pottera, że jako dziedzic rodu Malfoyów reprezentuje sobą znacznie więcej niż on, przez co w przyszłości bez wątpienia osiągnie znacznie więcej. Po wojnie na własnej skórze przekonał się, że wszystko to, co wpajał mu ojciec, było tylko nic nie znaczącymi słowami. Teraz powodem niechęci nie były już jednak stare, szkolne porachunki i dziecinne przepychanki. Tym razem chodziło o coś znacznie więcej.

Ginny.

Minęły dwa miesiące, odkąd dostrzegł, że dziewczyna stała się dla niego kimś więcej, niż tylko przyjaciółką. Im więcej czasu z nią spędzał, tym lepiej rozumiał, że tylko idiota taki, jak Potter byłby w stanie ją odtrącić. On nie był w stanie tego zrobić i sam z każdym kolejnym dniem utwierdzał się w przekonaniu, że spotkanie jej wtedy w kawiarni przy Ministerstwie było najlepszym, co mogło mu się przydarzyć. Tamten moment okazał się być początkiem jego nowego życia.

Teraz byli razem, spędzając ze sobą większość swojego wolnego czasu: on w przerwach między nauką a chwilami, w których przebywał w Szpitalu Świętego Munga, ona starała się spotykać z nim wtedy, kiedy tylko nie przebywała na treningu lub nie miała ważnego meczu. Mimo, że wspólnych momentów wciąż było zbyt mało, obydwoje chcieli wyciągnąć z nich jak najwięcej. Z każdym kolejnym dniem docierało do niego, że to, iż Potter postanowił wycofać się z życia dziewczyny, okazało się dla niego prawdziwym błogosławieństwem. Za każdym razem, gdy tylko o tym pomyślał, budził się w nim ten Draco, który jeszcze kilka lat wcześniej uwielbiał przechwalać się tym, co udało mu się osiągnąć. Teraz było tego tak wiele, że czasem nie mógł uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę.

To on zdołał zdobyć i (póki co) utrzymać przy sobie byłą dziewczynę Harry'ego Pottera. Co więcej, dokonał tego sam, bez niczyjej pomocy, a to był wystarczający powód do dumy.

To jemu - nie Potterowi - Ginny poświęcała teraz prawie każdą wolną chwilę. Wieczory najczęściej spędzali w jej mieszkaniu lub w tych częściach miasta, które rzadko są odwiedzane przez innych czarodziejów. Prawdopodobieństwo spotkania kogoś, kogo znali, w zatłoczonej, mugolskiej dzielnicy Londynu było w końcu znacznie mniejsze, niż na Pokątnej. Zarówno Ginny, jak i Draco wiedzieli, że na chwilę obecną to najbezpieczniejsze rozwiązanie, chociaż chłopak wciąż z trudem znosił obecność "głupich mugoli".

To on - nie Potter - miał teraz ten przywilej, by być pierwszą osobą, która widzi jej uśmiech zaraz po przebudzeniu. Właśnie z tego powodu słoneczne, ciepłe poranki, które następowały po wspólnie spędzonych, jeszcze cieplejszych nocach, wypełnionych długimi godzinami rozmów i bliskości, której do tej pory żadne z nich nie wiedziało, że potrzebuje, były od teraz jego ulubioną częścią dnia.

To on - nie Potter - był przy niej, kiedy czasem dręczyły ją nocne koszmary, do których nigdy wcześniej nikomu się nie przyznała. Niektóre noce bywały dla nich szczególnie trudne i w takich momentach cieszył się, że dziewczyna odkrywa przed nim swoją wrażliwą stronę.

To on - nie Potter - mógł trzymać jej dłoń, kiedy była smutna i otrzymywać radosne pocałunki, kiedy przepełniała ją radość. On mógł ją dotykać i całować w sposób, w jaki inni mężczyźni mogą jedynie pomarzyć.

Wszystkie powody, dla których (Drinny story)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz