XVII - Wyznania

133 9 123
                                    

Wrzesień 2000

To, że Ronald kiedykolwiek znajdzie dziewczynę, która zgodzi się za niego wyjść, jeszcze kilka lat temu mieściło się poza jakimikolwiek wyobrażeniami każdego bez wyjątku członka rodziny Weasleyów. Dziesiątego dnia września dwutysięcznego roku, kiedy to ogród należący do Molly i Artura wypełnił się gośćmi z różnych stron kraju, a ich najmłodszy i prawie mdlejący ze stresu syn stanął na ślubnym kobiercu tuż obok Hermiony Granger, niewyobrażalne stało się prawdą.

Intensywne przygotowania do wesela pochłonęły lwią część poranka, podobnie jak i kilku dni przed nim. Ginny, która przeniosła się na ten czas do swojego domu rodzinnego, starała się godnie wypełniać obowiązki druhny honorowej, wraz z panią Weasley cierpliwie znosząc zmienne humory panny młodej, dającej się tego dnia im wszystkim wyjątkowo we znaki. Pan Weasley i Harry, który także chwilowo zamieszkał razem z nimi pod jednym dachem, przejęli z kolei pieczę nad przeżywającym minimum piętnaście załamań nerwowych na godzinę Ronem. W ten sposób Nora przypominała teraz centrum chaosu, przez co Ginny złożyła sobie cichą obietnicę, że jeśli kiedykolwiek przyjdzie jej wyjść za mąż, za żadne skarby nie dopuści do tego, aby ten specjalny dla niej dzień stał się choć w najmniejszym stopniu podobny do tego.

Ceremonia na szczęście minęła szybko i bez zbędnych komplikacji. Przez większość czasu Ginny trzymała się na uboczu, prawie z nikim nie rozmawiając, raz na jakiś czas tylko łapiąc spojrzenie stojącego po drugiej stronie Harry’ego, który również zerkał nieśmiało w jej kierunku, jakby szukając w niej wsparcia. Znała go na tyle by wiedzieć, że czuł się równie niekomfortowo, co ona. Uśmiechając się do niego ze współczuciem, nie mogła oprzeć się wówczas wrażeniu, że jego obecność w jakiś sposób dodawała jej otuchy; w końcu obydwoje zostali zmuszeni do tego, by się tam znaleźć i to w tak wyjątkowej roli.

Kiedy ceremonia dobiegła końca, a na serdecznych palcach młodej pary lśniły już ślubne obrączki, z ulgą wykorzystała moment zamieszania, by zejść ze swojego posterunku, podczas gdy Harry wciąż wiernie trwał przy swoim trzęsącym się z podekscytowania przyjacielu. Nie umknęło jednak jej uwadze, że spojrzenie chłopaka nadal co jakiś czas uparcie odszukiwało ją wśród tłumu gości. Jego wcześniejszy dyskomfort zamienił się teraz w troskę, co z jednej strony było bardzo miłe, ale z drugiej odrobinę ją krępowało. Znikając więc na większość wieczoru z zasięgu jego wzroku, postanowiła dla bezpieczeństwa przeczekać najgorszy czas w spokojniejszej, odizolowanej od niego części namiotu.

Ewentualnej konfrontacji z nim udało się jej uniknąć aż do północy. Właśnie wtedy spostrzegła go idącego w jej kierunku, trzymającego w dłoni bukiet kwiatów, który jeszcze nie tak dawno znajdował się w dłoniach panny młodej.

- Pomyślałem, że zechcesz to zatrzymać.

Kiedy usiadł na ławce obok niej i wyciągnął bukiet w jej stronę, spojrzała na niego kątem oka, po czym wzdrygnęła się odruchowo, krzywiąc się jednocześnie.

- Nie próbuj mnie zmuszać, żebym to wzięła do ręki – odpowiedziała cicho, nie próbując nawet ukryć swojego zdegustowania, na co Harry zaśmiał się cicho. – Chcę o tym zapomnieć.

- Przecież złapałaś bukiet panny młodej – podsuwając kwiaty jeszcze bliżej niej, wskazał na nie ruchem głowy. – Nie powinnaś czuć się z tego powodu wyróżniona?

- To tylko stary zabobon, o którym wszyscy powinni już dawno zapomnieć – odparła cicho. – Jeżeli powiesz mi, że ty wierzysz w takie bzdury, stracę do ciebie resztki szacunku.

Chłopak położył bukiet na ławce pomiędzy nimi, nie komentując jej słów w żaden sposób, mimo to Ginny odsunęła się o kilka dodatkowych centymetrów, jakby leżące między nimi kwiaty emitowały jakieś ogromne, niewyczuwalne dla nikogo innego ciepło, które parzyło jej skórę. Przez następne kilka minut siedzieli obydwoje w ciszy, wsłuchując się w muzykę, która dobiegała z weselnego namiotu.

Wszystkie powody, dla których (Drinny story)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz