Marzec 2001
Kiedy po raz ostatni miał okazję znaleźć się w budynku Ministerstwa Magii, końca dobiegał proces Śmierciożerców biorących udział w Wojnie Czarodziejów, a jemu cudem udało się uniknąć wieloletniej odsiadki w Azkabanie razem ze swoim ojcem. Tym razem przebywał w Ministerstwie z własnej woli, nie musząc już obawiać się tego, że dla Wizengamotu jest tylko jednym z wielu oskarżonych o wspieranie Czarnego Pana. Prawie trzy lata po bitwie o Hogwart był wolnym człowiekiem, który znajdował się na najlepszej drodze do odkupienia swoich win, stopniowo dokonując znaczących zmian w swoim życiu.
Znajdując spokojny kąt w mniej uczęszczanej części holu Ministerstwa, przechadzał się powoli w tę i z powrotem, czekając na Astorię, która lada moment miała skończyć swoją pracę. W listopadzie, krótko po ich ślubie udało się jej otrzymać posadę w Departamencie Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów, gdzie bardzo szybko z powodzeniem zaaklimatyzowała się w tamtejszym Urzędzie Prawa Czarodziejów. Jej rodzice byli z niej bardzo dumni; ona była z kolei bardzo dumna ze swojego męża, który wkrótce po jej sukcesie został jednym z głównych uzdrowicieli na oddziale urazów pozaklęciowych Kliniki Świętego Munga. I choć jej rodzice uważali, że Draco stać było na to, by pracować razem z ich córką, w jednym Departamencie, ona była zdania, że Draco powinien robić to, do czego czuje największe powołanie. Sam Draco powoli odzyskiwał zaś swój dawny spokój i pewność siebie.
Ślub z Astorią zmienił wiele. Początkowo nie mógł odnaleźć się w małżeństwie, łapiąc się na tym, że unikał swojej żony, ale dziewczyna wykazała się w stosunku do niego wielką cierpliwością, starając się krok po kroku nauczyć rozpoznawać dzielące ich różnice i stopniowo kruszyć mur, który przez cały czas wznosił się między nimi. Jej starania nie poszły na marne, bo im więcej czasu mijało, tym Draco coraz bardziej zdawał sobie sprawę, że jego małżonka nie jest jego wrogiem. Była inteligentną i zabawną dziewczyną, o wielkim, wrażliwym sercu, co nieustannie go zaskakiwało. Ku jego zdziwieniu więź między nimi powoli zaczęła przekształcać się w coś, co przypominało przyjaźń. Przyjaźń, która niestety w żadnym stopniu nie przypominała tej łączącej go kiedyś z Ginny Weasley.
Od czasu ich rozmowy, kiedy to jasno dała mu do zrozumienia, że nie ma u niej nawet najmniejszych szans, nie próbował już w żaden sposób nawiązać z nią kontaktu. Wiedział, że nadal spotyka się z Potterem; wiedział i nie obchodziło go to.
Przynajmniej udawał, że go to nie obchodzi.
W rzeczywistości obchodziło go to jednak jak diabli. Ile razy widział jego obrzydliwą buźkę, miał ochotę stłuc te jego okulary i wsadzić mu je tam, gdzie jeszcze żaden czarodziej nie odważył się wsadzić okularów. Tak, przesadzał, i był tego świadom. Potter niezmiennie od czasów szkolnych budził w nim najgorsze instynkty, a teraz, kiedy wszystkie gazety szczebiotały o tym, jak uroczo wyglądają razem ze swoją dziewczyną, każdy taki artykuł przyprawiał go o mdłości.
Ale nie mógł nic z tym zrobić. Ich szansa przepadła i czasem nawet myślał o tym, że zdążył się już z tym trochę pogodzić. Być może tak musiało być. Nie byli sobie przeznaczeni, a z losem nie warto się kłócić, bo i tak ułoży wszystko po swojemu. Co wcale nie przeszkadzało mu w tym, aby zwyczajnie nie znosić Harry’ego Pottera. Dla zasady.
Minęła go właśnie spora grupa ludzi, którzy swoimi głośnymi rozmowami rozproszyli jego uwagę, sprawiając, że odwrócił głowę w ich kierunku. Zegar wskazywał pełną godzinę, był więc pewien, że za chwilę dołączy do niego Astoria i będą mogli opuścić to miejsce, udając się na kolację z jej rodzicami, na którą umówili się kilka dni wcześniej. Państwo Greengrass wrócili właśnie z podróży do Włoch i Astoria była niezmiernie ciekawa historii, które ze sobą przywieźli.
CZYTASZ
Wszystkie powody, dla których (Drinny story)
FanfictionMaj, rok 1998. W Ministerstwie Magii dobiegają właśnie końca procesy Śmierciożerców biorących udział w Bitwie o Hogwart. Draco Malfoy jest jednym z ostatnich sądzonych, a sprawa jego rodziny budzi wśród ludzi najwięcej kontrowersji. Kiedy więc chło...