Rozdział 31

412 20 1
                                    

Minął tydzień od mojego niedoszłego ślubu. Od tamtej pory nie miałam kontaktu z Sebastianem, jedynie jego matka wydzwaniała do mojego ojca, strasząc go prawnikami. Myślę, że mimo wszystko jest zadowolony z takiego obrotu spraw. Nawet jeśli przez to może stracić stanowisko. Wróciłam do szkoły, a moje życie wróciło na stare tory. Znowu przyjaźnie się z Matteo, jednak coś się między nami zmieniło i nie jest tak samo, jak kiedyś. Nie wiem, czy to zmiana na plus, czy na minus.
-Luna, nie masz pojęcia, jak się cieszę z twojego powrotu do szkoły.
Powiedziała Nina i uśmiechnęła się do mnie ciepło.
-Też się cieszę, chociaż nie sądziłam, że kiedykolwiek takie słowa padną z moich ust.
Powiedziałam i zajęłam miejsce w ławce. Rozejrzałam się po klasie w poszukiwaniu szatyna, jednak nigdzie nie mogłam go dostrzec.
-Dziewczyny, widziałyście gdzieś Matteo?
-Mijałam go idącego w stronę pracowni plastycznej.
-Gość chce namalować obraz czy jak?
Zapytałam, lekko zaskoczona. Pracownia jest salą totalnie odseparowaną, obok nie ma innych miejsc, do których mógłby się kierować.
-Idź sprawdź, może obudziła się w nim dusza artysty.
-On i dusza artysty? On za dzieło swojego życia uznał penisa narysowanego na tablicy.
-Ale był przynajmniej kolorowy.
-Tak i wyglądał, jakby miał kiłę.
Powiedziałam i podniosłam się z miejsca.
Szybkim krokiem skierowałam się w stronę pracowni. Po dotarciu na miejsce rozejrzałam się do okoła, ale nikogo nie było w pobliżu.
-Może Ambar się pomyliła?
Powiedziałam sama do siebie i już miałam wracać do sali, gdy jakiś glos w głowie rozkazał mi zajrzeć do sali. Powoli uchyliłam drzwi, na wszelki wypadek, gdyby odbywały się w niej jakieś zajęcia. Moim oczom ukazał się widok, którego nigdy w życiu bym nie chciała widzieć.
-O, boże! Będę musiała wyszorować sobie gałki oczne!
Zawołałam z obrzydzeniem.
-Luna! Co ty tu robisz!?
Zawołał Matteo, odskakując od dziewczyny leżącej na ławce.
-Szukałam cię, lekcja się już zaczęła.
Powiedziałam i rzuciłam w stronę chłopaka jego bielizną, która walała mi się pod nogami. Szatyn nagle przypomniał sobie, że stoi przede mną kompletnie nagi i szybko zasłonił się swoją bluzką.
-Ubieraj się i na zajęcia marsz. A tobie Fernanda polecam iść na depilację.
Powiedziałam i wyszłam z sali. Nie mam pojęcia jakim cudem, widząc chłopaka, którego kocham z inną i to w takiej sytuacji, nie zalałam się łzami.
Wróciłam do sali i zajęłam miejsce obok Niny, która spojrzała na mnie pytająco.
-Zaraz przyjdzie, tylko się ubierze.
Dziewczyna słysząc to zmarszczyła czoło i uniosła lekko brwi.
-Ja od zawsze wiedziałam, że Matteo to narcyz, ale żeby malować swoją goliznę?
-Chciałabym, żeby było, tak jak mówisz... Nasz artysta miętosił się z Fernandą z drugiej klasy w pracowni plastycznej.
-To zdecydowanie nie była jego dusza artysty...
Powiedziała szatynka i pokiwała głową z dezaprobatą.
-Może w ten sposób szuka weny?
Zapytała Ambar, siedząca w ławce przede mną.
-Miałaś na myśli HIV?
-Zazdrosna jesteś?
Zapytała.
-Nie, już nie. Sama mu powiedziałam, że lepiej, żebyśmy byli tylko przyjaciółmi. Nie mogę teraz mieć do niego pretensji.
-Ale ani trochę nie żałujesz?
-Ani odrobinki. Dobrze mi tak jak jest. Od zawsze byliśmy przyjaciółmi, po co to psuć dla czegoś, co pewnie i tak by się skończyło bardzo szybko.
-No skoro tak mówisz.
Powiedziała Ambar i pokiwała głową.
-Słyszałyście w ogóle o imprezie, którą urządza Matteo w weekend?
Zapytała Nina, szczerząc się niczym małe dziecko na widok luzaka.
-Matteo urządza imprezę? Dlaczego ja nic o tym nie wiem? Zawsze byłam pierwszą osobą, którą informował.
-Może zapomniał, ostatnio jest jakiś roztrzepany. Tydzień temu cały dzień spędził na zajęciach w innej klasie i nawet się nie zorientował.

-Obyś miała rację...
Powiedziałam i skierowałam wzrok przed siebie.
Lekcja minęła mi całkiem w porządku, nie licząc drobnej sprzeczki z Adą, która wraz ze swoim klonem Evą muszą grać całej klasie na nerwach. Dziewczyny są w naszej klasie od niedawna, a już myślimy, jak się ich pozbyć. Wysłanie w kosmos odpada, jeszcze tam umrą i ich truchło spadnie na ziemie, zabijając przy tym kogoś. Nie chcę mieć niewinnych ludzi na sumieniu. Wysłanie ich na orbitę i zostawienie tam, też odpada. Zobaczy je jakiś ufoludek, padnie na zawał i w odwecie ich rasa zaatakuje ziemię. Nie chcę być odpowiedzialna za wyginiecie rasy ludzkiej.
-O czym myślisz?
Zapytała Nina i szturchnęła mnie w ramię.
-Rozważam Wysłanie Ady i Evy w kosmos.
-Co?
Zapytała zaskoczona i zdezorientowana szatynka.
-nieważne, spadam do domu, mam zająć się dzisiaj rodzeństwem.
-Znowu? Czemu twoi rodzice nie wynajmą Niani, przecież Was stać.
-Ojciec to straszny panikarz, wszędzie węszy spisek i podejrzewa, że ktoś by chciał wykorzystać jego dzieci, aby do niego dojść.
-Wybacz, ale twój ojciec to świr.
-Yep.
Przytaknęłam i pożegnałam się z przyjaciółkami.
Tak, jak mówiłam- w domu czekali na mnie rodzice, wystrojeni jak szczury na otwarcie kanału. Znowu gdzieś idą, a mnie zostawiają z szarańczą.
-Nie rozumiem, dlaczego wy sobie wychodzicie na przyjęcia, a ja muszę jak ten wasz sługus niańczyć dzieciarnię. Pragnę Wam tylko przypomnieć, że to Wasze dzieci, a nie moje. A coraz częściej mam wrażenie, że więcej przy nich robie niż wy.
-Jesteś ich starszą siostrą, musisz nam pomagać.
Wtrącił mój ojciec, poprawiając spinki od mankietów.
Tego już za wiele, zacisnęłam dłonie w pięść i wycedziłam przez zęby.
-Ale nie jestem do jasnej cholery ich matką czy ojcem! Kiedy ostatni raz byliście na występie Naomi i Leonardo? Kiedy kurwa ostatni raz byliście na zebraniu u nich w szkole?
-Nie dramatyzuj, byliśmy na kilku.
Powiedziała Sofia, a moje ciśnienie podskoczyło.
-Dokładnie mówiąc to na jednym. Rok temu i to nie było zebranie, a rozpoczęcie roku.
-Jak będzie jakieś to na pewno pójdziemy.
-Było tydzień temu.
Powiedziałam z obojętnością w głosie.
-Widoczne byliśmy czymś bardzo zajęci.
-Byliście na meczu Polo.
-Charytatywnym.
Dodał mój ojciec.
-Wy to charytatywnie zacznijcie spędzać czas z waszymi dziećmi. Wychowawczyni dzieciaków w ogóle Was nie zna, a minął prawie cały rok szkolny.
-W porządku. Obiecujemy, że przestaniemy robić sobie z ciebie opiekunkę do dzieci i zaczniemy poświęcać im więcej uwagi oraz czasu.
Powiedziała Sofia, zerkając na męża i uśmiechając się przy tym ciepło.
-Mam nadzieję, że nie są to tylko puste słowa.
-Daję słowo.
Powiedziała kobieta i położyła dłoń na sercu.
-Załóżmy, że ci wierzę.
Odparłam i westchnęłam zmęczona. Wizja uganiania się za rodzeństwem przez resztę dnia sprawia, że czuję się bardziej zmęczona, niż jestem w rzeczywistości. Ziewnęłam i zrezygnowana ruszyłam schodami w stronę mojej sypialni. Chciałam się przebrać w coś luźniejszego, w czym bez problemu mogłabym czołgać się pod stołem.
Przebrałam się w dresy w pastelowym odcieniu fioletu i ległam jak kłoda na łóżku, zakrywając twarz złotą poduszką.
-Niech ten dzień się w końcu skończy.
Wyszeptałam sama do siebie.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jul 09, 2021 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Destiny ||LUTTEO||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz