Rozdział 4.

658 29 4
                                    

Limuzyna zatrzymała się przed bramą do zoo. Bliźniaki dosłownie przeczołgały się przeze mnie i wybiegły z auta.
Poprwiłam sukienkę i z grymasem na twarzy wydostałam się na zewnątrz. Moje przyjaciółki stały oparte o wysoki mur i uważnie mi się przyglądały.
Przewróciłam oczami i westchnęłam.
-Chodźcie.
Zlapałam rodzeństwo za ręce, żeby nie zgubić ich w tym tłumie.
-A ty co? W niańkę się zabawiasz?
-Zamilcz.
Odpowiedziałam i posłałam jej wściekłe spojrzenie.
Podeszłam do kasy i poprosiłam o 5 biletów.
Przeszłyśmy przez bramki i dzieciaki zaczęły mnie ciągnąć za ręce w dwóch różnych kierunkach.
-Przestańcie.
Powiedziałam zdenerwowana, a maluchy od razu się uspokoiły.
-Gdzie chcecie iść?
Zapytałam, mając nadzieję, że wybiorą coś, co nie jest na drugim końcu zoo.
-Do tygrysów.
Powiedzieli radośnie.
-O matko.
Westchnęłam i ospałym krokiem ruszyłam w kierunku tych przeklętych kotów.
-A wy na co czekacie? Ruchy!
Zawołałam. Dziewczyny westchnęły i posłusznie poszły za mną.
Zmęczona, w końcu doczłapałam się do tygrysów. Szarańcza gdy tylko zobaczyła swoje upragnione koty, rzuciła się do ogrodzenia. Rzucali się na parkan jak małpy, a ja przez ten cały czas przeglądałam się im z zażenowaniem i nadzieją, że któryś kot ich zeżre. Myślę, że gdyby mieli taką możliwość, weszliby na wybieg i dosiedli te biedne zwierzęta.
-Luna, powiesz mi co my tutaj robimy?
Zapytała Ambar i oparła się jedną ręką O murek w ogrodzeniu.
-Sofia kazała mi z nimi tu przyjść.
-A od kiedy ty się jej słuchasz?
-Nie słucham, po prostu nie miałam wyboru.
-Zawsze jest jakiś wybór.
-Wiesz, co?
-No?
Zapytała radośnie blondynka.
-Jajco.
Odpowiedziałam, a uśmiech z twarzy nastolatki znikł.
-Dziewczyny, ja nie chcę siać paniki, ale gdzie dzieciaki?
Zapytała Nina. Rozejrzałam się dokoła, bliźniaków nigdzie nie było. Wystraszyłam się i od razu pomyślałam, że jakiś tygrys na prawdę ich zeżarł.
-Gdzie oni są?
Zapytałam spanikowana.
-Naomi! Leonadro!
Zaczęłam wykrzykiwać ich imiona, z nadzieją, że mnie usłyszą, ale na co ja liczyłam. Te bachory nawet gdy stoisz metro od nich nie słyszą.
-Sofia mnie zabije.
Powiedziałam i zdesperowana zaczęłam zaglądać w każdy kąt.
-Chodź do ochrony. Może znajdą ich na kamerach.
Powiedziała Nina i pociągnęła mnie do najbliższego biura ochrony.
-Dzień dobry, mamy problem.
Powiedziałam, wchodząc do małego biura, w którym siedział strażnik, ubrany w jasną, niebieską koszulę.
-Jaki?
Zapytał mężczyzna.
-Zgubiłam rodzeństwo.
Dałoby się ich znaleźć na którejś kamerze?
Mężczyzna skinął głową i skinienem głowy, poprosił, żebym się do niego zbliżyła.
-Jak wyglądają.
-Bliźniaki. Chłopiec i dziewczynka. 7 lat.
Chłopiec ubrany był koszulę w czarnobiałą kratę, czarną marynarkę, kremowe spodnie i białe trampki. Dziewczynka miała na sobie czarne spodnie z dziurami, biała koszulkę i złote trampki.
-Dobrze. Postaram się ich znaleźć.
Powiedział ochroniarz i zaczął przeglądać nagrania z kamer.
Usiadłam zrezygnowana na krześle stojącym przy ścianie. Miałam nadzieję, że uda się ich znaleźć. Nie znoszę ich, ale jednak to moje rodzeństwo.
-Mam ich.
Powiedział. Natychmiast zerwałam się z miejsca i podbieglam do biurka.
-Gdzie są?
Zapytałam. Mężczyzna odkręcił monitor i pokazał mi moje rodzeństwo, stojące przy wybiegu słoni.
-Dziękuję bardzo!
Zawołałam i natychmiast wybiegłam z budynku.
-Chodźcie!
Powiedziałam i pociągnęłam za sobą przyjaciółki. Najszybciej jak mogłam dobiegłam do wybiegu, przy którym były te małe robaki.
-Tu jesteście!
Wrzasnęłam wściekła.
-Co wy tutaj robicie?
-Oglądamy słonie.
Powiedział chłopiec.
-Widzę, ale czemu się oddaliliście bez mojej wiedzy?
-Bo ty byłaś zajęta.
-To się grzecznie czeka.
W tej chwili wracamy do domu. Nie mam zamiaru się za wami uganiać.
Powiedziałam i złapałam bliźniaki za ręce.
Pociągnęłam ich za sobą i skierowałam się w stronę wyjścia z ogrodu.
-Wsiadać.
Otworzyłam drzwi do auta i nakazałam robakom wejść do środka.
-Zadzwonię do was wieczorem. Dzięki, że przyszłoście. Do jutra.
Pożegnałam się z przyjaciółmi i wsiadłam do limuzyny.
-Luna, jesteś na nas zła?
Zapytała dziewczynka i popatrzyła na mnie, swoimi dużymi, niebieskimi oczami.
-Tak, jestem zła. Mogło się Wam coś stać.
-Przepraszamy.
Powiedział chłopczyk swoim słodkim głosikiem.
-Umówmy się tak. Nie mówimy ani słowa rodzicom. Okej?
Dzieciaki skinęły głowami i przytuliły się do mnie.

****

Leżałam na łóżku w mojej sypialni, ubrana w bordową satynową koszulę nocną. Na poduszce stał mój laptop, na którym leciał jeden z moich ulubionych seriali.
Nagle na ekranie pojawiła się komunikat ze skype'a informujący, że ktoś chce się ze mną skontaktować. Okazało się, że tą osobą jest mój najlepszy przyjaciel. Nacisnęłam na ikonkę odbierz i na ekranie pojawił się uśmiechnięty Matteo.
-Co tam piękna?
Zapytał.
-Nie pytaj. Robiłam dzisiaj za opiekunkę szarańczy.
-Czekaj, co?
-Sofia zmusiła mnie do zajęcia się tym czymś.
-Chyba nie było tak źle.
-Ta, jasne.
Prychnęłam rozbawiona.
-Luna, przecież to są dzieci. Co one mogą Ci zrobić?
-Niszczą mi psychikę.
Powiedziałam zdenerwowana.
-Jak? Znęcają się nad tobą psychicznie?
-Nie osobiście, ale ich przeklęta matka już tak.
-Nadal się nie możecie dogadać?
-A weź. Najchętniej to bym kupiła jej bilet na najbliższy lot na Syberię i ją tam zostawiła.
-Luna, Luna, Luna. Zwolnij trochę, bo w końcu naprawdę to zrobisz.
-Uwierz, marzę o tym.
Powiedziałam i przewróciłam oczami.
-Nie zaprzątaj sobie nią swojej ślicznej główki. Jutro jest rozpoczęcie roku, lepiej się wyśpij.
-Nie mogę zasnąć.
Odpowiedziałam.
-Czemu? Stało się coś?
Zapytał, zatroskany.
-Muszę coś jutro załatwić.
-Co takiego?
Zapytał zaintrygowany.
-Muszę kogoś zniszczyć.
-Kogo tym razem?
-Jim Medina.
-Ta mała ruda? Co ona Ci zrobiła?
-Powiedzmy, że nie lubię jak ktoś mnie ośmiesza.
-O czym ty teraz mówisz?
-O zdjęciu na instagramie.
-No dobra, masz rację. Laska trochę przegięła.
Co chcesz zrobić?
-Nie wiem, dziewczyny szukają czegoś co ją pogrąży.
-To niech szukają, ale to nie będzie łatwe.
-Wiem.
Odpowiedziałam sfrustrowana.
-Jutro coś wymyślimy.
Teraz idź spać, musisz się wyspać.
Powiedział brunet, uśmiechając się do mnie.
-W porządku. Masz rację. Jutro jest ważny dzień, muszę być wyspana.
Powiedziałam i ziewnęłam zmęczona.
-Dobranoc, do zobaczenia jutro.
-Do jutra.
Pożegnałam się z przyjacielem i zakończyłam rozmowę.
Zamknęłam laptopa i odłożyłam go na szafkę obok łóżka. Poprwiłam poduszkę i wsunęłam się pod ciepłą kołdrę. Zgasiłam światło i zamknęłam oczy. Byłam tak zmęczona, że nawet nie wiem kiedy zasnęłam.







Destiny ||LUTTEO||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz