Rozdział 18

528 24 4
                                    

Wstałam z samego rana i zaczęłam się szykować do wyjazdu. Oczywiście musiałam okłamać ojca, ponieważ inaczej by mnie nie puścił. Niezła ironia- pozwala mi pić, ale z puszczeniem mnie na weekendowy wypad, ma jakiś wyimaginowany problem. Wyjęłam z szafy białą koszulę z czarnymi wstawkami, czarne spodnie oraz długu czarny, skórzany płaszcz. Dobrałam do tego długie kozaki oraz białą torebkę.
Stanęłam przed dużym lustrem w garderobie i przejrzałam się w nim dokładnie. Nie wyglądałam najgorzej.

Złapałam za czarną, stojącą pod ścianą walizkę i wyszłam z pokoju, zamykając za sobą drzwi

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Złapałam za czarną, stojącą pod ścianą walizkę i wyszłam z pokoju, zamykając za sobą drzwi. Zniosłam walizkę na dół i weszłam do kuchni. Przy stole siedziała Sofia i piła swoją ulubioną kawę.
Gdy zobaczyła stojącą obok mnie walizkę, zrobiła duże oczy i odstawiła filiżankę na spodek.
-A ty dokąd się wybierasz?
-Czy muszę ci się tłumaczyć?
Zapytałam i podeszłam do lodówki, z której wyjęłam jogurt z owocami i wsadziłam do niego łyżkę.
-Nie, ale byłabym wdzięczna, gdybyś podzieliła się ze mną tą informacją.
-W porządku, skoro tak bardzo ci na tym zależy. Jadę z dziewczynami do spa. Muszę się odstresować.
Odpowiedziałam i wcisnęłam sobie do ust łyżkę jogurtu.
-A nie powinnaś się uczyć? Jesteś w ostatniej klasie, zaraz egzaminy.
-Po pierwsze egzaminy są dopiero pod koniec roku szkolnego, a po drugie to moja sprawa.
-Rozumiem, ale się o ciebie martwię. W końcu jakby na to nie patrzeć jesteśmy rodziną i jestem za ciebie odpowiedzialna.
-Już ci mówiłam tysiąc razy i powtórzę jeszcze raz. Nie jesteśmy rodziną.
To, że jesteś żoną mojego ojca, nie znaczy, że nagle zostaniesz moją macochą i zacznijmy sobie zaplatać warkoczyki.
-Bardzo mi przykro, że tak uważasz.
-No mi też jest przykro, że moja mama nie żyje.
-Luna, wiem, jaki masz do mnie stosunek, ale kompletnie tego nie rozumiem. Przecież to nie ja zabiłam twoją mamę.
-Wiem, ale po jej śmierci, wskoczyłaś mojemu załamanemu ojcu do łóżka.
-Gdybym tego nie zrobiła, inna osoba mogłaby zrobić to samo. Każdego byś nienawidziła. Nie widzisz, że to głupie.
-Nie i nie mam ochoty na kontynuację tej bezużytecznej rozmowy.
Powiedziałam i wyrzuciłam do śmietnika puste opakowanie po jogurcie.
-Narka.
Powiedziałam i złapałam za rączkę od walizki i skierowałam się w kierunku drzwi wyjściowych. Przed domem, na podjeździe stała czarna limuzyna, z której wysiadł mężczyzna w średnim wieku.
-Dzień dobry panienko.
Przywitał się ze mną i zabrał ode mnie walizkę, którą włożył do bagażnika. Wsiadłam do auta i usadowiłam się wygodnie na czarnej, skórzanej kanapie.
-Jedziemy najpierw do Ambar. Muszę odebrać dziewczyny.
-Oczywiście panienko.
Odpowiedział mężczyzna i uruchomił silnik.

****

-Ambar, do cholery. Po co ci tyle walizek? Jedziemy tylko na 2 dni.
Powiedziała wściekła Nina, targając za sobą walizki przyjaciółki.
-To są ubrania na czarną godzinę. Kto wie, może będziemy musiały się ubrać szykowanie i z klasą. Może na jakiś bankiecik wpadniemy.
-Gdzie ty chcesz mieć tam bankiet? To dziura, jedyne, co możesz tam znaleźć to speluna, pełna zapijaczonych typków.
Odpowiedziałam i wrzuciłam na wózek bagażowy moją walizkę.
Podeszłam do biura obsługi klienta. Przy biurku siedziała młoda kobieta, ubrana w czerwony uniform.
-Dzień dobry.
Przywitała się ze mną i posłała mi śnieżnobiały uśmiech.
-Hej, gdzie stoi samolot Miguela Valente?
Zapytałam.
-Już sprawdzam.
Powiedziała i przeniosła swój wzrok na ekran komputera.
-Proszę kierować się do bramki numer 8.
-Dziękuję bardzo.
Powiedziałam i wróciłam do przyjaciółek, które najwyraźniej, o coś się sprzeczały.
-A wam co?
Zapytałam i spojrzałam na oburzoną Ninę. Dziewczyna miała taką minę, jakby ktoś właśnie powiedział, że jest najgłupszą osobą. Dla tej dziewczyny to największa obelga.
-Ambar właśnie uznała, że kafelek jest mądrzejszy niż ja.
-Kafelek, serio?
Zapytałam i spojrzałam na Ninę, która w dalszym ciągu miała tę swoją pełną oburzenia minę.
-No co? Chyba nie powiesz, że nasza Ambar jest bystra?
-Ta, jak woda w kiblu.
Odpowiedziałam, a blondynka spojrzałam się na mnie, z żądzą mordu w oczach.
-No świetnie, teraz ta będzie mnie obrażać.
Odpowiedziała i skrzyżowała ręce na piersi.
-Dobra, nie chcę Was po ganiać, ale musimy się w końcu ruszyć. Samolot już na nas czeka.
Powiedziałam i ruszyłam w stronę miejsca, w którym ma czekać na nas gotowy samolot. Za nami ruszył pracownik lotniska, odpowiedzialny za transport bagaży.
Doszłyśmy do wyznaczonego miejsca, czekała tam na nas wysoka, rudowłosa kobieta.
-Dzień dobry. Pani Luna Valente?
Zapytała, a ja tylko skinęłam głową.
-W porządku, proszę za mną.
Powiedziała i ruszyła długim białym korytarzem, na którego końcu było wejście do luksusowego odrzutowca.
Weszłyśmy na pokład, w wejściu przywitał nas pilot, jego asystent oraz dwie stewardesy.
-Dzień dobry, jestem Julio i będę dziś Pani pilotem.
Powiedział siwy, ubrany w granatowy mundur mężczyzna.
-Dzień dobry.
Odpowiedziałam i uśmiechnęłam się do mężczyzny
-Proszę za mną.
Powiedziała młoda, stojącą naprzeciwko mnie kobieta. Ruszyłyśmy za nią i doszłyśmy do miejsca, w którym znajdowały się cztery fotele. Dwa po jednej i dwa po drugiej stronie. Między kremowymi fotelami stał biały stolik, na którym stały różne przekąski oraz napoje.
Zajęłyśmy nasze miejsca, a stewardesa oddaliła się w kierunku samolotowej kuchni.
-Luna, ty jesteś pewna, że chcesz się w to bawić?. Zapytała siedząca obok mnie Nina.
-Tak. Mimo tego, co zrobił Matteo, wciąż jest moim przyjacielem.
-Rozumiem, ale czy jesteś pewna, że nie robisz tego dla siebie?
-Co masz na myśli? Po co bym miała robić, coś takiego?
-Chcesz sobie coś udowodnić.
Spojrzałam na dziewczynę i zaśmiałam się głośno.
-Ty chyba z byka spadłaś? Nie zawracałabym sobie takim czymś głowy. Mam dużo ważniejsze rzeczy do roboty.
-No dobrze, skoro tak uważasz.
Odpowiedziała brunetka i wyjęła z torebki książkę.
-Serio?
Powiedziała, siedząca naprzeciwko nas blondynka.
-Co?
-Poważnie, będziesz się teraz uczyła biologii?
-Tak, czemu nie? W poniedziałek przecież mamy sprawdzian.
-Laska, właśnie lecimy na koniec świata, żeby udupić małą szmatę, a ty tak po prostu, chcesz się uczyć biologii?
-Tak, w przeciwieństwie do ciebie, ja przejmuję się swoją przyszłością. Nie każdy tak jak ty, liczy na majątek rodziców.
-Nie rozumiem Cię. Przecież i tak odziedziczysz po rodzinie cały majątek.
-Tak, ale poza majątkiem chcę mieć coś w głowie.
-Spoko, skoro takie jest twoje życzenie.
Siedziałam tak w ciszy i przyglądałam się dyskusji moich przyjaciółek. Coś między nimi jest nie tak, już drugi raz w tak krótkim czasie, kłócą się z byle powodu.
-Hej dziewczyny. Co jest z wami? Już drugi raz dzisiaj, kłócicie się o jakieś bzdety.
-Powiedz to jej. To ona ma wiecznie jakiś problem.
Odpowiedziałam Nina.
-Ja? Przecież to ty, powiedziałaś, że jestem głupsza niż kafelek.
-A co? Nie jest tak?
Zapytała brunetka i przeniosła swój wzrok na książkę.
-No widzisz? Ona sama prowokuje.
Odpowiedziała Ambar, a ja westchnęłam zirytowana.
-Dziewczyny dość. Zachowujecie się jak wariatki, a przecież jesteście przyjaciółkami.
-Przyjaciółki się nie obraża.
-A kto cię tu obraża? Powiedziałam Ci tylko prawdę. Nie moja wina, że ciężko ci to zaakceptować.
-Do cholery! Przestańcie albo zawracam samolot i lecę sama. Wasz wybór.
-Masz rację, przepraszam. Zachowujemy się jak wariatki.
Powiedziała Ambar.
-No brawo, że to zauważyłaś.
-Tak, Ambar ma rację. Zachowujemy się egoistycznie. Zamiast cię wspierać, my toczymy jakieś idiotyczne wojny.
-Nie oczekuję od Was, że rzucacie wszystko i zaczniecie się mną opiekować jak dzieckiem. Chcę, żebyście przestały się kłócić. Posłuchajcie tylko, o co wy się kłócicie. Przecież to głupie.
-Wiem.
Odpowiedziały równocześnie.
-No to skończcie z tym.
-Dobrze.
Odpowiedziała Nina, a Ambar skinęła głową.
-No to super.
Powiedziałam i wyjęłam z torebki mój telefon.
Reszta podróży minęła nam bez większych spięć między dziewczynami.
Chwile przed 13 samolot wylądował na lotnisku w Pasadas. Przed lotniskiem czekał na nas, zamówiony przez Alejandro 
samochód. Kierowca zawiózł nas do hotelu Urbano, w którym miałyśmy zarezerwowany pokój. Resztę dnia przeznaczyłyśmy na planowanie oraz obmyślanie strategii.
Dopiero następnego dnia, miałyśmy zacząć realizować mój plan.

Destiny ||LUTTEO||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz