Rozdział 26

496 21 6
                                    

O czym ty mówisz?
Zapytała zszokowana Sofia.
-Ojciec zainwestował w jakiś shit, firma straciła kupę kasy i zarząd chce go zdjąć z funkcji prezesa.
-Ale co to ma wspólnego z tobą?
Zapytała, próbując nadążyć i cokolwiek zrozumieć.
-Jak wyjdę za Sebastiana, nasze rodziny się połączą i będziemy mieli 70 procent udziałów w firmie, wtedy nie mają jak go usunąć ze stanowiska.
-Nie, ja w to nie wierzę.
-Ja też nie. Własny ojciec potraktował mnie jak towar jak przedmiot. Kurwa ja rozumiem, że on ma biznes we krwi, ale żeby sprzedać własne dziecko?
-Nie martw się, za nikogo nie będziesz musiała wychodzić. Załatwię to.
-Ciekawe jak.
Zapytałam z lekkim powątpiewaniem w głosie.
-Nie mam pojęcia, ale coś wymyślę.
-O tutaj jesteś.
Usłyszałam głos mojego ojca, któremu miałam ochotę napluć w twarz.
-Co ty odpierdalasz?
Powiedziała Sofia i wstała z sofy.
-Nie wiem, o czym mówisz.
-Nie wiesz? Naprawdę będziesz robić z siebie idiotę?
Jak mogłeś żądać od Luny, żeby wyszła za Sebastiana?
Od własnej córki, własnego dziecka!?
-Sytuacja tego wymaga.
-Nie ma takiej sytuacji, żebyś mógł czegoś takiego zażądać! Kurwa nie ma!
-Jestem jej ojciec, mogę robić, co chcę.
-Nie, nie możesz.
Wycedziła przez zęby.
-Nie jesteś jej matką, nie masz prawa głosu.
Sofia uniosła rękę, a po salonie rozległ się odgłos uderzenia.
-Wychowywałam ją, odkąd pamiętam i zależy mi na jej szczęściu, nawet jeśli ona tak nie myśli i uważa mnie za intruza.
-Nie masz do niej żadnych praw.
-To się kurwa zdziwisz, odbiorę ci ją i bliźniaki.
-Sąd ci ich nigdy nie da.
Powiedział mój ojciec jak zwykle pewny siebie.
-A to się zdziwisz.
Powiedziała i spojrzała na mnie.
-Chodź Luna.
Popatrzyłam z obrzydzeniem na mężczyznę, którego jeszcze przed chwilą nazywałam ojcem i bez słowa ruszyłam za Sofią.
-Pakuj się Luna, nie zostaniemy w tym domu ani minuty dłużej.
-Nie możesz jej zabrać.
Wtrącił mój ojciec.
-Milcz, bo policja się dowie o wszystkich twoich przekrętach.
Odpowiedziała Sofia, a mój ojciec posłał jej piorunujące spojrzenie.
-Idź się pakuj.
-Okej.
Powiedziałam i ruszyłam w stronę mojego pokoju.
Z garderoby wyjęłam zestaw moich 4 walizek, do których wrzuciłam między innymi ubrania, buty, kosmetyki oraz wszystkie inne niezbędne drobiazgi.
Do dużej torby wrzuciłam książki, zeszyty oraz dwa piórniki. Z biórka wzięłam mojego laptopa i włożyłam do specjalnej torby, do której wrzuciłam ładowarkę, myszkę i inne gadżety.
-Luna, pomożesz mi z dzieciakami?
Usłyszałam wołanie Sofii dochodzące z pokoju Naomi.
-Jasne, już idę.
Weszłam do pokoju i zobaczyłam totalny chaos, Sofia usiłowała spakować moją siostrę do walizek, podczas gdy dzieciaki co chwile wyciągały z szafy rzeczy i wrzucały do walizki na oślep.
-Naomi, chodź. Pomożesz mi spakować Leo.
Powiedziałam, a dziewczynka klasnęła w dłonie i pobiegła do pokoju brata, który był naprzeciwko.
-Dzięki.
Powiedziała zmęczona Sofia.
-A tak w ogóle to gdzie jedziemy?
-Do moich rodziców.
Skinęłam głową i skierowałam się w stronę pokoju mojego brata.
-Leo, odejdź od komputera i zacznij się pakować.
Powiedziałam, a chłopiec posłusznie zamknął laptop i podszedł do szafy, z której zaczął wyjmować ubrania.
-Dobra, weź zabawki, które chcesz ze sobą zabrać.
Powiedziałam, widząc, jak chłopiec wybiera ubrania.
20 koszulek do 1 pary spodni.
Godzinę później wszystko było spakowane, a walizki leżały już w bagażniku limuzyny oraz drugiego samochodu, który tym razem posłuży jedynie jako transporter naszego bagażu.
-Naomi, wskakuj do samochodu.
-Chce się pożegnać z tatą.
-Tata jest bardzo zajęty, zadzwonisz do niego na miejscu, okej?
Powiedziała Sofia, a mała blondynka skinęła głową i weszła do limuzyny.
-Jesteś pewna, że chcesz to zrobić?
Zapytałam szeptem, tak żeby dzieci nie słyszały.
-Tak, twój ojciec ewidentnie zwariował. To już nie jest ten sam człowiek. Wskakuj do samochodu.
-Masz rację.
Powiedziałam i zajęłam miejsce w aucie.
-Gdzie jedziemy?
Zapytał Leo.
-A do babci.
Powiedziała Sofia, zajmując miejsce obok córki.
-Do babci Teresy czy Valerii?
-Do Teresy.
-Super, jedziemy do babci!
Zawołała dziewczynka, a ja już zaczęłam sobie współczuć na myśl, że spędzę nieokreślony czas w małym domku z szarańczą.

****

-Luna, wstawaj.
Usłyszałam cienki, piskliwy głosik mojej siostry.
Otworzyłam oczy i zorientowałam się, że samochód się zatrzymał.
-Jesteśmy już?
-Tak, powiedziała moja macocha i zaczęła zbierać porozrzucane po samochodzie papierki po cukierkach.
-Dzieciaki, zabierzcie swoje plecki i wysiadajcie. Tylko powoli, nie zabijcie się.
-Wszystko w porządku?
-Tak.
Odpowiedziałam, próbując namierzyć w ciemnym aucie moją torebkę. W końcu znalazłam ją na podłodze i wysiadłam z samochodu.
-Luna.
Przed domem przywitała mnie moja babcia, w prawdziwe nie prawdziwa babcia, ale znam ją od dziecka, więc jest dla mnie jak prawdziwa babcia.
-Cześć babciu.
Przywitałam drobną staruszkę, która przyciągnęła mnie do siebie i zamknęła w szczelnym uścisku.
-Jak ty wyrosłaś.
-No trochę mnie tu nie było.
-No tak, 3 lata, jak nie więcej.
Kiedyś bywałam tutaj częściej, jednak chyba z wiekiem mi przeszło.
-Hej Mamo.
Przywitała się Sofia, a babcia uśmiechnęła się do niej i mocno ją przytuliła.
-Nie stójmy tak przed domem, tylko wejdźmy do środka. Panowie niech wniosą walizki do sieni.
Powiedziała babcia i zaprosiła nas do domu.
Wnętrze domu nie zmieniło się ani trochę od mojego ostatniego pobytu tutaj.
Zdecydowanie wyglądało to inaczej niż u nas w domu, wnętrze było skromne, ale nie biedne.
-Nie zdejmujcie butów.
Powiedziała babcia.
Zdjęłam z siebie kremowy płaszcz i zawiesiłam go na wieszaku przy wejściu.
Weszłam do salonu, w fotelu przed telewizorem siedział mój dziadek, który jak zwykle oglądał program przyrodniczy na Animal planet.
-Hej dziadek.
Mężczyzna spojrzał na mnie i odłożył pilot na stolik obok.
-Luna, jak ty wyrosłaś.
Powiedział i wstał z miejsca, żeby się ze mną przywitać.
-Dziadek!!!!
Do pokoju wbiegli jednocześnie Naomi i Leonardo, którzy rzucili się w stronę dziadka.
-Hej dzieciaki.
Zawołał staruszek i przytulił mocno maluchy.
-Ej, bo dziadka udusicie.
Powiedziała Sofia, wchodząc do salonu.
-Cześć tato.
-Hej córcia.
Powiedział starszy mężczyzna i przytulił Sofię.
-Chodźcie na obiad! Jesteście tacy chudzi, że chyba was tam głodzą.
Zawołała babcia, a my wszyscy się zaśmialiśmy i ruszyliśmy w stronę kuchni.

****

Leżałam w łóżku, czytając jedną z książek, którą znalazłam w biblioteczce dziadka.
-Hej, można?
Usłyszałam głos mojej babci.
-Jasne.
Powiedziałam i odłożyłam książkę na szafkę obok.
-Sofia mi o wszystkim powiedziała. Nie mogę uwierzyć, że twój własny ojciec wpadł na tak idiotyczny pomysł.
-Eh... Ja też nie. Nie mam pojęcia, co mu strzeliło do głowy.
-Ja też nie. Nigdy bym nie podejrzewała Miguela o takie coś. Przecież to się w głowie nie mieści.
-Wiem, wiem.
-Ale pamiętaj, ja ani Sofia nie pozwolimy, żebyś sobie zniszczyła życie, bo on się boi ponieść konsekwencje swojej głupoty.
Powiedziała moja babcia i pogłaskała mnie po głowie.
-Wiem.
Powiedziałam i uśmiechnęłam się.
-Kładź się spać, bo już późno.
-Zaraz, tylko dokończę rozdział.
Powiedziałam i wskazałam na leżącą obok książkę.
-Zabić Drozda? Ulubiona książka dziadka.
-Tak myślałam, patrząc na jej stan oraz ilość notatek na marginesach.
-Dobrze, ja idę się położyć. Nie siedź za długo.
-Jasne.
-Dobranoc, kocham cię.
-Ja ciebie też.
Odpowiedziałam i posłałam kobiecie ciepły, szczery uśmiech.
Kobieta zniknęła za drzwiami, a ja wzięłam z szafki książkę i zabrałam się do dalszego czytania.

Destiny ||LUTTEO||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz