Rozdział 8.

529 21 2
                                    

Chodziłam właśnie po szkole, rozklejając wszędzie, gdzie się da ulotki, które ostatnio zaprojektowałam.
-Luna, co robisz?
Podskoczyłam wystraszona, gdy usłyszałam głos dyrektorki. Natychmiast schowałam ulotki do mojej torebki i odwróciłam się w stronę kobiety w średnim wieku.
-Dzień dobry Pani dyrektor.
Przywitałam się i posłałam kobiecie szeroki uśmiech.
-Co tutaj robisz Luna?
Już jest dawno po dzwonku.
-Tak, wiem. Pomyliłam po prostu dni i poszłam do złej klasy. Szukałam właśnie planu lekcji.
-Masz teraz francuski.
Powiedziała kobieta i spojrzała na mnie podejrzliwie.
-A no tak, dziękuję bardzo.
Powiedziałam i odeszłam w kierunku sali, w której prowadzone są lekcje języka francuskiego.
Zapukałam do drzwi i powoli weszłam do środka.
-Dzień dobry, przepraszam za spóźnienie.
Powiedziałam i szybko skierowałam się do ławki, przy której siedział Matteo.
-Co tutaj robisz?
-Spotkałem dyrektorkę, kazała mi wracać na lekcje. A ty, czemu nie rozwieszasz ulotek?
-Dyrka.
Odpowiedziałam krótko i wyjęłam z torebki książki oraz holograficzny piórnik z jednorożcem.
-Chyba tylko dziewczynom uda się dokończyć zadanie.
-Mam nadzieję. Gdyby jednak nie wyszło, możemy zostać po lekcjach i dokończymy.
-Kurcze, nie chce mi się.
Powiedziałam znudzona i położyłam głowę na ławce.
-To, co proponujesz?
Zapytał Matteo i zabrał z mojej twarzy kosmyk moich brązowych włosów.
-Nie wiem, ale nie chce spędzić tutaj całego popołudnia.
-W porządku.
Powiedział Matteo i wyjął z kieszeni spodni swoją komórkę.
-Co robisz?
Zapytałam i spojrzałam mu przez ramię na ekran telefonu.
-Pisze do dziewczyn. Zapytam, jak im idzie.
-Aha.
Powiedziałam bez namiętnie i spojrzałam przed siebie na tablicę.
Lekcje w końcu dobiegły końca i mogłam wrócić do domu. Jednak przedtem musiałam spotkać się z Ambar oraz Niną. Dziewczyny nie pojawiły się na lekcji, więc najprawdopodobniej nie spotkały, nigdzie dyrektorki ani żadnego innego nauczyciela.
Miałyśmy spotkać się przed wejściem do szkoły, więc tam też się udałam.
Wyszłam z budynku i zobaczyłam dziewczyny, siedzące na murku przed szkołą.
-I jak poszło?
Zapytałam i usiadłam pomiędzy przyjaciółkami.
-Udało się. Zaraz Jim zacznie odbierać wiadomości oraz połączenia od swoich przyszłych klientów.
-Może się jej ta fucha spodoba.
Powiedziałam z kpiną i zaśmiałam się dźwięcznie.
-Kto by to zechciał.
Dodała Nina z odrobiną zniewagi w głosie.
-Dobra dziewczyny, będę się zwijać. Ojciec ma mi coś ważnego do powiedzenia, więc muszę być niedługo w domu.
-Jasne, to do jutra.
Skinęłam głową i zeskoczyłam z murku. Rozejrzałam się dokoła i skierowałam się w stronę czarnej limuzyny, zaparkowanej przed bramą szkoły.
-Dzień dobry, Panienko.
Przywitał mnie mój szofer Diego i otworzył przede mną drzwi samochodu. Uśmiechnęłam się do niego lekko i zajęłam miejsce na tylnej kanapie.
Weszłam do domu i rozejrzałam się dokoła, o tej porze szarańcza jest już w domu i sieje chaos, teraz nie ma po nich śladu. Postawiłam moją torebkę na szafce przy wejściu i powędrowałam do salonu. Tam też nikogo nie było.
-Tato? Już jestem!
Zawołałam, zaskoczona jego nieobecnością. Mówił, że ma mi coś ważnego do powiedzenia i tak po prostu sobie wyszedł? Kpi sobie ze mnie czy co?
W porządku, nieobecność mojego ojca mogę jakoś zrozumieć, ale jak wyjaśnić, dlaczego cały personel nagle zniknął?
Włączyłam telewizor w salonie i przeszłam do kuchni, żeby wziąć sobie coś do picia. Z lodówki wyjęłam mój ukochany napój grejpfrutowy i wróciłam do salonu. W telewizji leciał akurat kolejny dziadowy serial, ale już to jest lepsze, niż cisza panująca w całym budynku. Zdjęłam z nóg moje niewygodne szpilki i położyłam się na wygodnej, jasnej sofie.
Obejrzałam 2 seriale, na zewnątrz zaczęło się już ściemniać, a mojego ojca w dalszym ciągu nie było.
Wstałam z sofy i powędrowałam do holu, w którym zostawiłam moją torebkę, z jej wnętrza wyjęłam moją komórkę. Już miałam wybierać numer do ojca, gdy usłyszałam dźwięk zamka. Drzwi się otworzyły i do środka wszedł mój tata. Przejrzałam mu się uważnie, wyglądał w porządku, jednak jedna rzecz mi nie pasowała- prowadził za sobą dużą, czerwoną walizkę.
-Jedziesz gdzieś?
Zapytałam zaskoczona i wskazałam palcem na czerwony przedmiot.
-Nie, nigdzie nie jadę.
Będziemy mieli gościa, Luna.
-Co?
Zapytałam i zmarszczyłam czoło.
-Jakiego gościa?
Zapytałam nerwowo. Ojciec nigdy nikogo nie sprowadzał do domu, a szczególnie bez uprzedniego zapytania mnie o zdanie.
-To niespodzianka.
-Jaka?
Zapytałam i skrzyżowałam ręce na piersi.
-Ja!
Usłyszałam znajomy głos i zza pleców mojego ojca wyskoczyła drobna blondynka.
-No bez jaj.
Powiedziałam, wyraźnie podkreślając każde słowo.
-Nie cieszysz się?
Zapytał mój ojciec.
-Nie no jasne, że się cieszę. Cieszę się tak bardzo, że zaraz się spakuję i wyprowadzę.
-O co Ci chodzi?
Zapytał mój ojciec, na za bardzo rozumiejąc tok mojego rozumowania.
-Sprowadziłeś do domu potwora. Obraziłabym samego diabła, mówiąc, że jest największym złem.
Zabierz to stąd, zanim złoży jaja.
-Luna, o czym ty mówisz. To przecież twoja kuzynka. Spędziłyście razem całe dzieciństwo.
-Nie nazywaj tego dzieciństwem. Połowę tego czasu spędziłam, próbując się wydostać z dziur, do których mnie wrzucała. Dlatego nie chciałam jeździć do niej na wakacje. To jest zło.
-Luna, to było dawno. Zmieniłam się.
-Jasne, ty się nigdy nie zmieniasz. Zło nigdy nie śpi.
Powiedziałam z kpiną i spojrzałam na mojego ojca, który najwyraźniej nie widział problemu.
-Zabierz to stąd.
Rozkazałam.
-Wybacz, ale obiecałem jej matce, że się nią zajmę, na okres jej wyjazdu.
-Wybuduj jej kojec na dworze, wynajmij pokój w hotelu. Nie ważne. Zrób, co chcesz, ale to ma mi stąd zniknąć.
-Luna....
-Milcz, Sabrina!
Dziewczyna nic nie odpowiedziała, spuściła tylko wzrok na ziemię.
-Nie ma mowy. To nasza rodzina, nie będę jej trzymał w hotelu. Zmień swoje nastawienie do kuzynki, bo Sabrina trochę z nami pobędzie.
-A konkretnie?
-Pół roku.
-Co!?
Wrzasnęłam i tupnęłam oburzoną nogą.
-Nie ma takiej opcji. Wybij to sobie z głowy.
-Luna, nie będę z tobą dyskutować. Sabrina tu zostaje i kropka.
-Po moim trupie.
Zawołałam i pobiegłam do mojego pokoju. Jeszcze tego brakowało, żebym pod własnym dachem musiała trzymać to coś.
Ta szmata zrujnowała mi dzieciństwo, przez nią musiałam chodzić do psychologa. Niestety, gdy mówiłam, jaka naprawdę jest moja kuzyneczka, nikt nie chciał mi uwierzyć.
Nie pozwolę, żeby to coś wlazło na moje terytorium. Niech wraca, tam skąd przylazła. Innym może mydlić oczy, ale ja swoje wiem. Tacy ludzie jak ona, nigdy się nie zmieniają. Uczą się jedynie ukrywać, swoją prawdziwą twarz, mając nadzieję, że ktoś jest tak głupi i tego nie zauważy.

 Uczą się jedynie ukrywać, swoją prawdziwą twarz, mając nadzieję, że ktoś jest tak głupi i tego nie zauważy

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Tak wyglada Sabrina, kuzynka Luny.

Destiny ||LUTTEO||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz