Minęły 3 dni, odkąd Sabrina pojawiła się w moim domu. Jak na razie nic się nie wydarzyło i nie właziła mi w paradę.
Był sobotni poranek, a co za tym idzie- moja rodzina wystawia coroczny brunch.
Rozumiecie, coś w stylu późnego śniadania, z jedną różnicą. W karcie dań nie znajdziecie tostów czy gofrów. Na stołach królują jajka po benedyktyńsku, jajka zapiekane w koszulkach z wędzonym łososiem,
wiśniowe Smoothie z czekoladą oraz jaglany budyń z czarną porzeczką. Dzisiaj mój dom zmienia się w salę bankietową, a ja mam na głowie najtrudniejsze zadanie. Mam wprowadzić moją kuzyneczkę do naszego świata. Mój ojciec chyba postradał zmysły, sądząc, że nauczę ją zasad savoir vivre w kilka godzin.
Mnie tak jak inne dzieciaki z Blake, uczono tego od najmłodszych lat.
W tej całej udręce widzę jednak małą przyjemność- będę miała okazje, żeby się zabawić.
Usłyszałam pukanie do drzwi i odwróciłam się w ich kierunku. W drzwiach stała Sabrina, owinięta w biały ręcznik.
-Czego?
-Pomogłabyś mi wybrać odpowiedni strój?
-Dobrze wyglądasz, lepiej i tak nie będzie.
-Luna, poważnie mówię.
Nie chcę się zbłaźnić.
-Myślę, że to i tak nastąpi, ale skoro tak ładnie mnie prosisz. Chodźmy, zobaczmy tę twoją kolekcję ubrań. Mam nadzieję, że masz gdzieś pod ręką torbę na wymiociny.
Powiedziałam i wstałam z łóżka, na którym leżałam.
Przeszłam obok Sabriny i celowo poprawiłam moje brązowo włosy, żeby dostała nimi po twarzy.
-Ej!
Zawołała zła, a ja tylko uśmiechnęłam się sama do siebie.
Weszłam do pokoju blondynki i skrzywiłam się na widok bałaganu, jaki w nim zastałam.
Ja rozumiem, że szukała ubrań, ale są chyba jakieś granice. Przecież to wygląda jak jakieś pole bitwy.
-Sorki za bałagan.
-Bałagan? Bym tak tego nie nazwała. Jakaś bomba tu wybuchła?
Zapytałam i przedarłam się przez to pobojowisko do szafy z otwartymi drzwiami. Złapałam, za zieloną, wełnianą bluzkę i skrzywiłam się z obrzydzenia.
-Zajebałaś to z pomocy dla powodzian?
-Nie, babcia mi to uszyła.
-To wszystko tłumaczy.
Odpowiedziałam i odrzuciłam bluzkę na kupkę ubrań w kącie.
-Miałaś mi pomóc, a nie krytykować moje ubrania.
-Wyluzuj, zaraz Ci coś znajdę.
Powiedziałam i przebiegłam wzrokiem po szafie blondynki.
-O proszę, to się nada.
Powiedziałam i rzuciłam w stronę kuzynki, czerwoną, welurową sukienkę z białym kołnierzykiem.-Serio?
Zapytała, niepewnie.
-Tak, nic lepszego tutaj nie znajdę.
-No w porządku.
Powiedziała i spojrzała bez przekonania na sukienkę.
-Nie gadaj, ubieraj się.
Powiedziałam i ruszyłam w kierunku wyjścia.
Uśmiechnęłam się i pokręciłam głową.
Ta dziewczyna się nie nadaje do tego świata.
Każdy ma w życiu jakieś miejsce, to akurat nie jest jej miejsce.
Wróciłam do swojego pokoju i skierowałam się do garderoby, żeby zabrać z niej sukienkę, którą wczoraj wybrałam.
W tym roku postawiłam na elegancką sukienkę w kolorze pudrowego różu.
Przebrałam się w nią i dobrałam do niej dodatki oraz złote sandałki na szpilce. Usiadłam przy mojej toaletce, żeby wykonać delikatny makijaż.-Kochanie, jesteś gotowa?
Zapytał mój ojciec.
Spojrzałam na niego, opierał się o futrynę drzwi, a w dłoniach trzymał swoją komórkę, z którą nigdy się nie rozstaje.
-Za 5 minut będę gotowa.
Odpowiedziałam i nałożyłam na usta różową pomadkę.
-W porządku. Jak skończysz, zejdź na dół. Ja pójdę zobaczyć jak sobie radzi Sabrina.
-Jasne.
Ojciec odszedł w stronę sypialni mojej kuzyneczki, a ja wściekła rzuciłam szczotką w stronę lustra.
Zawsze ta Sabrina. Zajmij się Sabriną, pokaż to Sabrinie, spędź trochę czasu z Sabriną. Ta dziewczyna ma 6 lat czy co? Nie ma własnego życia!? Rozumiem, że jest nowa w szkole, ale powinna sobie w końcu znaleźć znajomych.
Wstałam z białego taboretu i podeszłam do łóżka z którego wzięłam mój telefon i ruszyłam w stronę schodów.
U szczytu schodów zobaczyłam Sabrinę, opierającą się o poręcz.
-Nie musisz trzymać schodów, same doskonale sobie radzą.
-Nie żartuj sobie. Jestem przerażona.
-Czym niby?
Zapytałam i spojrzałam na nią, nie do końca chwytając, o czym mówi.
-Zobacz, jaki tam jest tłum. Przecież ja sobie nie poradzę, zaraz coś odwalę i będzie wstyd.
-To bardzo prawdopodobnie, ale powiem Ci coś. Ojciec zaprosił bardzo ważnego gościa- ambasadora Włoch. Jeśli przywitasz się z nim po Włosku, będzie wniebowzięty.
-Dobra, ale co ja mam mu powiedzieć, przecież ja nie znam włoskiego.
No na przykład to...
Podeszłam do niej i wyszeptałam jej na ucho kilka słów.
-I co to znaczy?
-Miło mi Pana poznać.
Tak w skrócie.
-Na pewno?
Zapytała, niepewnie.
-Tak, jak chcesz, to sprawdź w słowniku.
Powiedziałam, wiedząc, że gdyby nawet chciała, to nie zna pisowni.
-Spokojnie, wierzę Ci, ale który to jest ten ambasador.
-Spójrz, widzisz tego faceta z wąsem, w brązowych gajerze?
Zapytałam i wskazałam palcem, na starszego mężczyznę, stojącego przy szwedzkim stole.
-Jasne.
-To właśnie on.
Poklepałam blondynkę po ramieniu i zeszłam schodami w dół.
Podeszłam do moich przyjaciół, którzy siedzieli przy jednym ze stolików.
-Hej, kochani.
Przywitałam się i zajęłam miejsce między Matteo, a Ambar.
-O Boże, super wyglądasz.
Powiedziała Nina i zeskanowała mnie wzrokiem.
-Dziękuję bardzo. Teraz wam radzę uważnie obserwować Sabrinę. Będą niezłe jaja.
Wraz z przyjaciółmi spojrzałam na moją kuzynkę, która w towarzystwie mojego ojca podeszła do ambasadora.
-Witam Panie ambasadorze. Dziękuję, że znalazł Pan czas, żeby przyjść.
-Nie ma za co. Nigdy nie pogardziłabym tam wyśmienitym puddingiem.
-Chciałbym Panu przedstawić moją siostrzenicę, Sabrinę.
Powiedział i wskazał na moją blond kuzynkę.
-Chi cazzo sei?
Powiedziała i uśmiechnęła się dumnie.
-Scusa?
-vaffanculo.
-To jest szczyt chamstwa, nie pozwolę się tak traktować, jakiejś niewydarzonej gówniarze. Żegnam.
Powiedział wściekły i wyszedł, zatrzaskując za sobą drzwi.
-Sabrina, co to miało znaczyć?
Zapytał mój tatusiek, wyraźnie zdenerwowany.
-Chciałam go tylko przywitać.
-To zdecydowanie nie było przywitanie.
-A co to było?
Zapytała niewinnie.
-Myślę, że doskonale wiesz.
Powiedział i odszedł od blondynki, zostawiając ją samą pośrodku holu.
-Co to kurde było?
Zapytał Gaston.
-To, co właśnie widzieliście.
Powiedziałam i zaśmiałam się zadowolona z siebie.
-Luna, to ty kazałaś jej to zrobić?
Zapytał Matteo.
-Nie kazałam, tylko poleciłam.
-Luna...
Powiedział i westchnął.
-No co?
Zapytałam i spojrzałam na bruneta.
-Valente, ty to jak się na coś uprzesz.
-Mówiłam, że się jej stąd pozbędę i tak zrobię.
Brunet pokręcił głową i wstał od stołu.
-Idę do baru, po coś do picia. Zaraz wracam.
Skinęłam głową, a chłopak odszedł w kierunku baru.Matteo POV
Podszedłem do baru i usiadłem na wysokim stołku.
-Co podać?
Martinie wstrząśnięte, niezmieszane.
-Robi się.
Powiedział barman i odszedł od baru, żeby przygotować moje zamówienie.
-Widzę, że jesteś fanem agenta 007.
Usłyszałem znany głos i spojrzałem w bok. Obok mnie stała znienawidzona przez moją przyjaciółkę, dziewczyna.
-Nie nazwałbym się fanem, po prostu lubię tego drinka.
Odpowiedziałem.
Blondynka z trudem wspięła się na stołek.
Tak samo, jak Luna, Sabrina jest bardzo niską dziewczyną.
-Co jest?
Zapytałem, gdy zauważyłem, że blondynka nagle posmutniała.
-Nic, po prostu nie wiem, co się stało. Chciałam przywitać ambasadora po włosku, a ten wpadł w jakiś szał i wyszedł.
-Ty nie masz pojęcia, co mu powiedziałaś?
-Nie, nie znam włoskiego.
-No to masz przerąbane.
-No weź, mi powiedz.
-No dobra. Powiedziałaś, cytuje „Kim ty kurwa jesteś?"
-No świetnie.
Powiedziała załamana.
-A potem kazałaś mu wypierdalać.
-Co?
-No to.
-No świetnie. Jak ja mogłam uwierzyć, że Luna chce mi pomóc.
-Wiesz, nie popieram jej działań, ale nie powinnaś się dziwić. Ponoć niezłe piekiełko jej zapewniłaś.
-Tak, ale to było dawno temu. Już taka nie jestem.
-Pokaż jej to, a może w końcu Ci odpuści.
-Ta, prędzej wyrośnie mi druga głowa.
-No zawsze warto próbować. Tylko tyle mogę Ci powiedzieć.
Powiedziałem i spojrzałem na barmana, idącego w naszym kierunku.
-Proszę bardzo.
Powiedział i postawił przed nami 2 drinki.
-Przepraszam, ale ja nic nie zamawiałam.
Powiedziała blondynka i wskazała na stojącego przed nią drinka.
-To na koszt firmy.
Spojrzałem na drinka i od razu go rozpoznałem. Czerwony Cosmopolitan z limonką. Znam tylko jedną osobę, która je pije.
Odwróciłem się w stronę stolika, przy którym siedziała Luna, która jak na moje oko, wyglądała na ciut za bardzo szczęśliwą.
-No to w takim razie dziękuję.
Powiedziała i uśmiechnęła się serdecznie w stronę barmana i zrobiła łyk.
No to znając Lunę, może być zabawnie.
CZYTASZ
Destiny ||LUTTEO||
FanfictionKsiążka inspirowana serialem Plotkara (ang. Gossip Girl) Poznajcie losy nastoletniej elity Buenos Aires. Luna Valente i Matteo Balsano to najlepsi przyjaciele. Mają zaledwie po 17 lat, a już cały świat mają u swych stóp. Jednak co się stanie, gdy...