Rozdział 11

505 23 0
                                    

Minęły 3 dni, odkąd Sabrina pojawiła się w moim domu. Jak na razie nic się nie wydarzyło i nie właziła mi w paradę.
Był sobotni poranek, a co za tym idzie- moja rodzina wystawia coroczny brunch.
Rozumiecie, coś w stylu późnego śniadania, z jedną różnicą. W karcie dań nie znajdziecie tostów czy gofrów. Na stołach królują jajka po benedyktyńsku, jajka zapiekane w koszulkach z wędzonym łososiem,
wiśniowe Smoothie z czekoladą oraz jaglany budyń z czarną porzeczką. Dzisiaj mój dom zmienia się w salę bankietową, a ja mam na głowie najtrudniejsze zadanie. Mam wprowadzić moją kuzyneczkę do naszego świata. Mój ojciec chyba postradał zmysły, sądząc, że nauczę ją zasad savoir vivre w kilka godzin.
Mnie tak jak inne dzieciaki z Blake, uczono tego od najmłodszych lat.
W tej całej udręce widzę jednak małą przyjemność- będę miała okazje, żeby się zabawić.
Usłyszałam pukanie do drzwi i odwróciłam się w ich kierunku. W drzwiach stała Sabrina, owinięta w biały ręcznik.
-Czego?
-Pomogłabyś mi wybrać odpowiedni strój?
-Dobrze wyglądasz, lepiej i tak nie będzie.
-Luna, poważnie mówię.
Nie chcę się zbłaźnić.
-Myślę, że to i tak nastąpi, ale skoro tak ładnie mnie prosisz. Chodźmy, zobaczmy tę twoją kolekcję ubrań. Mam nadzieję, że masz gdzieś pod ręką torbę na wymiociny.
Powiedziałam i wstałam z łóżka, na którym leżałam.
Przeszłam obok Sabriny i celowo poprawiłam moje brązowo włosy, żeby dostała nimi po twarzy.
-Ej!
Zawołała zła, a ja tylko uśmiechnęłam się sama do siebie.
Weszłam do pokoju blondynki i skrzywiłam się na widok bałaganu, jaki w nim zastałam.
Ja rozumiem, że szukała ubrań, ale są chyba jakieś granice. Przecież to wygląda jak jakieś pole bitwy.
-Sorki za bałagan.
-Bałagan? Bym tak tego nie nazwała. Jakaś bomba tu wybuchła?
Zapytałam i przedarłam się przez to pobojowisko do szafy z otwartymi drzwiami. Złapałam, za zieloną, wełnianą bluzkę i skrzywiłam się z obrzydzenia.
-Zajebałaś to z pomocy dla powodzian?
-Nie, babcia mi to uszyła.
-To wszystko tłumaczy.
Odpowiedziałam i odrzuciłam bluzkę na kupkę ubrań w kącie.
-Miałaś mi pomóc, a nie krytykować moje ubrania.
-Wyluzuj, zaraz Ci coś znajdę.
Powiedziałam i przebiegłam wzrokiem po szafie blondynki.
-O proszę, to się nada.
Powiedziałam i rzuciłam w stronę kuzynki, czerwoną, welurową sukienkę z białym kołnierzykiem.

Powiedziałam i rzuciłam w stronę kuzynki, czerwoną, welurową sukienkę z białym kołnierzykiem

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

-Serio?
Zapytała, niepewnie.
-Tak, nic lepszego tutaj nie znajdę.
-No w porządku.
Powiedziała i spojrzała bez przekonania na sukienkę.
-Nie gadaj, ubieraj się.
Powiedziałam i ruszyłam w kierunku wyjścia.
Uśmiechnęłam się i pokręciłam głową.
Ta dziewczyna się nie nadaje do tego świata.
Każdy ma w życiu jakieś miejsce, to akurat nie jest jej miejsce.
Wróciłam do swojego pokoju i skierowałam się do garderoby, żeby zabrać z niej sukienkę, którą wczoraj wybrałam.
W tym roku postawiłam na elegancką sukienkę w kolorze pudrowego różu.
Przebrałam się w nią i dobrałam do niej dodatki oraz złote sandałki na szpilce. Usiadłam przy mojej toaletce, żeby wykonać delikatny makijaż.

 Usiadłam przy mojej toaletce, żeby wykonać delikatny makijaż

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

-Kochanie, jesteś gotowa?
Zapytał mój ojciec.
Spojrzałam na niego, opierał się o futrynę drzwi, a w dłoniach trzymał swoją komórkę, z którą nigdy się nie rozstaje.
-Za 5 minut będę gotowa.
Odpowiedziałam i nałożyłam na usta różową pomadkę.
-W porządku. Jak skończysz, zejdź na dół. Ja pójdę zobaczyć jak sobie radzi Sabrina.
-Jasne.
Ojciec odszedł w stronę sypialni mojej kuzyneczki, a ja wściekła rzuciłam szczotką w stronę lustra.
Zawsze ta Sabrina. Zajmij się Sabriną, pokaż to Sabrinie, spędź trochę czasu z Sabriną. Ta dziewczyna ma 6 lat czy co? Nie ma własnego życia!? Rozumiem, że jest nowa w szkole, ale powinna sobie w końcu znaleźć znajomych.
Wstałam z białego taboretu i podeszłam do łóżka z którego wzięłam mój telefon i ruszyłam w stronę schodów.
U szczytu schodów zobaczyłam Sabrinę, opierającą się o poręcz.
-Nie musisz trzymać schodów, same doskonale sobie radzą.
-Nie żartuj sobie. Jestem przerażona.
-Czym niby?
Zapytałam i spojrzałam na nią, nie do końca chwytając, o czym mówi.
-Zobacz, jaki tam jest tłum. Przecież ja sobie nie poradzę, zaraz coś odwalę i będzie wstyd.
-To bardzo prawdopodobnie, ale powiem Ci coś. Ojciec zaprosił bardzo ważnego gościa- ambasadora Włoch. Jeśli przywitasz się z nim po Włosku, będzie wniebowzięty.
-Dobra, ale co ja mam mu powiedzieć, przecież ja nie znam włoskiego.
No na przykład to...
Podeszłam do niej i wyszeptałam jej na ucho kilka słów.
-I co to znaczy?
-Miło mi Pana poznać.
Tak w skrócie.
-Na pewno?
Zapytała, niepewnie.
-Tak, jak chcesz, to sprawdź w słowniku.
Powiedziałam, wiedząc, że gdyby nawet chciała, to nie zna pisowni.
-Spokojnie, wierzę Ci, ale który to jest ten ambasador.
-Spójrz, widzisz tego faceta z wąsem, w brązowych gajerze?
Zapytałam i wskazałam palcem, na starszego mężczyznę, stojącego przy szwedzkim stole.
-Jasne.
-To właśnie on.
Poklepałam blondynkę po ramieniu i zeszłam schodami w dół.
Podeszłam do moich przyjaciół, którzy siedzieli przy jednym ze stolików.
-Hej, kochani.
Przywitałam się i zajęłam miejsce między Matteo, a Ambar.
-O Boże, super wyglądasz.
Powiedziała Nina i zeskanowała mnie wzrokiem.
-Dziękuję bardzo. Teraz wam radzę uważnie obserwować Sabrinę. Będą niezłe jaja.
Wraz z przyjaciółmi spojrzałam na moją kuzynkę, która w towarzystwie mojego ojca podeszła do ambasadora.
-Witam Panie ambasadorze. Dziękuję, że znalazł Pan czas, żeby przyjść.
-Nie ma za co. Nigdy nie pogardziłabym tam wyśmienitym puddingiem.
-Chciałbym Panu przedstawić moją siostrzenicę, Sabrinę.
Powiedział i wskazał na moją blond kuzynkę.
-Chi cazzo sei?
Powiedziała i uśmiechnęła się dumnie.
-Scusa?
-vaffanculo.
-To jest szczyt chamstwa, nie pozwolę się tak traktować, jakiejś niewydarzonej gówniarze. Żegnam.
Powiedział wściekły i wyszedł, zatrzaskując za sobą drzwi.
-Sabrina, co to miało znaczyć?
Zapytał mój tatusiek, wyraźnie zdenerwowany.
-Chciałam go tylko przywitać.
-To zdecydowanie nie było przywitanie.
-A co to było?
Zapytała niewinnie.
-Myślę, że doskonale wiesz.
Powiedział i odszedł od blondynki, zostawiając ją samą pośrodku holu.
-Co to kurde było?
Zapytał Gaston.
-To, co właśnie widzieliście.
Powiedziałam i zaśmiałam się zadowolona z siebie.
-Luna, to ty kazałaś jej to zrobić?
Zapytał Matteo.
-Nie kazałam, tylko poleciłam.
-Luna...
Powiedział i westchnął.
-No co?
Zapytałam i spojrzałam na bruneta.
-Valente, ty to jak się na coś uprzesz.
-Mówiłam, że się jej stąd pozbędę i tak zrobię.
Brunet pokręcił głową i wstał od stołu.
-Idę do baru, po coś do picia. Zaraz wracam.
Skinęłam głową, a chłopak odszedł w kierunku baru.

Matteo POV
Podszedłem do baru i usiadłem na wysokim stołku.
-Co podać?
Martinie wstrząśnięte, niezmieszane.
-Robi się.
Powiedział barman i odszedł od baru, żeby przygotować moje zamówienie.
-Widzę, że jesteś fanem agenta 007.
Usłyszałem znany głos i spojrzałem w bok. Obok mnie stała znienawidzona przez moją przyjaciółkę, dziewczyna.
-Nie nazwałbym się fanem, po prostu lubię tego drinka.
Odpowiedziałem.
Blondynka z trudem wspięła się na stołek.
Tak samo, jak Luna, Sabrina jest bardzo niską dziewczyną.
-Co jest?
Zapytałem, gdy zauważyłem, że blondynka nagle posmutniała.
-Nic, po prostu nie wiem, co się stało. Chciałam przywitać ambasadora po włosku, a ten wpadł w jakiś szał i wyszedł.
-Ty nie masz pojęcia, co mu powiedziałaś?
-Nie, nie znam włoskiego.
-No to masz przerąbane.
-No weź, mi powiedz.
-No dobra. Powiedziałaś, cytuje „Kim ty kurwa jesteś?"
-No świetnie.
Powiedziała załamana.
-A potem kazałaś mu wypierdalać.
-Co?
-No to.
-No świetnie. Jak ja mogłam uwierzyć, że Luna chce mi pomóc.
-Wiesz, nie popieram jej działań, ale nie powinnaś się dziwić. Ponoć niezłe piekiełko jej zapewniłaś.
-Tak, ale to było dawno temu. Już taka nie jestem.
-Pokaż jej to, a może w końcu Ci odpuści.
-Ta, prędzej wyrośnie mi druga głowa.
-No zawsze warto próbować. Tylko tyle mogę Ci powiedzieć.
Powiedziałem i spojrzałem na barmana, idącego w naszym kierunku.
-Proszę bardzo.
Powiedział i postawił przed nami 2 drinki.
-Przepraszam, ale ja nic nie zamawiałam.
Powiedziała blondynka i wskazała na stojącego przed nią drinka.
-To na koszt firmy.
Spojrzałem na drinka i od razu go rozpoznałem. Czerwony Cosmopolitan z limonką. Znam tylko jedną osobę, która je pije.
Odwróciłem się w stronę stolika, przy którym siedziała Luna, która jak na moje oko, wyglądała na ciut za bardzo szczęśliwą.
-No to w takim razie dziękuję.
Powiedziała i uśmiechnęła się serdecznie w stronę barmana i zrobiła łyk.
No to znając Lunę, może być zabawnie.

Destiny ||LUTTEO||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz