Rozdział 9

499 28 0
                                    

Obudziłam się rano z potężnym bólem głowy. Pół nocy nie przespałam, zastanawiając się, jak pozbyć się Sabriny z mojego domu. Na szczęście nie będę musiała oglądać jej cały dzień, przecież nie będzie chodziła do Blake. Jest na to zdecydowanie za głupia. Przetarłam, zaspane oczy i podniosłam się do pozycji siedzącej. Jak zwykle o tej porze roku, za oknem było jeszcze ciemno. Włączyłam stojącą na etażerce lampkę i wzięłam do ręki, leżący na poduszce telefon.
Zegar wskazywał godzinę 6:00, to dla mnie zdecydowanie za wcześnie. Wstałam z łóżka i wsunęłam stopy w różowe, ocieplane kapcie.
Weszłam do garderoby, połączonej z pokojem i stanęłam przed dużą szefą. Przejechałam wzrokiem po półkach, zastanawiając się, w co powinnam się dziś ubrać. Ostatecznie wybór padł na czarne jeansy z dziurami, czarny T-shirt, kurtkę z frędzlami oraz srebrne botki.

Wykonałam moją poranną rutynę i wrzuciłam do dopasowanej do butów torebki, potrzebne książki oraz przybory

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Wykonałam moją poranną rutynę i wrzuciłam do dopasowanej do butów torebki, potrzebne książki oraz przybory.
Zgarnęłam z łóżka mój telefon i wyszłam z pokoju. Jest już późno, a muszę jeszcze coś zjeść, bo umrę. Wczoraj bez tę całą sytuację, nie zjadłam kolacji i okropnie burczy mi w brzuchu.
-Dzień dobry, Marisol.
Przywitałam, moją kucharkę i zajęłam moja miejsce przy stole.
-Witaj, Panienko.
Co sobie życzysz na śniadanie?
-Wystarczą mi naleśniki z czekoladą i bananami.
-Oczywiście, już robię.
Uśmiechnęłam się do kobiety i nalałam sobie do szklanki trochę soku z mango. Zrobiłam mały łyk i natychmiast odstawiłam szklankę, gdy do kuchni weszła moja kuzyneczka. Dziewczyna ewidentnie ma na bakier z modą.

 Dziewczyna ewidentnie ma na bakier z modą

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

-Hej, Luna.
Zawołała tym swoim piskliwym głosikiem, sprawiając, że na moim ciele pojawiły się ciarki.
-Heeeej.
Odpowiedziałam niechętnie, przyciągając nieznaczenie przed ostatnią literę.
Blondynka usiadła przede mną i uśmiechnęła się do mnie.
To uśmiech szatana, jestem pewna, że już knuje jakiś diaboliczny plan w swojej głowie.
-Sabrino, a ty co chcesz na śniadanie?
Zapytała moją kucharką, nie odwracając wzroku od patelni, na której smażyły się moje naleśniki.
-Po prostu to samo, co Luna.
Prychnęłam pod nosem i zrobiłam kolejny łyk soku.
-Super wyglądasz.
Powiedziała i wyciągnęła rękę w moim kierunku.
-Czego chcesz?
Zapytałam, zmieszana i odsunęłam się do tyłu.
-Chciałam sprawdzić, jaki to materiał.
-Normalny.
Powiedziałam drwiąco i spojrzałam na Marisol, która akurat polewała nasze naleśniki czekoladą.
-Dzień dobry, dziewczynki.
Do kuchni wszedł mój ojciec i zajął miejsce na szczycie stołu. Rzadko kiedy ma czas, żeby zjeść ze mną śniadanie, ale z Sabrinką to oczywiście.
-Dzień dobry wujku!
Zawołała radośnie.
-A weź, zdechnij.
Wyszeptałam pod nosem, żałując, że tego nie usłyszała.
-Wyspałaś się?
Zapytał i nalał sobie do kubka kawę.
-Oczywiście, jeszcze raz dziękuję, że zgodził się wujek mną zająć.
-Nie masz za co dziękować, rodzinie trzeba pomagać. Gdyby ci czegoś brakowało, daj mi śmiało znać.
-Oczywiście, ale niczego mi nie brakuję. Mam już wszystko, to co ważne.
-Zaraz rzygnę.
Powiedziałam i skierowałam wzrok na idącą w naszym kierunku Marisol.
-Smacznego.
Powiedziała i postawiła przed nami talerze, na których leżały, pięknie udekorowane naleśniki.
-Dziękuję.
Odpowiedziałam i zabrałam się za jedzenie.
-Pospieszcie się, zaraz musicie wychodzić. Przed domem czeka, Diego który zawiezie was do szkoły.
-Nas? Szkoły? Co?
Zapytałam, na jednym wdechu.
-Sabrina będzie chodziła z tobą do Blake. Mam nadzieję, że się nią zaopiekujesz.
-Chyba zwariowałeś. Nie mam zamiaru się nawet do tego czegoś przyznawać, a co dopiero ją niańczyć. To twoja ukochana siostrzenica, więc sam się z nią baw.
-Luna, nie bądź niemiła.
-Niemiła? Traktuję ją tak samo, jak ona mnie kiedyś.
Odpowiedziałam i spojrzałam na blondynkę, która siedziała cicho i patrzyła się na swoje śniadanie.
-Muszę cię zasmucić. W Blake nie ma studni, więc już teraz możesz sobie wybić z głowy pomysł, wrzucenia mnie do niej.
Powiedziałam i wstałam od stołu, nie kończąc śniadania. Najwyżej jak zgłodnieję, kupię sobie coś w barze. Wzięłam z podłogi moją torebkę i wyszłam z domu. Przed domem, jak zawsze stała zaparkowana limuzyna, przy której stał mój szofer.
-Hej.
-Dzień dobry, panienko.
Odpowiedział i otworzył przede mną tylne drzwi.
Wsiadłam do środka i zajęłam miejsce na jednej ze skórzanych kanap.
Chwilę później z domu wyszła Sabrina i usiadła obok mnie, zdecydowanie za blisko mnie. Ma tyle miejsca, a musiała akurat usiąść obok.
-Luna.
Powiedziała cicho.
-Czego chcesz?
Zapytałam, nie odwracając wzroku od widoku za oknem.
-Ja na prawdę się zmieniłam, nie jestem już tą samą osobą.
-Jasne, już ci wierzę.
-Rozumiem twoje obawy, ale mówię prawdę. Chcę, żyć z tobą w zgodzie. W końcu spędzimy ze sobą, najbliższe pół roku.
Odwróciłam się do dziewczyny i posłałam jej wściekłe spojrzenie.
-Posłuchaj mnie uważnie, wieśniaro. Może i mieszkasz w moim domu i chodzisz do mojej szkoły, ale nigdy nie będziesz częścią mojego świata. Zniknęłaś z niego wieki temu i to na własne życzenie.
Powiedziałam, groźnym tonem i ponownie odwróciłam od niej wzrok.
-Luna, nie możemy o tym zapomnieć?
-Zamilcz w końcu.
Wycedziłam przez zaciśnięte zęby.
Dziewczyna nic więcej już nie powiedziała i reszta drogi minęła nam w całkowitej ciszy.
Dojechaliśmy w końcu na miejsce i nie czekając, aż Diego otworzy mi drzwi, wysiadłam z samochodu. Zauważyłam siedzącego na murku przed szkołą Matteo i natychmiast do niego podeszłam.
Chłopak siedział wpatrzony w swój telefon i nawet nie zauważył mojej obecności. Postanowiłam zrobić mu mały żart i skoczyłam mu na plecy.
-O Boże!
Zawołał wystraszony i natychmiast zeskoczył z murka.
-Tchórz.
Powiedziałam i zaśmiałam się głośno.
-Wariatko, bym na zawał zszedł.
-Trudno, pochowałabym cię w pudełku po butach
-Załza.
-Ale i tak mnie kochasz.
-No nie mogę zaprzeczyć.
-Widziałeś gdzieś Ninę i Ambar.
Zapytałam i rozejrzałam się po placu.
-Tak, przyszły jakiś czas temu. Powiedziały, że muszą coś załatwić z nauczycielką od geografii.
-Aha.
Powiedziałam i zrobiłam wielkie oczy, gdy spostrzegłam idąca w naszym kierunku Sabrinę.
-Luna, możesz mi powiedzieć, gdzie znajdę salę historyczną?
-W szkole, drzwi z numerem 268. Jeśli umiesz liczyć, to znajdziesz.
Odpowiedziałam niechętnie.
-Dzięki.
Powiedziała i spojrzała na stojącego obok mnie Matteo.
-Hej, ty pewnie jesteś chłopakiem Luny?
-Nie, skąd. Jesteśmy przyjaciółmi. A ty jesteś?
-Sabrina, kuzynka Luny.
Odpowiedziała i uśmiechnęła się do bruneta.
-Kuzynka? Luna nie wspominała, że będziesz się uczyć w Blake.
-Bo o niczym nie wiedziałam.
Odpowiedziałam zdenerwowana.
-Tak, ja sama o tym nie wiedziałam. Kilka dni temu mama mi powiedziała, że w tym semestrze zamieszkam z Luną i będę chodzić z nią do szkoły.
-Kurczę, Luna mi nigdy o tobie, nie wspominała.
-Nie warta wzmianki.
Odpowiedziałam i ziewnęłam znudzona.
Matteo spojrzał na mnie pytająco. Musiał czuć się nieźle oszołomiony tym wszystkim. W sumie to nie tylko on, ja tak samo.
-Relacje moje i Luny są dość specyficzne.
-Tak, o ile specyficznym można nazwać, wrzucanie ludzi do studni.
-Oj Luna, to było tak dawno temu.
-Jeśli jako dziecko byłaś wariatką, to teraz nie wiem, kim jesteś.
-Dobra, dziewczyny. Uspokójcie się.
Powiedział Matteo i złapał mnie za rękę.
-Chodźmy już, bo zaraz zaczną się lekcje, a Luna chce mieć w tym roku same piątki i wzorowe zachowanie.
Powiedział i pociągnął mnie za sobą do szkoły.
Za nami ruszyła Sabrina. Po jej spojrzeniu już widać, że niedługo coś się stanie. Ona długo nie wytrzyma. Sianie zamętu i spustoszenia, jest dla niej jak dla nas tlen, nie umie bez tego żyć.

Destiny ||LUTTEO||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz