Rozdział 1.

1.2K 44 3
                                    

Wakacje dobiegają końca, za tydzień zaczyna się szkoła. To moja ostatnia klasa liceum, a co za tym idzie, zaczynam przygotowania do matury. Mój ojciec przymyka oko na moje wyskoki, jednak jeśli chodzi o oceny, jest bardzo wymagający. Marzy mu się, że dostanę się na jego ukochaną uczelnię- Yale, którą zresztą sam ukończył i nie omieszka mi o tym nie przypomnieć.
Leżałam właśnie na leżaku, przy hotelowym basenie, sącząc drinka z palemką. Muszę złapać trochę koloru przed powrotem do domu, w Buenos Aires zaraz zacznie się jesień, a wraz z nią sezon na bladą jak pupa niemowlaka skórę.
-Hej piękna.
Usłyszałam niski męski głos. Byłam tutaj sama, więc zaintrygowało mnie, do kogo należy ten nawet seksowny głos. Zdjęłam z nosa niebieskie awiatorki i odłożyłam je na stojący obok, wiklinowy stolik.
Podniosłam wzrok i ujrzałam, stojącego przede mną wysokiego, dobrze zbudowany brunet z olśniewającym uśmiechem.
-Hej. Czy my się znamy?
Zapytałam i poprawiłam się na leżaku.
-Nie, a to dziwne, bo znam wszystkie najpiękniejsze dziewczyny.
Powiedział i puścił mi oczko.
-Podrywasz tak każdą, prawda?
Zapytałam i pociągnęłam spory łyk napoju.
-Nie wszystkie, tylko te wyjątkowe.
-Kiepski podryw.
-Ale zadziałał?
Zapytał i serdecznie się do mnie uśmiechnął.
-Trochę.
Powiedziałam, przeciągając odrobinę literę o.
-Co robisz na Malediwach?
-Wiesz, mam wakacje.
Odpowiedziałam i głośno się zaśmiałam.
-W lutym?
Zapytał zaskoczony.
-Tak, w Argentynie akurat jest końcówka wakacji.
-Jesteś z Argentyny?
Nie pomyślałbym.
-Niby czemu?
Zapytałam i spojrzałam się na niego z grymasem.
-Akcent.
-A tak. Jestem Meksykanką, ale całe życie spędziłam w Buenos Aires.
-Rodzice?
-Tata, jego druga żona pochodzi z Argentyny. Poznali się na jakimś wyjeździe służbowym.
-Rozumiem, byłem w Meksyku rok temu w wakacje. Pięknie tam macie.
-Tak, chciałabym...
Oj przepraszam.
Powiedziałam, gdy nagle mój telefon zaczął dzwonić. Spojrzałam na ekran, to moje przyjaciółki, dzwonią pewnie po codzienną dawkę ploteczek. Odebrałam połączenie i włączyłam kamerkę.
-No hej.
Przywitałam się z przyjaciółkami, które od kilku dni, były już w kraju i przygotowywały się do rozpoczęcia roku.
-Boże, jak ty bosko wyglądasz. Zamień się.
Powiedziała Ambar z nutą zazdrości w głosie.
-Chciałabyś. Co tam słychać w domu?
Zapytałam zaciekawiona i położyłam się na leżaku.
-Chłopakom jak zwykle odwala. Matteo wczoraj wymyślił zawody w piciu whisky. Nie muszę Ci chyba mówić, jak się skończyło. Cała chata zarzygana.
-Nie musiałam tego wiedzieć.
Powiedziałam z obrzydzeniem. Dopiero teraz przypomniałam sobie o nieznajomym chłopaku, rozejrzałam się dokoła, ale nigdzie go nie znalazłam. Na stoliku obok moich okularów, leżała przygnieciona kamykiem mała karteczka. Wzięłam ją do ręki i uważnie się jej przyjrzałam.
-Co to?
Zapytała zaciekawiona Ambar. Ta dziewczyna interesowała się dosłownie wszystkim, nie wiem, kiedy znajdowała czas dla siebie.
-Wiadomość od takiego jednego chłopaka.
-Chłopaka?!
Pisnęła Nina, a ja natychmiast zatkałam uszy i się skrzywiłam.
-Ciszej dziewczyno, przez ciebie ogłuchnę.
-Mów, co to za jeden?
-W sumie to go nie znam, podszedł do mnie, pogadaliśmy chwilę i tyle.
-Sprawdź, co jest napisane na karteczce.
Odwróciłam białą kartkę i przeczytałam napisany małymi literami napis.
-Dziękuję za rozmowę.
Odezwij się, jak będziesz chciała. To mój numer
+1 783-936-2743
Chris.
-Kanadyjski numer. Dziewczyno, wyrwałaś Kanadyjczyka!
Zawołała Ambar i przybiła piątkę z Niną.
-Nikogo nie wyrwałam, to on próbował poderwać mnie, a to kolosalna różnica.
-Przystojny był, chociaż?
-No nawet. Dobra, ja muszę spadać. Dzisiaj wieczorem mam samolot, a nie zaczęłam się nawet pakować.
Pożegnałam się z przyjaciółkami i zakończyłam rozmowę.
Owinęłam się białym hotelowym ręcznikiem, zabrałam ze stolika wszystkie moje rzeczy i skierowałam się w stronę przeszklonych drzwi.

****

Siedziałam na ławce w sali odlotów na lotnisku ze stosem walizek. Mój szofer znowu nawalił i muszę czekać, aż łaskawie po mnie przyjedzie. W Argentynie było szaro, buro i ponuro. Lał deszcz, a zza ciężkich chmur nie wyglądał nawet najmniejszy promyk słońca. Dosłownie mogłam poczuć jak pożera mnie depresja jesienna.
Wiecie, depresja wywołana brakiem słońca.
-Panienko, przepraszam, że musiała Panienka na mnie czekać.
-Ty przestań ciągle przepraszać, tylko kup sobie kalendarz, zegarek czy cokolwiek. To ma się już więcej nie powtórzyć.
-Oczywiście.
Mężczyzna w średnim w wieku odpowiedział i zabrał się za moje bagaże. Dotarliśmy do zaparkowanej przed wejściem limuzyny. Szofer odstawił moje bagaże na ziemię i otworzył przede mną tylne drzwi.
-Proszę bardzo.
Skinęłam głową i bez słowa zajęłam miejsce na czarnej, skórzanej kanapie.
Blondyn zamknął drzwi i wrócił do stojących na deszczu walizek, które bez problemu zapakował do bagażnika.

Destiny ||LUTTEO||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz