Rozdział 16

506 24 20
                                    

Matteo POV

Właśnie zakończyły się poniedziałkowe zajęcia. Czekałem przed szkołą na Sabrinę, której miałem pokazać miasto. Byłem coraz bardziej zaniepokojony, ponieważ dziewczyna powinna już dawno tu być. Czy to możliwe, że Luna jej coś zrobiła? Może jakoś jej zagroziła lub zamknęła w klasie? Już miałem wyciągać telefon z kieszeni, gdy czyjeś dłonie zakryły mi oczy.
-Zgadnij kto to?
-Hmm, trudne pytanie. Obstawiam, że Sabrina.
-Brawo Sherlocku.
Powiedziała blondynka i zaśmiała się dźwięcznie.
-Co się stało? Martwiłem się o ciebie.
-Czekałam, aż Luna wyjdzie ze szkoły. Nie chciałam na nią wpaść.
-Jak to? Czemu?
Zapytałem, zaskoczony. Rozumiem, że nie dogaduje się z Luną, ale czy naprawdę musi się jej obawiać?
-Wczoraj miałam z nią małą sprzeczkę. Zagroziła mi, że mnie zniszczy, jeśli tylko gdzieś z tobą wyjdę.
-Naprawdę tak powiedziała?
-A nie wierzysz mi?
-Wierzę, oczywiście, że wierzę. Tylko zrozum też mnie. Luna to moja najlepsza przyjaciółka.
-Rozumiem. Ona zawsze będzie numerem jeden. Nawet gdyby na twoich oczach zrobiła mi krzywdę, ty nadal będziesz trzymał jej stronę.
Powiedziała smutno, a mi od razu zrobiło się głupio. Może Luna jest moją przyjaciółką, ale też doskonale wiem, że jest zdolna do takich rzeczy.
-W porządku. Obiecuję, że dzisiaj z nią o wszystkim porozmawiam.
-Nie, proszę nie. Tylko pogorszysz sytuację.
-Ale skoro się jej boisz, to muszę coś z tym zrobić.
-Nie, proszę. Przysięgnij, że nie będziesz z nią rozmawiać.
-No nie wiem.
Powiedziałem niepewnie.
-Proszę.
Blondynka podeszła do mnie i złapała mnie za rękę.
-No w porządku.
W końcu się zgodziłem, jednak wciąż czułem się dziwnie.
-Dziękuję.
-To jak? Idziemy?
Zapytałem.
-Oczywiście, ty prowadź.
Skierowaliśmy się w stronę czarnego Mercedesa.
-To twój samochód?
-Rodziców. Mam 17 lat, nie mogę prowadzić samochodu.
-Fakt, kompletnie zapomniałam. Bawicie się jak dorośli, pijecie alkohol, a nie możecie mieć prawa jazdy.
-Niezła ironia, co?
Podeszliśmy do auta i ze środka wysiadł wysoki mężczyzna po 30.
-Dzień dobry.
Przywitał nas i otworzył tylne drzwi samochodu.
-Wskakuj.
Powiedziałem i wskazałem na tylne siedzenie. Dziewczyna wykonała polecenie i wsiadła do samochodu.
-Tam gdzie zwykle?
-Nie. Jedziemy na most Puente de la Mujer.
-W porządku.
Wsiadłem do środka i zająłem miejsce obok blondynki, która nieco skrępowana rozglądała się po wnętrzu samochodu.
-Co jest?
-Nic, po prostu rzadko kiedy jeżdżę tak drogimi samochodami.
-Jakim cudem? Przecież jesteś kuzynką Luny. Wasza rodzina jest jedną z najbogatszych w kraju.
-Myślisz się. To tylko ojciec Luny ma smykałkę do biznesu. Reszta rodziny jakoś sobie radzi. Biedni nie jesteśmy, ale przy Lunie i jej ojcu, wychodzimy na biedaków.
-Rozumiem, ale przecież nie każdy musi być bogaty.
-Tak, ktoś w końcu musi pracować na tych bogaczy.
-Głupoty gadasz.
Powiedziałem i spuściłem wzrok na ramię blondynki. Zdębiałem, gdy zobaczyłem na nim dużego, fioletowego siniaka. Złapałem ją za nadgarstek i podciągnąłem rękaw jej bluzki wyżej.
-Co to jest?
Zapytałem, gdy zorientowałem się, że cała jej ręka pokryta jest zasinieniami.
-Nic takiego.
Odpowiedziała i szybko zakryła fioletowe ślady.
-Sabrina, jeśli ktoś cię krzywdzi, to muszę wiedzieć.
Powiedziałem to najspokojniej, jak umiałem. Ta dziewczyna już wystarczająco dużo przeszła, nie chcę jej dodatkowo straszyć.
-Po co? I tak mi nie uwierzysz.
-Uwierzę, tylko musisz mi powiedzieć, kto ci to zrobił. Musimy coś z tym zrobić. Proszę, powiedz
-Zgadnij kto.
Powiedziała z lekkim wyrzutem. Dopiero wtedy dotarło do mnie, kto mógł się tego dopuścić.
-Luna to zrobiła?
Zapytałem, nie dowierzając. Miałem nadzieję, że zaprzeczy. Znam Lunę całe życie, nigdy nie pomyślałbym, że mogłaby kogoś pobić.
-Tak.
Odpowiedziała cicho, a całą moją nadzieję szlag trafił. Siedziałem jak ta sierota, nie wiedząc, co powinienem w takiej chwili zrobić.
-Widzisz, Nie wierzysz mi. Wiedziałam, że tak będzie.
-Nie mów tak. Oczywiście, że Ci wierzę. Myślę tylko, co powinienem teraz zrobić.
-Nie wiem, ale ja nprawdę się jej boję. W nocy nie śpię, ponieważ boje się, że coś mi zrobi.
-Spokojnie, nie pozwolę, żeby coś Ci się stało.
Powiedziałem i pogłaskałem kciukiem, wierzchnią stronę dłoni blondynki. Na twarzy dziewczyny pojawił się lekki uśmiech, ale wciąż było widać, że się boi.
-Jesteśmy. Powiedział mój szofer i wysiadł z samochodu, żeby otworzyć nam tylne drzwi.
-Chodź.
Powiedziałem i podałem blondynce dłoń, żeby pomóc jej wydostać się z auta.
Dziewczyna wysiadła i strzepała ze swojego ubrania niewidzialny pyłek.
Rozejrzała się dokoła i zrobiła zaskoczoną minę.
-Chcesz mnie zrzucić z mostu?
-Nie no, gdybym chciał Cię zabić, zrobiłbym to zupełnie inaczej. Pomyślałem, że skoro mam Ci pokazać Buenos Aires to należy zrobić to porządnie.
-No więc Panie przewodniku, prowadź.
Powiedziała dziewczyna ciepłym głosem, a na mojej twarzy pojawił się mimowolny uśmiech.
-No to chodźmy.
Powiedziałam i pociągnąłem nastolatkę w kierunku długiego, białego mostu.

Destiny ||LUTTEO||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz