Rozdział 6.

586 26 2
                                    

-Zawieź mnie na ulice Belgrano 2160.
Powiedziałam do mojego szofera. Mężczyzna ubrany w granatowy garnitur skinął głową i zamknął za mną drzwi.
Wyjęłam z torebki małe lusterko i szminkę.
Poprawiłam swój makijaż i oparłam się uśmiechnięta o skórzane oparcie siedzenia w aucie. Jim nawet nie wie, co ją czeka. Droga minęła mi bardzo szybko. Nim się obejrzałam, stałam przed białą kamienicą. Wyjęłam z torebki notes, w którym miałam zapisane adresy. Spojrzałam w górę i westchnęłam. Pociągnęłam za klamkę w drewnianych drzwiach i weszłam do środka. Rozejrzałam się do koła i skrzywiłam się z obrzydzeniem. Stałam na środku obskurnej, wymazanej wulgarnymi napisami klatki. Ostrożnie weszłam po schodach i skierowałam się na 2 piętro. Rozejrzałam się dokoła w poszukiwaniu mieszkania o numerze 16. Poprawiłam swój strój i nacisnęłam na dzwonek. Odczekałam jakąś minutę, ale nikt nie otwierał. Miałam już odchodzić, gdy usłyszałam wołanie dobiegające ze środka oraz dźwięk grzebania kluczami w zamku, a następnie drzwi się otworzyły. Przede mną stanęła kobieta w średnim wieku, ubrana w czarne spodnie oraz długi czerwony sweter.
-Dzień dobry, jest Pani mamą Jim?
Zapytałam słodkim głosem, uśmiechając się życzliwie.
-Tak, stało się coś? Czy z Jim wszystko w porządku?
Zapytała zmartwiona kobieta.
-Pani córka ma się dobrze, ale myślę, że powinna Pani o czymś wiedzieć.
Rudowłosa kobieta spojrzała na mnie niezrozumiale.
-Pani wzorowa córeczka zaliczyła numerek, że swoim własnym kuzynem.
Powiedziałam, kładąc nacisk na słowo kuzyn.
-No chyba żartujesz?
Zapytała niedowierzająco i roześmiała się.
-Zaraz mi Pani uwierzy.
Powiedziałam i wyciągnęłam z torebki telefon. Wykonałam kilka kliknięć i schowałam urządzenie do torebki.
-Proszę sprawdzić pocztę.
Kobieta weszła do mieszkania i wróciła do mnie z telefonem w ręku.
-Co ty wymyśliłaś.
Powiedziała i zrobiła, o co prosiłam.
-Nie, to niemożliwe.
Powiedziała załamana i dotknęła ręką czoła.
-Proszę zająć się córką.
To mogło źle się skończyć. Mogło skończyć się ciążą, nie muszę chyba mówić, jakimi chorobami może być obciążone dziecko pochodzące z kazirodztwa?
Powiedziałam, udając, że się przejmuje dobrem Jim. Kobieta stała w progu i pustym wzrokiem patrzyła się na ekran telefonu. Odwróciłam się i z triumfalnym uśmiechem skierowałam się w stronę schodów.
Wróciłam do samochodu i wyjęłam z beżowej torebki mój telefon. Wybrałam numery przyjaciółek i włączyłam wideo rozmowę.
-Co jest Luna?
Zapytała Ambar, która akurat siedziała na fotelu u kosmetyczki.
-Macie te plakaty?
-Będą jutro rano. Mam je odebrać przed lekcjami.
Powiedziała Nina.
-Świetnie. A przy okazji, możecie mi pogratulować geniuszu.
-Więcej szczegółów poproszę.
-Byłam u matki Jim i pokazałam jej filmik, który nagrałyście.
-Jak to? Kiedy?
-Przed chwilą, właśnie od niej wracam. Co z tego, że zrobimy jej piekło w szkole, skoro w domu mamusia i tatuś ją zaczną pocieszać.
-Ty to jednak jesteś genialna.
-No a jak.
Powiedziałam dumna z siebie.
-Nie mogę się doczekać jej reakcji, gdy wróci do domu i w progu będzie czekać na nią awantura.
Powiedziała Ambar i wszystkie się roześmiałyśmy.
-Dobra, ja muszę kończyć.
Do zobaczenia jutro.
Pożegnałam się z dziewczynami i zakończyłam połączenie.
Nacisnęłam guzik opuszczający szybę oddzielającą tylną część limuzyny od szofera.
-Diego, zawieź mnie do Matteo.
-Oczywiście Panienko.
Zamknęłam szybę i ponownie wyjęłam z torebki telefon. Zalogowałam się na moje konto na Facebooku i opublikowałam filmik, który przesłały mi dziewczyny.
Poczułam, jak samochód zwalnia, spojrzałam przez okno i zorientowałam się, że stoimy przed domem Matteo. Chłopak mieszkał z rodzicami w dużej nowoczesnej willi w zamożnej dzielnicy Buenos Aires, zaledwie 1,5 km od mojego domu.
Wysiadłam z auta i nacisnęłam na domofon przy bramie.
-Kto tam?
Odezwał się Alvaro.
Ochroniarz, odpowiedzialny za dbanie o bezpieczeństwo rodziny Balsano.
-Hej Alvaro, to ja Luna.
-Witaj Panienko.
Powiedział, a po chwili rozległ się sygnał otwierania bramy.
Weszłam przez nią i skierowałam się w kierunku budynku.
Przeszłam przez betonową kładkę położną nad małym strumykiem okrążającym zadbany ogród i znalazłam się przed drewnianymi drzwiami. Nacisnęłam na dzwonek i zaczekałam, aż ktoś łaskawie mi otworzy.
Minęło kilka sekund i drzwi się otworzyły. Przede mną stał Matteo ubrany w ciemne jeansy z dziurami, biały T-shirt, szarą bluzę z kapturem oraz czarne trampki z pomarańczowymi wstawkami.
-Hej Luna.
Przywitał się ze mną.
-Odstaw już tę paszę.
Zaśmiałam się i wskazałam na pudełko lodów, które trzymał w ręku.
-Odczep się, ja dbam o linię.
-Nie musisz, już jest gruba i doskonale widoczna.
Powiedziałam i weszłam do środka bez zaproszenia.
-Jasne, nie krępuj się.
Zaśmiał się brunet i zamknął drzwi.
Znamy się z Matteo już tyle lat, że zachowujemy się w swoich domach, jak u siebie. Usiadłam na sofie w salonie i oparłam głowę o miękką poduszkę.
-Chcesz coś do picia?
Zapytał chłopak, a ja jedynie skinęłam głową. Matteo doskonale wiedział, że moim ulubionym napojem jest napój gazowany o smaku grejpfruta.
-Jak ty to możesz pić.
Powiedział z obrzydzeniem i podał mi otwartą już butelkę.
-Normalnie, to jest pyszne.
-Yhm, napój nie może być gorzki.
-Nie znasz się i tyle.
Zrobiłam mały łyk i uśmiechnęłam się do bruneta, ukazując rząd białych zębów. Włoch pokrecił głową i wystawił mi język.
-Przyszłaś tylko po to, żeby się napić?
Zapytał i usiadł obok mnie.
-A tak, zapomniałam.
Postawiłam butelkę na stole i wyjęłam z torebki telefon. Wykonałam kilka kliknięć i podałam przyjacielowi urządzenie.
-Zobacz.
17-latek niepewnie wziął ode mnie telefon i spojrzał na ekran, na którym odtwarzał się filmik, nagrany przez Ambar.
-Jim przespała się z Juanem?
Zapytał zaskoczony, a ja tylko skinęłam głową.
-Jak wy się o tym dowiedziałyście?
-To już nieważne. Ważne jest to, że teraz wszyscy już o tym wiedzą.
-O czym ty mówisz?
Zapytał.
-Filmik wylądował na Facebooku.
-Ja w ciebie nie wierzę dziewczyno.
-Co jest?
Zapytałam, zszokowana. Byłam pewna, że Matteo będzie się z tego śmiał.
-Jak mogłaś to zrobić....
Beze mnie!
Zawołał, a ja zaczęłam się śmiać.
-Wybacz, jutro będziesz mógł się wyżyć. Zaczynamy drugą część planu unicestwienia małej Jim.
-Ty się chyba nigdy nie zmienisz.
Powiedział i poklepał mnie po głowie.
-Ktoś musi pokazać, tym zagubionym sierotom, kto w tej szkole rządzi.
-I nie tylko w szkole.
Dokończył za mnie.
-Właśnie.
Matteo tak dobrze mnie zna, że potrafi niemalże czytać mi w myślach.
-No dobra, to ja spadam.
-Odwieźć cię do domu?
Zapytał.
-Nie trzeba. Diego czeka na mnie w aucie.
Powiedziałam i schowałam swój telefon do torebki.
-Chociaż cię odprowadzę.
Uśmiechnęłam się i oboje skierowaliśmy się w kierunku drzwi.
-No to w takim razie do jutra.
Brunet zbliżył się do mnie i pocałował mnie w policzek.
-No pa.
Odpowiedziałam i wyszłam z budynku.
Skierowałam się w stronę bramy, przeszłam przez nią i wsiadłam do auta.

Destiny ||LUTTEO||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz