|| 2 || Miejsce nazywane "domem"

97 5 6
                                    


Po rozmowie z Erwinem, udała się na górę, do swojej sypialni, gdzie studiowała do późnej nocy dokumentację, którą jej dostarczył, co jakiś nanosząc na kartki swoje uwagi.

Ziewnęła przeciągle, odchyliła do tyłu ramiona, w kręgosłupie strzeliło. Zmarszczyła brwi, oblizała usta. Wirus Krwawej Grypy ją niepokoił. Tylko że jej niepokój nie był podyktowany strachem, ale przede wszystkim zwykłą, medyczną ciekawością.

Oczywiście też nie było prawdą stwierdzenie, że Ginevra nie przejmowała się ludzkim losem. Przejmowała się bardzo, ale w tej chwili próbowała dojść do tego, jakie pochodzenie ma ten wirus, jakie jest jego tak naprawdę pierwotne źródło. Dzięki temu będzie możliwe szybsze i z pewnością skuteczniejsze pokonanie szerzącej się choroby.

Szatynka wyszukiwała podobieństw do innych chorób zakaźnych, wertując niezliczone woluminy i księgi. Owszem, zauważyła parę podobnych cech do takich chorób jak grypa czy tocznia. Przyczyny wybroczyn mogły być też inne – niedobory witaminy C. W biedniejszych dystryktach po tym, jak mur Maria upadł, brakowało warzyw i owoców zawierających tę witaminę, o lekach nie wspominając.

Przygryzła opuszkę kciuka, czując zbliżającą się migrenę. Była zmęczona, a mimo to nie kończyła pracy, z każdą chwilą ziewając coraz bardziej.

Mocniej zmarszczyła brwi, biorąc do ręki kolejne dokumenty. Nie rozumiała jednego. Dlaczego szpital w Troście nie zlecił badań krwi? Nawet tych podstawowych? Przecież w przypadku niewiadomego pochodzenia wybroczyn na ciele, koniecznością było wykonanie elementarnej morfologii, a tymczasem w dokumentacji nie było o tym mowy. Więc albo szpital odwalał fuszerkę na samym początku, albo to Erwin Smith oraz pozostali Zwiadowcy zataili przed nią informacje.

Przejechała dłonią po zmęczonej twarzy, kciukiem i palcem wskazującym ścisnęła nasadę nosa, zamknęła oczy. Teraz nie będzie się tym zajmować, zapyta blondyna o to jutro, a raczej dzisiaj wieczorem, kiedy wybiorą się do Trostu.

Podejrzenie o zatajaniu szczegółów nie opuszczało jej ani podczas kąpieli, ani gdy już się położyła do łóżka i zasnęła niespokojnym snem, ani wtedy, gdy oporządzała swojego konia, jakieś dziesięć minut przed planowanym opuszczeniem Stohess. Tym bardziej, że Smith nie był idiotą, celowo mógł nie mówić całej prawdy. Zresztą nadal go nie zapewniła, że im pomoże. Przynajmniej nie w sposób oficjalny. Ale pomóc zamierzała, to nie ulegało wątpliwościom. Mimo to potencjalne ukrywanie szczegółów mogło służyć innemu celowi oprócz zwykłej niepewności. Oni po prostu nie byli pewni, czy ona, słynny „Phantom", zwalczy epidemię. Co jak co, nie była bogiem tylko zwykłym człowiekiem z krwi i kości, nieważne, jak bardzo byłaby uzdolniona i wykształcona.

Wciąż mogła popełniać błędy i być bezradną.

A w tej chwili się tak czuła. Miała za mało informacji. Głównie też dlatego tak się upierała przy podróży do Trostu, co wywoływało ostry sprzeciw u blondwłosego, wysokiego mężczyzny.

Swoją drogą, nie podejrzewała go o jakąkolwiek troskliwość. Erwin Smith był raczej znany z tego, że poświęcał ludzi bez mrugnięcia okiem. Złośliwi różnie go nazywali: Rozpruwaczem Ciał, Krwawym Smithem, Smakoszem Śmierci. Szczere mówiąc, Ginevra nie miała pojęcia, czy te przezwiska są słuszne. Owszem, ciągle obijało jej się o uszy, że wysyła młodzików na rzeź, z której tylko garstka wychodzi cało, ale miała też przeczucie, że te wszystkie określenia są mocno przesadzone. Do momentu, aż nie pojawił się w jej gabinecie na tyłach przychodni, którą prowadziła, nie wiedziała, co sądzić o blondynie. Dopiero po rozmowie z nim, stwierdziła, że jest niebywale inteligentnym człowiekiem, ale także osobą, która z pozoru wydaje się bezlitosna i bezduszna. Wyczuła, że martwi się nie tylko o swoich ludzi, ale także o całe miasto. Z pewnością nie można mu było odmówić empatii. Poza tym gdyby rzeczywiście miał wszystkich gdzieś, nie zwróciłby się z prośbą o pomoc do niej, prawda?

Zapach nieba || AoT Fanfiction || Erwin X OCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz