|| 4 || Atak gorączki

60 4 3
                                    


Zrobiła się oschła, sztywna, na jego pytania odpowiadała albo zdawkowo, albo mruczała pod nosem. Przestała się uśmiechać, unikała go jak ognia, a on dochodził, dlaczego tak zmieniło się do niego jej nastawienie. Za każdym razem jak na nią patrzył, próbując dociec, co się stało, ta uciekała wzrokiem, znowu przyjmując maskę profesjonalnego lekarza. Gdy tego nie robiła, w jej złotych oczach czaiła się pustka, nie widział tego charakterystycznego błysku w zielonozłotych tęczówkach.

W dodatku czasami wyczuwał od niej bimber. Ginevra piła, a to znaczyło, że coś ją zaczyna przerastać. Wielokrotnie próbował z nią o tym porozmawiać, zatrzymując ją albo na korytarzu, albo wzywając do swojego gabinetu. Za każdym razem odpowiadała twardo: „To nie jest twoja sprawa, co robię ze swoim życiem, Erwin".

Nie rozumiał jej zachowania, było zimne jak lód, a sama Ginevra tak go traktowała, jakby chciała sprawić, aby ten ją znienawidził. Nie chciał przed sobą tego przyznać, nie znosił takich określeń – ale często zachowywała się jak suka. Stała się taka dla wszystkich. Odmawiała wspólnego czasu spędzania razem, na co skarżyła się Hanji, jęcząc, że nie ma z kim pić, choć szatynka do niedawna była abstynentką.

Mimo tego, że Savatier zaczęła go traktować ozięble, ten nadal czuł, jak na jej widok przychodzi atak gorączki w jego ciele. Za każdym razem serce mocniej mu biło, czasem bywały takie momenty, że miał ochotę przyciągnąć ją do siebie i mocno przytulić, przy okazji wyciągając z niej całą tę chandrę. Było to do niego absolutnie niepodobne. Ograniczał kontakt cielesny do minimum. Nie chciał się angażować w relacje damsko–męskie. Nawet z kobietą, która go pociągała, a którą była złotooka lekarka.

Kilka dni wcześniej przyznał sam przed sobą, że Ginevra jest w jego oczach bardzo atrakcyjna, a jego dawna miłość to przy niej pikuś.

Zaczęli się także kłócić. Głośno. Zdenerwowana kobieta machała rękoma na wszystkie strony, drąc się wniebogłosy, twierdząc raz po raz, że ten niczego nie rozumie i nawet nie próbuje zrozumieć, dlaczego taka się stała. Miała swoje powody. Zarzucała mu, że absolutnie nic o niej nie wie, więc nie powinien nawet się do niej odzywać.

Nie miał pojęcia, jak do niej dotrzeć. Odgrodziła się grubym murem, nie dopuszczała do siebie nikogo. Nawet pacjenci mówili, że coś musi być na rzeczy, bo nie pamiętają, kiedy ta obdarzyła ich uśmiechem.

W dodatku piła coraz częściej. Do pracy stawiała się na kacu, spożywała coraz większe ilości kawy, w ogóle praktycznie nie sypiając. Bez przerwy widział światło dochodzące z jej pokoju, słyszał to, jak chodzi po gabinecie tam i z powrotem, i coś mamrocze pod nosem. Czasem do jego uszu dolatywał trzask tłuczonej butelki i mógł przyznać, że szloch kobiety.

Coś się działo, a on nie miał pojęcia co.

Dlatego też coraz częściej organizował wyprawy Zwiadowcze, zamiast co dwa miesiące, teraz była co miesiąc. Spotykało się to z jawnym sprzeciwem Savatier, ten jednak nic sobie z tego nie robił. Słuchał tylko jej wrzasków, wypuszczając je drugim uchem.

Pisał właśnie raport, gdy drobne dłonie Savatier uderzyły z hukiem o blat jego biurka.

― Czy ty mnie w ogóle słuchasz, Smith?! – wrzasnęła. Hanji i Miche podsłuchiwali na korytarzu, przyciskając uszy do zamkniętych drzwi.

Nie podniósł głowy, zanurzył tylko pióro w atramencie, dalej pisząc.

― Słyszę cię doskonale, Ginevra – odparł spokojnie, nie zwracając uwagi na jej wybuch. – Nie musisz tak krzyczeć, mam dobry słuch. Czego chcesz?

Zapach nieba || AoT Fanfiction || Erwin X OCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz