|| 15 || Emocjonalny paraliż

35 3 0
                                    


Podszedł w stronę nieprzytomnych mężczyzn. Najpierw sprawdził Miguela. Oddychał, na co odetchnął z ulgą. Potem podszedł do drugiego. Kucnął. Przyłożył mu dwa palce do szyi. Zmarszczył brwi i zerknął na kobietę. Ta nadal była blada. Podniosła z ziemi jego kurtkę.

― Ginnie... Zabiłaś go.

― Musiałam. – odparła.

― Musiałaś? – Podszedł do niej, chwycił za ramię. – Dlaczego nie odpowiedziałaś na moje pytanie? Kim ty jesteś? I jak to zrobiłaś? Pozbawiłaś człowieka życia na odległość. Wyjaśnij mi to.

― Erwin, proszę. Nie czułeś tego, co ja. On by cię zabił. Wiem to, bo to czułam.

― I dlatego musiałaś to zrobić? Ginevra, cholera!

Z posterunku wybiegło kilku Żandarmów. Ktoś najwyraźniej widział szykującą się bójkę i doniósł. Erwin myślał intensywnie, co mają robić. W końcu nachylił się do ucha kobiety i szepnął:

― Zeznamy, że dostał jakiegoś ataku. Jesteś lekarzem, znasz się na tym, co to może być za choroba? Tętniak? – Kiwnęła głową. – Próbowaliśmy mu udzielić pomocy, ale bezskutecznie. Co do tego drugiego, to powiemy, że zemdlał z powodu szoku. Że to wszystko to był wypadek. Chcieliśmy się pobić, bo podniósł na ciebie rękę.

― Wiem, Winnie. A to, w jaki sposób to zrobiłam, wyjaśnię ci później. Po twoim powrocie z Shiganshiny – odparła równie cicho. – I zanim coś powiesz, że nie masz zamiaru jechać. Nie okłamuj mnie więcej w takich sprawach. Bo przestanę ci ufać. A chyba tego nie chcesz?

― Nie chcę – Objął ją ramieniem, ta jednak wyczuła, że jest cały spięty.

Żandarmi spostrzegli Ginevrę oraz leżącego na ziemi trupa i drugiego z mężczyzn, który odzyskiwał przytomność. Najwyższy stopniem Żandarm podszedł do szatynki.

― Co tu się, do kurwy nędzy, stało?

Spojrzała na niego.

― Pański człowiek dopuścił się przemocy wobec ciężarnej kobiety – Wskazała na swój brzuch. – Pan Smith to wszystko widział, postanowił mi pomóc jako nie tylko ojciec tego dziecka, ale także jako mężczyzna. Niestety, ale prawie doszło do bójki między nimi. I wtedy... Wtedy właśnie to się stało. Nie było szans mu pomóc. Nagle tamten mężczyzna, który mnie uderzył, upadł na bruk, chwilę wcześniej kaszląc krwią. Miałam nadzieję, że nie jest jeszcze za późno. Niestety. Znam te objawy. To tętniak aorty. Nic nie dało się zrobić. Ten drugi... Chyba zemdlał pod wpływem szoku.

― Erwin, czy to prawda?

― Niestety tak. Wiesz, że wracałem od ciebie, wyszedłem i zobaczyłem, że przed samymi drzwiami się coś dzieje. Że jakiś mężczyzna znęca się nad kobietą. Po chwili dotarło do mnie, że to Ginevra. Musiałem zareagować. To chyba normalne, że bronię swojej rodziny? Za jej obrazę chciałem dać mu w twarz. Mieliśmy się na siebie właśnie rzucić, gdy z jego ust i nosa chlusnęła krew i upadł na ziemię. Od razu sprawdziliśmy coś się stało. Natychmiastowa śmierć.

― Normalne, ale nienormalnym jest, by z takiego powodu zacząć się bić.

― Obrażał ją.

― To nic nie zmienia.

― Nieprawda, Adrian. Jakbyś się poczuł, gdybym ja wyzwał twoją żonę od dziwek? Dałbyś mi w mordę?

― No... Dałbym.

― No właśnie.

Adrian się zamyślił. Znowu spojrzał na kobietę.

― Tylko niech pani nie myśli, że to koniec pani problemów. Niech pani nie zapomina, że nadal jest pani zatrzymana.

Zapach nieba || AoT Fanfiction || Erwin X OCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz