|| 3 || Ciepłota ciała

69 6 11
                                    


Udała się do gabinetu dyrekcji, która przyjęła ją z otwartymi ramionami, zapewniając, że dołoży wszelkich starań, aby jej pomóc.

Kobiecie zaczęła drgać powieka, zacisnęła zęby i ochrzaniła personel szpitala za to, że nie potrafili wykonać nawet podstawowych badań. Natychmiast zleciła morfologię, sprawdzała stan pacjentów, notując informacje.

Pracowała do późnych godzin wieczornych, praktycznie nie robiąc sobie przerw. Piła hektolitry kawy, która specjalnie na jej życzenie, była sprowadzana prosto z Mitras. Do siedziby Zwiadowców, gdzie miała własny kąt, wracała raptem na kilka godzin, a potem znów wyruszała. O wynikach analiz dyskutowała z Hanji w jej laboratorium, wymieniały się poglądami. Oficer naukowy zasugerowała nawet, że jak zdobędą więcej informacji i będą mieć choć jeden stabilny filar, by przeprowadzić badania na Peasie i Breamie, Tytanach, których podchwycili na ostatniej wyprawie, a nad którymi Hanji przeprowadzała eksperymenty. Zapoznając się z ich wynikami, Ginevra potwierdziła, że to może być światełko w tunelu.

Z Erwinem praktycznie się nie widywała, czasami tylko mijali się na korytarzu. Nie ona przekazywała mu raporty, tylko Hanji właśnie. Obydwoje byli zabiegani.

Złapała dobry kontakt z praktycznie całym Korpusem, tylko jedna osoba ją denerwowała, nie wiedziała nawet czym, bo ceniła sobie jego chorobliwy pedantyzm, ale ten niski mężczyzna miał taką aurę, że Ginevra robiła wszystko, aby jak najrzadziej przebywać z nim w jednym miejscu. Był to Levi Ackerman, kapral. Sama, tak jak Hanji, mu dogryzała, tylko z tą różnicą, że pod nosem. Nazywała go upierdliwym, zblazowanym chłopcem z kompleksem wzrostu, choć sama była trzy centymetry od niego niższa. Ze wszystkich osób tylko jedna była mniejsza od niej – Christa Lenz, miła blondynka o wielkich, równie niebieskich jak u Erwina oczach. Polubiła także zabawną Sashę oraz Connie'ego i Jeana. Erena za to miała za silnego, choć bardzo nierozgarniętego chłopca z pociągiem do samobójstwa. Ceniła także geniusz Armina. Z młodzików nikt inny nie zapadł jej w pamięć, rozlewali się w jedno. Za to z weteranami, nie licząc Hanji, zaprzyjaźniła się z Petrą, Miche'm oraz Moblitem, asystentem Hanji. Spędzali razem czas, kiedy żadne z nich nie było zabiegane.

Tak minęło kilka tygodni, ofiar przybywało, również śmiertelnych. Odnowienie zapasów medykamentów na niewiele się zdawało, topniały w szybkim tempie.

Ginevra monitorowała stan kolejnego pacjenta, czując, jak jej powieki coraz bardziej puchną od zmęczenia. Podała dziesięcioletniej dziewczynce lek przeciwgorączkowy, gdy usłyszała huk. Drzwi od sali szpitalnej się otworzyły na oścież, w progu stanęła zziajana Hanji. W brązowych oczach widać było strach.

― Ginnie... Erwin... – wysapała.

Złotooka zamarła. Serce zaczęło jej walić jak oszalałe. Wiedziała, co się stało.

― Gdzie on jest? – zapytała i wybiegła z drugą kobietą na korytarz, a potem po schodach na dół. W hallu stał Miche, niosąc na plecach nieprzytomnego Erwina. Już z daleka widziała, że mężczyzna jest cały spocony. Szara koszula kleiła mu się do ciała, włosy opadły mu na czoło. Na twarzy w okolicach ust miał ślady krwi.

Podbiegła do niego, czując, jak niewidzialna pętla zaciska się wokół jej serca. W ustach poczuła rosnącą gulę.

Przyłożyła blondynowi dłoń do czoła i niemalże odskoczyła jak oparzona.

― Zanieście... Zanieście go do sali 104, wiecie, gdzie to jest. Biegiem! – wrzasnęła, czując, jak znowu drżą jej ręce. Dopadło go to. To parszywe choróbsko, które szybko postępowało.

Dawno nie widziała Erwina, jakieś dwa tygodnie, więc niczego nie zauważyła, a z drugiej on pewnie i tak by jej nic nie powiedział. Pobiegła za przyjaciółmi, wpatrując się w plecy nieprzytomnego Smitha.

Zapach nieba || AoT Fanfiction || Erwin X OCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz