Oddychaj, oddychaj. Powtarzam sobie w myślach.
Czuję jak palą mnie płuca, ale jestem i tak spóźniona, więc nie mogę zwolnić. Jestem pewna, że ten rower nigdy nie osiągnął takiej prędkości, jaką ma teraz. Zauważam szkołę, więc przyspieszam jeszcze bardziej, o ile to w ogóle możliwe.
Zeskakuję z roweru, nie czekając, aż się zatrzyma. Poprawiam kurtkę przewieszoną przez ramię, szybko przypinam rower do stojaka i ruszam biegiem w stronę szkoły. Czy Scott i Stiles nie mogli mnie obudzić? Choć raz?
Zdenerwowana wbiegam po schodach na piętro i wpadam do sali, gdzie od kilku minut mam filozofię. Jak na złość, jest to lekcja, której nie dzielę z żadnym z chłopaków, więc nie będę mogła na nich wylać swojej frustracji.
Kiedy wpadam do sali, nikt jednak nie zwraca uwagi, że ktoś się pojawia w drzwiach, bo wszyscy skupieni są przy jednej z ławek.- Co się stało? - Pytam, chyba, Olivii.
- Erica dostała ataku - Odpowiada dziewczyna, patrząc na całą sytuację z pewnej odległości.
- Ma ktoś jakąś łyżkę? - Woła ktoś z nachylonych nad nią osób. To zdanie działa na mnie jak płachta na byka i ruszam a stronę zbiorowiska.
- Co wy robicie? - Przeciskam się między uczniami i zauważam, że ktoś włożył Erice ołówek między zęby. - Nie wolno tak.Szybko klękam przy dziewczynie i wyciągam przedmiot z jej ust. Kilkoma ruchami układam również ją na boku, dziękując mamie w myślach za jej szkoleniach. Odpinam suwak bluzy, tak, by wygodniej było jej oddychać.
- Odsuńcie się trochę - Mówię, zauważając, jak bardzo ludzie się stłoczyli, by dobrze widzieć. - Gdzie pan Willston? - Pytam, zauważając brak nauczyciela.
- Wyszedł do sekretariatu - Jonathan kuca obok mnie.
- Jaki bohater - Mamroczę pod nosem. - Przesuńcie ławki trochę.Ktoś robi to co każę, ale z tyłu i tak słyszę śmiechy. Nie przejmuję się tym i po prostu dalej lekko przytrzymuję głowę Erice, by się nie uderzyła.
- Zadzwonił ktoś na pogotowie? - Pytam Jonathana.
- Willston dzwonił - Odpowiada chłopak. - Jakoś pomóc? - Czuję, że przygląda się mojej twarzy.
- Nie, czekamy na karetkę, albo koniec ataku - Odpowiadam i siadam wygodniej.Przyglądam się twarzy dziewczyny i delikatnie poprawiam jej włosy. Nagle śmiechy wzmacniają się i zaczynają się jakieś krzyki. Szybko zauważam przyczynę śmiechów. Na spodniach dziewczyny pojawia się plama, która powoli się powiększa.
Nim zdążę jakkolwiek zareagować, do sali wchodzą ratownicy z noszami.- Proszę wszystkich o wyjście - Pan Willston macha do nas w drzwiach. Odwracam się w stronę klasy, dalej trzymając dziewczynę i zauważam, że jeden z chłopaków szybko chowa telefon do kieszeni. - Szybciutko, wychodzimy.
- Zajmiemy się nią - Ratowniczka delikatnie uśmiecha się do mnie, a ja z ulgą oddaję blondynkę w ręce specjalistów.Zakładając plecak na ramię, wychodzę z sali, przed którą zgromadzona jest cała klasa.
- W związku z całą tą sytuacją, nie kontynuujemy lekcji. Macie wolne, tylko proszę sobie nie zrobić krzywdy i nie hałasować - Willston odchodzi na bok, a wszyscy nastolatkowie rozchodzą się w swoje strony.
Korzystając z okazji, że korytarze są puste, powoli idę do swojej szafki, by odłożyć książki. Zmieniam podręczniki i między matematyką a biologią zauważam "Uśpione morderstwo", którego nie udało mi się skończyć od momentu znalezienia ciała w lesie. Wzdycham lekko i wyciągam książkę. Obracam przedmiot w dłoniach i uśmiecham się lekko do własnych myśli. Może gdybyśmy mieli taką pannę Marple, już by wiedziała, kto jest Alfą. Pani Davies tak właściwie pasuje do roli panny Marple. Choćbym udawała nawet przed sobą, nie jestem w stanie udawać, że jej słowa nie krążą mi po głowie. Znała Derka, kiedy był młodszy, przed spłonięciem jego rodziny, przed tragedią z jego dziewczyną. Może, gdyby nie to, nie byłby taki szorstki.
Łapię się na tym, że długo moje myśli krążą wokół mężczyzny i tępo wpatruję się w okładkę, więc szybko podnoszę wzrok i chcąc odłożyć książkę, zauważam, że ktoś stoi koło mnie. Mimowolnie wzdrygam się i zamykam oczy.
CZYTASZ
Lovers - Teen Wolf
FanfictionMłodzi kochankowie sami już nie wiedzieli, komu oddali swoje serca.