22. Wizyta u weterynarza

163 10 1
                                    

Nie puściłam ręki Scotta przez ostatnie dwadzieścia minut, jednak weterynarzowi to nie przeszkadza. Nie kazał mi się odsunąć, po prostu oczyścił ranę i wyjął kulę.
Mężczyzna przez chwilę przygląda się jej. Spogląda na mnie i delikatnie wyciąga ją w moją stronę.

- Wiesz co to? - Pyta mnie i jest to pierwszy raz kiedy słyszę jego głos od krótkiej rozmowy w lesie.
- Wilcze ziele - Mój głos jest ochrypły.
- Tak, właściwie jedyna rzecz, która może zabić wilkołaki.
- Na nim działa szybciej - Spoglądam na bladą twarz brata. - Derek wytrzymał prawie dobę. Miał jeszcze siłę, by nas straszyć - Uśmiecham się lekko na to odległe teraz wspomnienie. Cieszy mnie, że jednak nie musiałam odcinać mu ręki.
- Scott jeszcze nie panuje nad swoim wilkołactwem. Derek ma dużo większe doświadczenie, ale wydaje mi się, że ta kula była po prostu mocniejsza. Podasz mi z tamtej szafki pierwszy z lewej pojemnik?

Kiwam głową i podchodzę do mebla. Wyciągam pojemnik z proszkiem i podaję go Deatonowi.
Scott otwiera lekko oczy, a ja uśmiecham się do niego. Patrzy na nas zdezorientowany.

- Oczyszczam ci ranę.
- Nie jest pan weterynarzem? - Scott pyta o to, o co ja się nie odważyłam.
- To prawda, głównie leczę psy i koty - Czarnoskórych mężczyzn uśmiecha się do Scotta, który znów traci przytomność. - To przez leki na przyspieszenie gojenia, będzie spał jeszcze trochę.
- Skąd pan wie co robić?

Mężczyzna przez chwilę mi nie odpowiada. Posypuje ranę proszkiem, która lekko syczy.

- Zajmowałem się już wilkołakami. Pomożesz mi? - Marszczę brwi na jego wytłumaczenie, ale zgadzam się na pomoc. - Trzeba nakarmić zwierzęta, które są obok, mogłabyś?
- Jasne.

Zabieram potrzebne mi karmy. Często bywałam ze Scottem w pracy. Nie nadawałam się jednak do pomocy przy leczeniu zwierząt, więc zazwyczaj tylko głaskałam psy i koty, albo ja karmiłam.

- Cześć, słodziaki - Podrapałam kocięta, które siedziały razem w jednej klatce. Pewnie ktoś je znalazł i przyniósł do weterynarza.

Nakarmiłam wszystkie zwierzęta i wracam do czterech kociaków. Wyjmuję jednego z nich z klatki i siadam z nim na podłodze. Małe zwierzątko lgnie do mnie i samo wtula się w moje ręce. Uznaję jednak, że to niesprawiedliwe, więc wyjmuję też resztę z kotów i pozwolam zwinąć się im w jeden duży kłębek na moich kolanach.

- Lubią cię - Deaton staje w drzwiach i popatrzy na kociaki. - Nie mają domu, więc póki co mieszkają tutaj. Mogłabyś wziąć jednego, albo dwa.
- Chciałabym - Drapię czarnego kociaka za uchem. - Wątpię, że Scott się zgodzi. Ostatnio zwierzęta dziwnie na niego reagowały. - Nawet nie wiem dlaczego pozwalam sobie na takie wyznania. Czysto teoretycznie mężczyzna nie powinien wiedzieć nic o naszym problemie natury wilkołaczej. - Poza tym, mama już na pewno nie pozwoli. - Z mojej twarzy zanika uśmiech. - Mama...

Szybko sprawdzam kieszenie, jednak nie mam w nich telefonu. Musiałam go zgubić gdzieś w domu Dereka, albo całkiem niedaleko.

- Cholera - Chcę się podnieść, więc chwytam koty. Weterynarz zatrzymuje mnie ręką.
- Scott też nie ma telefonu, jeśli pamiętasz numer do mamy, zadzwoń z mojego - Mężczyzna wyjmuje komórkę z kieszeni.
- Dziękuję.

Szybko wpisuję numer Stilesa. Mija chwilą nim odbiera.

- Halo? - Mówi niepewnie.
- Cześć Stiles, to ja, Maeve - Uśmiecham się lekko, kiedy biały kotek słodko się przeciąga.
- Mae, co z wami? Nie odbierasz.
- Chyba oboje zgubiliśmy telefony. Możesz napisać do mojej mamy jako ja?
- Jako ty? - Zdziwienie w jego głosie jest bardzo słyszalne.
- Napisz coś z stylu "Hej mamo, śpimy u Stilesa, mój telefon się rozładował, a Scott zapomniał swojego zabrać. Mam nadzieję, że spotkanie się udało, do jutra".
- Zbyt długa instrukcja, a poza tym spotkanie na pewno się nie udało, dopilnowałem tego.
- Wiem, ale i tak to napisz.
- Nie śpicie przecież u mnie.
- To też wiem, po prostu tak napisz.
- Gdzie jesteście?
- U weterynarza. Postrzelili Scotta wilczym zielem - Wzdycham lekko i spoglądam przez okienko w drzwiach, jednak nie jestem w stanie dojrzeć brata.
- U weterynarza? Weterynarz leczy Scotta? Przyjadę po was - Słyszę, że chłopak zaczyna się zbierać do wyjścia.
- Nie trzeba, w razie czego po ciebie zadzwonię.
- Jesteś pewna? - Na jego zmartwienie w głosie robi mi się ciepło na sercu.
- Tak, napisz to co masz napisać i miej włączony telefon.
- Jak wolisz.

Lovers - Teen Wolf Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz