26. Złamanie zasad, część 1

117 8 0
                                    

  Jak mogłam być tak głupia. Wiedziałam przecież, że zgubił telefon. Zapomniałam o tym. Nie spodziewałam się jednak, że go znajdą. Nawaliłam po całości, żeby nie powiedzieć gorzej.

  - Chyba... chyba mamy problem - Wpatruję się w telefon. Jedyny plus jest taki, że leży ekranem w dół, a w piwnicy może nie być zasięgu, więc wiadomość nie przyjdzie.

  Przez dłuższą chwilę panuje cisza. Zaczyna ogarniać mnie panika. Umrzemy. Ja umrę. Przy okazji zabiję Scotta swoją głupotą. O Boże. Mama umrze z rozpaczy, Stiles raczej przeżyje.

  - Nie dramatyzuj - Odwracam głowę w stronę Dereka. Mężczyzna zaciska mocno szczękę.
  - Co?
  - Nie umrzesz.

  Wygląda na to, że powiedziałam moje przemyślenia głośno. Biorę głębszy wdech.

  - Wcale nie dramatyzuję, znajduję się w niecodziennej sytuacji i wytrąca mnie to z równowagi - Zaciskam trzęsące się dłonie na oparciach. Wbijam paznokcie w drewno i próbuję się uspokoić.
  - Dramatyzujesz.
  - Nie.
  - Tak.
  - Nie.
  - Właśnie, że tak! To nie ty jesteś podpięta do prądu, nie twoją rodzinę zabili! - Hale wysuwa kły, być może robi to bezwiednie, ale na jego podniesiony głos i szarpnięcie łańcuchami, kulę się w sobie i automatycznie próbuję się odsunąć.

  Nagle jestem małą dziewczynką, która nie umie się opanować, gdy ktoś na nią krzyczy. Próbuję się ogarnąć, ale broda zaczyna mi się trząść, a oczy szklić. Wilkołak szybko się uspokaja, ale ja nie jestem w stanie.

  - Po prostu się boję, okej? - Szeptam, starając się unikać kontaktu wzrokowego z Derekiem. - Chcę wrócić do domu, przytulić Scotta i mamę. Miałam się fajnie bawić na balu, na którym nie chciałam być, a skończyłam w piwnicy, gdzie jakaś wariatka pocięła mi rękę. Dodatkowo nie lubię patrzeć jak torturują innych, wiesz? Przykro mi z powodu tego, co ci zrobili, ale nie krzycz na mnie, bo nie chcę płakać.
  - Przepraszam - Spojrzenie mężczyzny łagodnieje.

  Naprawdę chcę już wrócić do domu. Część mnie, która boi się własnego cienia rośnie tutaj w siłę, a zbyt wiele kosztowało mnie ukrycie jej. Chcę do mamy. Może i brzmię jak małe dziecko, ale tak się czuję.

  Derek nagle spogląda na drzwi. Spinam się, bo jestem gotowa na wejście Kate, albo tamtego faceta. Nic takiego jednak się nie dzieje.

  - Co słyszysz? - Pytam.
  - Scott - Odpowiada jedynie, jakby to cokolwiek mi mówiło.
  - Przyszedł? - Znów zaczynam czuć nadzieję.
  - Jeszcze nie, ale mnie szuka - Mówiąc to, mężczyzna zaczyna wyć.

  Otwieram szerzej oczy, a następnie szybko mrugam. Co to do cholery jest. Jako fanka fantastyki zdaję sobie sprawę, że wilkołaki wyją, ale zobaczenie dorosłego faceta, który wyje, jest naprawdę przedziwnym doświadczeniem i nawet gdybym chciała, nie jestem w stanie znieść tego z pokerową twarzą. Słyszałam co prawda wycie Scotta, które najpierw brzmiało jak wkurzony kot, ale nie widziałam go. Mój mózg przyjął więc ten fakt do wiadomości, ale obecnie nie jest w stanie połączyć tej czynności z czyjąkolwiek twarzą.
Muszę wyglądać na bardzo zniesmaczoną i zdziwioną, bo Hale przekręca tylko oczami.

  - Co?
  -Nic, po prostu, no wiesz, dziwna sytuacja. Nie codziennie facet zaczyna koło mnie wyć - Uśmiecham się niezręcznie. - To działa w sumie tak jak szczekanie u psów, albo miauczenie kotów? - Derek podnosi brew, a ja próbuję się nie śmiać.
  - Jakkolwiek to porównasz, to trochę tak, Scott będzie wiedział, gdzie mnie szukać. Zresztą, byłaś przecież, gdy Scott wołał Alfę.

  Dwójka dorosłych facetów wyjąca do siebie, to coś, co nawet w tak stresowej sytuacji mnie bawi. Nie ukrywam więc już durnowatego uśmiechu.

  - Masz straszne wahania nastroju i zaczynam cię mieć dość.
  - Wybacz. Jak szybko Scott ogarnie, gdzie jesteśmy?
  - Tego nie wiem.

Lovers - Teen Wolf Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz