- Nie powinnaś już wstawać?
Otwieram jedno oko i przekręcam się w stronę drzwi, w których stoi mama. Marudzę coś pod nosem, sama nie wiem co.
Boli mnie głowa, czuję, jakbym miała kaca. Nie mam siły otworzyć oczu.- Mogę dzisiaj nie iść? - Przytulam mocniej poduszkę i nakrywam się kołdrą.
- Jesteś chora? - Mama wchodzi do pokoju i siada na skraju łóżka.
- Może - Wzruszam ramionami.
Kobieta rozgląda się po moim pokoju, jakby nie widziała go przez rok. Zatrzymuje wzrok na pluszakach leżących na fotelu i zdjęciach przypiętych nad łóżkiem. Stara się omijać wzrokiem ubrania leżące na podłodze.- Powinnaś tu posprzątać - Mówi w końcu i przykłada mi dłoń do czoła. - Nie masz gorączki.
- Ale mogę zostać? Posprzątam za ten czas - Przez chwilę żyję nadzieją.
- Nie, to jedyna zasada obowiązująca w tym domu, więc proszę, przestrzegajmy chociaż jej.
- Jaka zasada? - Zaspany Scott również wchodzi do mojego pokoju.Przeciąga się i rozgląda po pomieszczeniu. Odkąd został wilkołakiem śpi jedynie w spodniach dresowych, bo uważa, że jest za gorąco. Mi jest ciągle zimno, zwłaszcza, że cały czas otwiera okna.
- Nie omijamy szkoły i pracy - Mama uśmiecha się i zabiera z szafki nocnej talerz oraz kubek.
- Mamy taką zasadę? - Scott patrzy na nas z niedowierzaniem.
- Też uważam, że wczoraj jeszcze jej nie było - Podnoszę się na łokciu.
- W takim razie jest od dzisiaj, a teraz wstawaj - Mama ściąga ze mnie kołdrę i wychodzi, a ja z jękiem opadam na poduszkę.
- Ten jeden raz! - Wołam za nią.
- Do szkoły!***
Czuję się dziwnie. I to sama nie wiem przez co. Wspomnienie ciepłej ręki Dereka, która mnie obejmowała, utkwiło w mojej pamięci równie mocno, co widok przecinanego ciała.
Pieką mnie oczy, nie spałam długo, chcę wrócić do domu.
Czekam jednak na Allison. Powinna za chwilę przyjść. Napisała, żebyśmy spotkały się przed wejściem.
Czekam może dwie minuty, gdy zauważam Allison, a obok niej Lydię. Powstrzymuję się przed przekręceniem oczami i przywołuję na twarz niemrawy uśmiech.- Cześć, dziewczyny - Przytulam Allison na powitanie.
- Cześć - Lydia stoi wyprostowana i nie raczy zniżyć się do mojego poziomu, posyła tylko cyniczny uśmiech, przez zaledwie dwie sekundy.Gdybym była Lydią, skorzystałabym z możliwości zostania w domu, bo na pewno taką miała.
Otwieram drzwi i wpuszczam dziewczyny pierwsze. Wchodzę do środka i zatrzymuję się po prawej stronie Lydii, na której skupiają się spojrzenia wszystkich będących na korytarzu.- Może to te cztery kilo? - Szepcze Allison, zapewne nawiązując do ich poprzedniej rozmowy.
- Na pewno - Lydia zarzuca włosami i z podniesioną głową przechodzi przez tłum.
- A wy na co się gapicie? - Rzucam od niechcenia głośniejszym tonem i część spojrzeń rozprasza się od razu, część podąża za nami jeszcze przez kilka sekund.Rozstajemy się z dziewczynami przy drzwiach na basen - ja całe szczęście nie muszę iść z nimi. Zajmuję więc moje ulubione miejsce, blisko schodów, niedaleko korytarza, gdzie chłopcy mają szatnię. Opieram głowę o ścianę i zamykam piekące oczy. Przez chwilę na korytarzu panuje kompletna cisza, a przerywa ją dopiero odgłos czyichś butów.
Otwieram oczy i na końcu korytarza zauważam szeryfa i jeszcze dwóch policjantów.- Cześć, Maeve - Pan Stilinski uśmiecha się i podchodzi do mnie.
- Dzień dobry - Wstaję i otrzepuję spodnie z kurzu.
- Nie ma nikogo w sekretariacie, a sprawa jest dosyć pilna. Znasz Isaaca Lahey?
- Isaac? Mam z nim chemię i chyba gra z chłopakami w drużynie, prawda? - Marszczę brwi. Ciekawe o co chodzi.
- Tak, z tego co wiem, to gra. Wiesz gdzie może mieć teraz zajęcia? Wątpię, żebyś znała jego plan, ale może? - Szeryf opiera dłonie na biodrach.
- Chłopcy mają trening, więc powinien być na boisku.
- Dzięki, Maeve - Szeryf klepie mnie po ramieniu i wskazuje policjantom drogę.
CZYTASZ
Lovers - Teen Wolf
FanfictionMłodzi kochankowie sami już nie wiedzieli, komu oddali swoje serca.