24. Piwnica

171 17 2
                                    

- Pójdę ze Stilesem. Pewnie i tak będę musiała mu pomóc zawiązać krawat - Allison śmieje się do mnie i lekko przytula.
- Jasne, do zobaczenia na balu.
- Tak - Odwracam się do Lydii, która dyktuje swój numer telefonu Stilesowi.

Telefon. Znowu zapomniałam, że go nie mam. Chyba będę musiała zrobić szybką wycieczkę do lasu.
Lydia odchodzi od uśmiechniętego Stilesa. Zatrzymuje się obok nas.

- Jedziemy? - Pyta.
- Tak - Allison obchodzi auto.
- A ty?
- Jadę ze Stilesem - Obie spoglądamy w jego kierunku. - Dziękuję, że się zgodziłaś z nim pójść.
- Jasne - Dziewczyna przeciąga samogłoskę. - To do zobaczenia.
- Cześć.

Macham do dziewczyn i idę do Stilesa. Chłopak już siedzi za kierownicą, a ja zajmuję miejsce pasażera.

- Zadowolony? - Układam sobie na kolanach sukienkę.
- Jak cholera - Stiles szczerzy zęby. - Pójdę na bal z Lydią Martin!
- Dobrze zawiąż krawat.
- Nie pomożesz mi? - Chłopak odpala samochód i wyjeżdża z parkingu.
- Muszę iść poszukać telefonu, ale jeśli kupiłeś go dzisiaj, to ci go zawiążę.
- Leży z tyłu.

Odpinam pas i przechylam się przez fotel. W końcu sięgam po krawat i siadam na miejscu.

- Gdzie masz zamiar iść szukać? - Pyta, patrząc jak odsuwam włosy, by dobrze ułożyć materiał na karku.
- Pewnie leży koło domu Dereka - Praktycznie na pamięć przekładam każdą część. Jak byłam mała, zawsze lubiłam wiązać tacie krawaty, a później przydało się to Scottowi.
- Chcesz tam iść?
- Muszę go znaleźć, inaczej nie dam rady napisać do Jonathana, a nie znam jego numeru, by zadzwonić z domowego.
- Byłbym lekko przerażony, gdybyś znała jego numer. Ale nie pozwolę ci iść samej.
- Nie masz wyjścia - Sprawdzam, czy krawat da się łatwo zacisnąć i rozluźnić. Wszytko działa. - Musisz się szykować na bal z Lydią Martin.

Stiles nic nie odpowiada, gdy zdejmuję z siebie jego krawat. Kładę go na desce rozdzielczej jeepa i odgarniam włosy za ucho.

- Na pewno?
- Tak. Zostaw mnie gdzieś, żebym nie musiała daleko iść.

Przez chwilę rozmawiamy o jakiś pierdołach związanych ze szkołą. Stiles zjeżdża na poboczę. Czeka mnie maksymalnie dziesięć minut spacerkiem, a później tylko sprawdzenie wielu miejsc, gdzie mógł mi wypaść telefon.

- Wyprasuj koszulę - Dźgam chłopaka palcem w pierś. - I się nie spóźnij.
- Oczywiście, Mae - Stiles patrzy na mnie, gdy zabieram sukienkę. - Jesteś pewna, że chcesz iść sama?
- Już mówiłam, że tak - Wyskakuję z auta i opieram się o drzwi.
- Naprawdę nikt cię nie zaprosił na bal? - Stiles stuka palcami o kierownica.
- Nikt.
- Byłem pewien, że ktoś już to zrobił. Zaprosiłbym cię, gdybym o tym wiedział.
- Nie chciałbym, żebyś szedł ze mną z litości.
- To nie byłaby litość - Podnoszę brew. - No może troszkę. Ale i tak nie miałem z kim iść.
- A teraz masz, więc się nie spóźnij - Wskazuję go palcem, a następnie zamykam drzwi.

Widzę, że Stiles się śmieje, a następnie odjeżdża.

O dziwo do domu Dereka dochodzę bardzo szybko. Najpierw dokładnie sprawdzam tył ogrodu. Nie ma nigdzie żadnego z naszych telefonów. Wchodzę trochę w las, tam, gdzie uciekłam ze Scottem, ale też nic nie znajduję. Nie pozostaje mi nic innego, niż wejść do domu.
Korzystam z tego samego wejścia co ostatnio. Zarzucam sukienkę na ramię i podciągam się, by wejść przez okno. Tym razem gramolę się trochę dłużej, ale nie chcę uszkodzić sukienki, która i tak nadwyrężyła mój budżet na następny miesiąc. W dzień bardziej widać brud i pozostałości sadzy. Rozglądam się po podłodze. W pokoju nic nie ma, więc wychodzę na korytarz. Uśmiecham się sama do siebie, gdy zauważam telefon. Całe szczęście to mój i nie jest rozładowany. Zauważam kilkanaście nieodebranych połączeń i wiadomości. Większość jest od Allison, kilka od mamy z tej feralnej nocy. Wkładam go do kieszeni i przechodzę kawałek dalej, jednak telefonu Scotta dalej nie widzę. Zauważam za to ciemne plamy na podłodze pod ścianą. Krew Scotta. Nie widzę jednak żadnej innej. Kątem oka zauważam jednak ruch na zewnątrz.
Nie ruszam się, bo to mogłoby bardziej zwrócić na mnie uwagę niż bycie na widoku. Jakaś kobieta w blond włosach wchodzi do piwnicy, do której wejście znajduje się niedaleko domu. Zaparkowała na podjedzie. Kojarzę to auto, a przynajmniej tak mi się wydaje. Czekam aż wyjdzie, chciałbym lepiej się jej przyjrzeć. Wychodzi po kilku minutach, ale nie jestem w stanie jej rozpoznać.
Przebiega mi przez głowę myśl, że by może jest to ciotka Allison, jednak nie są do siebie podobne, a tym bardziej nie miałby co tutaj robić. Chyba, że... Derek.
Dla bezpieczeństwa czekam dwie minuty po jej odjedzie. Dopiero wtedy wychodzę z domu frontowymi drzwiami i szybko przebiegam do wejścia do piwnicy.
W środku korytarz jest długi, ale oświetlony. Ciągnie się dalej, niż jestem w stanie zobaczyć, więc, wiele nie myśląc, po prostu wchodzę w głąb korytarza. Przeszkadza mi szelest foli, w którą opakowana jest sukienka, ale chwytam ją tak, by wydawała jak najmniej dźwięków.
Mijam dużo drzwi, jednak za żadnymi nic nie ma. Patrzę do środka przez szpary, ale nic nie zauważam. Dopiero za zakrętem jedne z drzwi są otwarte. Omijam resztę i od razu kieruję się do tych otwartych. Nie jestem aż tak głupia, by od razu wejść do środka, więc trzymam się blisko drzwi i tylko lekko wychylam głowę, by zobaczyć co znajduje się w środku. Spodziewałam się znaleźć Dereka, ale na pewno nie w takiej sytuacji.
Mężczyzna wisi, przypięty do kraty na środku pomieszczenia. Oświetla go duża lampa, przez co jestem w stanie dostrzec gojące się sińce. Moją uwagę jednak zwracają kable, które podpięte do boku mężczyzny ciągną się aż na stół, gdzie stoi jakieś urządzenie. To jest wszystko, co mogę dostrzec. Patrzę więc na Dereka, który podnosi na mnie zmęczony wzrok. Ta kobieta musiała go torturować. Chcę wejść do środka, jednak powstrzymuje mnie jego ledwo widoczne kręcenie głową.
Marszczę brwi - nie bardzo rozumiem o co mu chodzi. Jeszcze raz dokładnie rozglądam się po pomieszczeniu, ale nie zauważam nic, co mogłoby mi zagrażać. Poprawiam sukienkę, a dopiero po tym ruchu uświadamiam sobie, czemu Derek kręcił głową. Słyszę szuranie krzesła. Jest tu ktoś jeszcze.
Serce na chwilę mi zamiera. Muszę uciekać - jest to jedyna myśl, która łopocze mi się po głowie.
Nogi reagują z opóźnieniem, ale w końcu ruszam z miejsca. Nie robię jednak więcej niż pięć kroków, a ktoś łapie mnie za włosy. Krzyczę, gdy ciągnie moją głowę do tyłu i prawie się przewracam.

Lovers - Teen Wolf Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz